KKzLotu
Unbenannt-1

Ludwig Niemas dnianapisał:

 

„Ruszył” mnie nieco artykuł „Ja chcę zrobić…”, ponieważ on dotyczy miasta naszych wspomnień, naszej młodości, a przede wszystkim miejsca rozwoju naszych cech wewnętrznych, ale pochodzi od jakiegoś ANONIMA. Ten ANONIM stwierdza, że Kędzierzyn-Koźle jest miastem, którego rozwój kulturalny oraz rozwój miejsc lub ośrodków prezentowania kultury jest — z racji wyborów miejskich 2014 — obiektem wzmożonego, ale jedynie przejściowego zaintersowania pewnych polityków, co spowodowało wyrażenie jego jawnej krytyki.

Tutaj chcę się od razu wypowiedzieć na temat powtarzających się wpisów na stronach Retromuzyki, których anonimowość jest objawem reprezentowania jakiegoś ukrytego strachu przed czytelnikami, a może przed jakimiś przedstawicielami ugrupowań politycznych lub społecznych. Strach nie powinien być powodem chowania głowy w piasku, jeśli ktoś się odważa wygłaszać swoje słowa publicznie. Takie „skryte” postępowanie buduje niepotrzebne domysły, że tym powodem może być też zawiść, zazdrość, nienawiść, a nawet wrogie ukierunkowanie spojrzenia publicznego.
Proszę team Retromuzyki, aby nie publikował żadnych anonimów, ponieważ ta strona internetowa jest oficjalną historią dla K-K, a nie prywatną sceną prowadzenia potyczek osobistych.

Wracając do tematu, muszę nadmienić, że dobrze znam powojenne miasto Kędzierzyn i jego okolice do końca lat 70-tych, natomiast miasto Koźle niewiele towarzyszyło mojemu wzrastaniu. Jako młody chłopak przybyłem z rodziną z Pomorza Zachodniego do Kędzierzyna, który był przede wszystkim miejscem zamieszkania Ślązaków, pozostałych Niemców po skończeniu II wojny światowej, ludzi z różnych stron Polski, w tym repatriantów z przedwojennej Polski na Wschodzie, oraz przedstawicieli wielu innych narodów, których pobyt podczas wojny w obozie koncentracyjnym w Sławięcicach był wynikiem ich wymuszonej emigracji. Z tego widać, że ludność Kędzierzyna była zlepkiem różnych kultur, tradycji i obyczajów, które miały wpływ na rozwój tej małej wtedy miejscowości.

Linia kolejowa Opole/Nysa/Strzelce Opolskie — Gliwice/Racibórz dzieliła Kędzierzyn na dwie dzielnice, czyli na „miasto” i „Pogorzelec”. Te dzielnice były połączone ulicami Świerczewskiego i Kozielską, a punktem stycznym tego połączenia był przejazd i przejście pod torami kolejowymi, czyli „pod mostem”.
Po stronie miasta było kilka równoległych do torów kolejowych ulic, przedzielonych prostą ulicą Świerczewskiego, która była wąska na dwa (wąskie) samochody i miała po obu stronach stare, solidne drzewa aż do Kanału Gliwickiego, na których niejeden nieuważny kierowca stracił życie. Po jednej stronie był plac Wolności z rozciagłą w kierunku Azotów ulicą Powstanców (stare domy, tak jak przy równoległych ulicach Matejki i K. Miarki aż do torów kolejowych, zbudowane przez jeńców z obozu koncentracyjnego w Sławięcicach) oraz z nowym osiedlem NDM (Nowa Dzielnica Mieszkaniowa), a tam, gdzie jest ulica 1-go Maja, zaczynał się las, który ciągnął się w kierunku Blachowni aż do Kanału Gliwickiego. Na samym początku tego lasu przy ulicy Świerczewskiego zaczynało się spore, naturalne boisko do grania w piłkę nożną, gdzie spotykało się wiele osób, przeważnie mężczyzn w różnym wieku. Może te spotkania były powodem, że w narożniku lasu i ulicy Świerczewskiego powstała w ostatnim wtedy budynku knajpa pod nazwą „Parkowa”. Może też te spotkania spowodowały późniejszą decyzję o lokalizacji Domu Kultury „Chemik” po drugiej stronie ulicy Świerczewskiego, ale nieco oddalonej od „Parkowej” w kierunku Kanału Gliwickiego. Patrząc z DK „Chemik” w kierunku Azotów, można było znaleźć w lesie samotną Szkołę Podstawową nr 6, która była już poza NDM-em i „kończyła” Kędzierzyn po tej stronie.
Druga strona ulicy Świerczewskiego kończyła się szpitalem miejskim i kościołem Św. Mikołaja, za którym wiła się jedna długa ulica Grunwaldzka, prowadząca w kierunku maleńkiej Kuźniczki. Tam była też umiejscowiona Szkoła Podstawowa nr 1 aż do ulicy Kościelnej. Należy tu zaznaczyć, że ta strona od linii kolejowej była dlatego nazywana miastem, ponieważ na niej znajdowała się stacja kolejowa, kościół, szpital, prezydium miasta, posterunek milicji, hala sportowa „Unii Kędzierzyn” tuż przy stacji kolejowej, apteka, kino „Junak” (potem doszło kino „Chemik” w DK „Chemik”) oraz świetlica PKP przy stacji kolejowej.

