W niedzielę świętowała swoje estradowe 45-lecie. Potem nie miała się gdzie wykąpać, bo wannę zajmowały dziesiątki bukietów. – Nie wiedzieliśmy, że ty AŻ TAK śpiewasz – gratulowali nawet dobrzy znajomi Anny Panas.
Wysoka, szczupła, zwinna – świetnie grała w siatkę, trenowała w opolskiej “Odrze”. Sport wydawał się jej najważniejszy, gdy niespodziewanie zaczęło się zawodowe śpiewanie. Wcześniej o tym nie myślała (nawet gdy jako 16-latka wygrała w opolskim MDK-u konkurs pod hasłem “Szukamy młodych talentów”). Ale śpiewała od zawsze, bo dom był muzykujący. Ojciec – kapelmistrz w wojskowej orkiestrze, matka – chórzystka w filharmonii i kościele.
W rodzinie wszyscy mieli dobre ucho i świetne głosy. Od dziecka uczyła się gry na fortepianie, ale klasyka jej nie pociągała. Ledwo nauczycielka wyszła z pokoju, a już “Fale Dunaju” zaczynały brzmieć tak, że Strauss by się mocno zdziwił. Obrywała za to po łapach. Kiedy młodsza o 6 lat siostra Ewa trochę podrosła, okazało się, że pięknie brzmią razem. Unisono miały takie, że nikt nie potrafił odróżnić, który głos jest której. Na jakimś kolejnym konkursie usłyszał je Witold Pograniczny (jeden z pierwszych redaktorów muzycznych III Programu Polskiego Radia, prowadził też pierwsze festiwale w Opolu i Sopocie).
Zaśpiewały trzy piosenki, bo tyle miały. Wszystkie ze słowami i muzyką Anny. Po tym występie Pograniczny zaprosił je na nagrania do Warszawy.
Więcej w artykule na stronie Nowej Trybuny Opolskiej:
http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100502/REPORTAZ/819428182
Opublikowano dnia: 01.08.2014 | przez: procomgra | Kategoria: Bez kategorii