Dzielnica Pogorzelec była bardzo długa, ale za to wąska. Prawie wszyscy zamieszkiwali przy równoległych do siebie uliczkach w starych poniemieckich budynkach, wybudowanych w części przez jeńców z obozu koncentracyjnego w Sławięcicach po tylko jednej stronie wąskiej i zadrzewionej ulicy Kozielskiej. Jedyne kino „Letnie” na otwartym powietrzu, a w zimie oficjalne lodowisko „Uni Kędzierzyn”, było wtedy niebezpiecznym miejscem spotkań wielu, przeważnie młodych ludzi, ponieważ tam można było łatwo stracić wieczorem życie od noża. Z czasem powstała Szkoła Muzyczna oraz Liceum Ogolnokształcące, o którym Waldek Więckiewicz wspomina w swoim wpisie.
Dodam tutaj, że obok miejsca powstania tego Liceum była dosyć wysoka górka w lesie, a na tej górce spacerowały kury z pobliskiego, bardzo starego i odosobnionego domku. Będąc tam kiedyś z dwoma przyjaciółmi, jadłem na tej górce pieczoną przez nas kurę, którą pies jednego z moich przyjaciół przyniósł nam w pysku, aby podzielić się swoim łupem.
Po drugiej stronie ulicy Kozielskiej długo nie było prawie nic, ale wybudowano nowe osiedle, które nazwano potocznie „Moskwa”, ponieważ tam zamieszkało wielu repatriantów z byłej Polski na Wschodzie. Tam był też tartak przy torach kolejowych i moczarach (przy tak zwanym „starym” Kanale Gliwickim) , dalej przed „Moskwą” była jedyna w Kędzierzynie stacja benzynowa, za „Moskwą” nowa apteka, Szkoła Postawowa nr 4 oraz na samym końcu Pogorzelca młyn przy rzece Kłodnicy.

Pomiędzy domami w całym Kędzierzynie było wszędzie mnóstwo ogródków, które były ogrodzone i pielęgnowane przez lokatorów tych domów. Życie było bardzo spokojne, prawie nikt nie miał samochodu, a jeśli ktoś miał już motorower, wtedy był znanym mieszkańcem miasta.
O telewizji nikt wtedy nic nie wiedział, a mieszkania kolejowe zastały wyposażone w głośniki, z których dochodziły dźwięki Radia w Opolu. To było wtedy jedyne źródło muzyki, która umilała sielankę życia w Kędzierzynie.
Czy teraz ktoś się ździwi, jeśli powiem, że to nam, młodym ludziom, nie wystarczało?

O wielu rzeczach mało się mówiło, ponieważ to były jakieś tajemnice, dotyczące naszej miejscowości. Powietrze było skażone tlenkami azotu z Zakładów Azotowych, które niósł wiatr do miasta, a kolor tych tlenków był przeraźliwie żółty. Kobiety nosiły pończochy nylonowe, które przy praniu, to znaczy przy włożeniu do wody, natychmiast „puszczały oczka”, tworzące dziury, i musiały być ciągle reperowane. W powietrzu znajdował się też pył, osiadający się na wszelkich powierzchniach. To był trujący i żrący pył jakiegoś związku chemicznego w postaci czarnych punkcików. Wilgoć z powietrza łączyła się z tym pyłem, tworząc kwas i niszcząc wszystko to, co nie było zakryte. Jedynie woda zmywała ten pył, ale o jego poprzedniej obecności informowały maleńkie wgłębienia na różnych powierzchniach. To wszystko wdychaliśmi, będąc nieświadomi zatruwania naszych organizmów. Chorobliwość w Kędzierzynie była bardzo wysoka, ale partyjni czuwali nad „znieczuleniem” każdego ludzkiego protestu…

Mówiąc o kulturze wymienionych tutaj środowisk, w których przeważali kolejarze, pracownicy różnych specjalności z Zakładów Azotowych w Azotach i z Zakładów Chemicznych w Blachowni, miasto Kedzierzyn nie było wcale ustabilizowaną kolebką artystyczną, lecz miejscem ciężko wywalczonego i wyuczonego nurtu duchowej swobody robotników. Ci robotnicy mieli dzieci, którym chcieli zapewnić więcej niż sami doznali w swoim życiu. Ważne jest tutaj przypomnienie, że wojna znieczuliła ich uczucia, ale ta znieczulica nie przeszła na wszystkie dzieci tamtego pokolenia. Poważnym hamulcem rozwoju nurtu duchowej swobody był reżim partyjnego fanatyzmu, który dotknął we wczesnych początkach wielu przedstawicieli „nowej” wtedy, ale „wrogiej” muzyki. Ponieważ reprezentowaliśmy tę muzykę, mogę się tutaj o tym śmiało wypowiedzieć. Niech nikt dzisiaj nie przypuszcza, że wszystko „układało się” po naszej myśli, dlatego często żyliśmy w strachu…

Z powyższego opisu wiemy teraz, w jaki sposób rodziła się wspólna kultura miasta Kędzierzyna, które rozwijało się o wiele szybciej niż Koźle. Napływ nowych ludzi, z racji prężności Zakładów Chemicznych, Azotowych i Instytutu Ciężkiej Syntezy Organicznej, spowodował zapotrzebowanie na nowe miejsca zamieszkania, czyli nowe dzielnice. Ludzie z Kędzierzyna, mając dostęp do bardzo dobrze pracującego w tamtych czasach węzła kolejowego, mieli więcej okazji do spotkań z ludźmi z innych miejscowości, ponieważ dojeżdżali do szkół lub do pracy w Gliwicach, w Raciborzu lub w Opolu. To wszystko miało potężny wpływ na zdystansowanie innych z bardzo wielu miejscowości wokół Kędzierzyna pod względem rozwoju ogólnego społeczeństwa oraz jego kultury.
Tradycje i obyczaje wymieszały się z czasem wśród pokoleń, a religie miały w tym wymieszaniu też swój ogromny wpływ na kulturę.

Młodsze pokolenia nie wiedzą wiele o tamtych czasach, dlatego je nieco zbliżyłem, aby każdy mógł się dowiedzieć, w jakich warunkach dorastaliśmy i dlaczego chcieliśmy wyjść poza dyktowane nam ramy postępowania. To była — patrząc z perspektywy czasu — nawet niebezpieczna walka o wolność kultury, której piękno zachowało się do dzisiaj. Muzyka, którą wprowadzaliśmy, nie była wcale zboczoną profanacją dźwięków, jak nam mówiono, lecz silnym (w tamtych czasach) i melodyjnym oddaniem naszych uczuć.

Ci, którzy chcą się dzisiaj opowiadać za rozwojem kultury i miejsc lub ośrodków jej prezentowania w K-K pod płaszczykiem szukania własnych zaszczytów i korzyści materialnych, a w szczególności władzy, muszą się liczyć z bezpardonowym rozliczaniem i egzekwowaniem od nich danego słowa. Złamanie słowa przez każdego politycznego „mówcę” powinno go doprowadzić do oficjalnego (!) procesu piętnowania i zhańbienia społecznego, co dzisiaj jest już właściwie rozumiane przez młode pokolenia. Mówię to tutaj dlatego, że poznałem w życiu podstępne i bezpardonowe postacie urojonej polityki i zaślepienia prywatnymi korzyściami.

Powodzenia Kędzierzyn-Koźle (!)

Ludwig Niemas

 


logoBannerFotter_gr

Opublikowano dnia: 14.11.2014 | przez: procomgra | Kategoria: Bez kategorii

1 Comment

  1. Joachim Parusel pisze:

    Mieszanina prawd, półprawd i nieprawdy. Autor nie konfrontował tego, o czym pisze, z nikim a przede wszystkim z faktami. Dużo jest tu prawdziwych obrazów ale i „dorabianych faktów” albo po prostu autorowi tak wyszło. Szczególnie w tym, co pisze o autochtonach i roli jeńców „obozu koncentracyjnego” przy budowie domów. Co do wspólnej kultury to mam odmienne zdanie na temat jej powstawania ale nie muszę mieć racji, z tym, że w najbliższej przyszłości postaram się przedstawić swoje zdanie na ten temat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

TŁUMACZENIE Google»

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Zamknij