Od lat fascynuje mnie wszystko co dotyczy epoki narodzin Mocnego Uderzenie. Moim marzeniem było posiadanie własnego instrumentu. Nie stać było moich rodziców na spełnienie tej fanaberii. Pamiętam z dzieciństwa podejmowane próby konstruowania gitary elektrycznej przez mojego starszego brata. Pamiętam jego rozmowy z ojcem na temat wyboru drewna z jakiego miał być wykonany korpus. Wymieniali nazwy gatunków takich jak grab, jesion dąb. Niby taki drobiazg a zapamiętałem na całe życie. Dlaczego? Nie wiem.

Zawsze ciągnęło mnie do realizacji niespełnionego planu Wojtka. Problem polegał na tym że nie było miejsca oraz narzędzi do takiej pracy. Kiedyś nawet odkupiłem wstępnie obrobiony korpus instrumentu od mojego szkolnego kolegi Marcina Riedla z Reńskiej Wsi. Byłem o krok bliżej. Niestety zapał mój wygasł. Zapodziała się gdzieś niedoszła gitara. Zapodział się gdzieś także Marcin, Myślę, że znalazł swoje miejsce gdzieś po drugiej stronie Odry.

Gitara elektryczna jako instrument fascynowała mnie nadal. W kraju dostępne stały się najwyższej klasy instrumenty. Podziwiałem te na których grali moi idole. Jolana Tornado w rękach niebiesko-czarnego Janusza Popławskiego, Rickenbacker Tadeusza Nalepy zakupiony w Holandii i wykorzystywany w teledysku „Gdybyś kochał hej”. Stratocaster Erica Claptona czy Jimiego Hendrixa. Troszkę żal rodzimej DEFIL- owskiej produkcji. Samba i basowy Lotos to już instrumenty prahistoryczne. A co z takimi markami jak Alko Alfreda Kopoczka z Bielska-Białej, gitary Władysława Chełminiaka z Otmętu k/Krapkowic czy znakomite Wegaki – Adolfa Kucharskiego z Brzegu k/Opola?

Pomyślałem sobie żeby pobawić się w modelarstwo replik zapomnianych marek. Nawet poczyniłem pierwsze kroki. Znów dał znać o sobie mój słomiany zapał.

Ostatnio znów coś zaczyna się dziać. Niedawno odwiedziłem pracownię lutniczą p. Adriana Kobzy z Rozwadzy k/Krapkowic. Wcześniej podziwiałem miniaturki gitarowe Marka Morawca z Opola, który jest autorem statuetek kędzierzyńsko-kozielskiej GITARIADY 40.
To chyba jakieś przeznaczenie, ponieważ znów los poprowadził mnie do kolejnego miłośnika miniatur gitarowych.
Pan Adam Wilczyński. Wielki sympatyk czwórki z Liverpoolu oraz miłośnik twórczości Krzysztofa Klenczona. Nie mogłem oprzeć się ciekawości poznania tego człowieka.
Poprzez społecznościowy portal FB nawiązałem kontakt z p. Adamem. Krótka, niezwykle sympatyczna rozmowa i zostałem zaproszony do odwiedzin w domowej pracowni Pana Adama.
Kędzierzyński wieżowiec, winda, dziesiąte piętro, dzwonek do drzwi i jestem. Wita mnie gospodarz. Zaprasza do mieszkania. Częstuje kawą. Kilka pierwszych zdań i już jesteśmy po imieniu. Rozmawia się nam znakomicie. Nadajemy przecież na tych samych falach.
Rozglądam się dyskretnie po mieszkaniu. Miejsca na kawę niewiele ponieważ większość stołu zajmuje makieta przedstawiająca niezwykłe wydarzenie w historii The Beatles. Mowa o słynnym ostatnim koncercie zespołu, który dobył się 30 stycznia 1969 roku na dachu Apple Records! Kilka dni temu oglądałem film „Let It Be” z zapisem tego koncertu. Na makiecie wszystko jak prawdziwe. Brak tylko muzyków, publiczności na pobliskich dachach oraz interweniujących policjantów. Na ścianie wyeksponowany ”Rickenbacker” od razu kojarzący się z Tadeuszem Nalepą i jego pierwszą breakoutowską gitarą z LP. „Na drugim brzegu tęczy”. To tylko kopia mówi skromnie Adam. Ale już dumnie pokazuje autograf Jurka Styczyńskiego złożony na korpusie instrumentu. Obok prezentuje się wysłużony nieco Fender Stratocaster Squier. To instrumenty na których szlifuje swe umiejętności gospodarz spotkania. Grą na gitarze bawi się od jedenastego roku życia. Kształtowała Go muzyka Beatlesów oraz twórczość Krzysztofa Klenczona i jego zespołu „Trzy Korony”. Miał kogo podsłuchiwać. Niektórzy mawiają, że nasze miasto to „Zagłebie gitarowych talentów”. Dwoje wybitnych polskich gitarzystów to osiedlowi sąsiedzi. Marek Raduli i Zbyszek Krebs. Marka znał z widzenia natomiast ze Zbyszkiem do dziś utrzymuje bardzo przyjacielskie kontakty.

Siedzimy i gawędzimy z Adamem o dawnych muzykach, tych kędzierzyńskich i tych krajowych. Trochę także o sprawach technicznych, o znanych markach instrumentów.
– Powiedz Adam skąd to Twoje nietypowe zajęcie?
To nietypowe zajęcie zaczęło się także bardzo nietypowo. Zbyszek miał bardzo fajną gitarę akustyczna. Japońska Suzuki. Podobała mi się. Poprosiłem aby mi ją odsprzedał. Odmówił bo jak twierdził to jego ulubiony instrument. Był nie do sprzedaży. Zaproponował abym wybrał sobie jaki zechcę model Epiphone’a, a on korzystając ze swoich kontaktów załatwi go za nieco niższą cenę. Niestety okazało się, że nawet spory upust jest dla mnie poza zasięgiem. Odpuściłem. Minęło kilka lat i po raz kolejny odwiedza mnie w domu Zbyszek, taszcząc z sobą sporych rozmiarów pakunek. Nowa Twoja gitara? Zagadałem.
To dla Ciebie. Sam zobacz. Szok. Nie spodziewałem się. Z drżeniem rąk otwieram i co widzę? Instrument, który chciałem odkupić od Zbyszka. Zawirowało mi w oczach. Kosmiczny prezent. Radość wielka a potem myśl. A ja? Jak mogę się odwdzięczyć?
Minęło kilka miesięcy od tego czasu. Cały ten czas w głowie myśl. Co ja mogę podarować w zamian. Żona moja robiła porządki. W kuchni została drewniana skrzynka po cytrusowych owocach. Trzeba to wyrzucić do śmietnika. Chwytam za skrzynkę i… poczułem w dłoni jakieś niezwykle przyjemne uczucie bijące od tej drewnianej skrzyneczki. Szkoda się tego pozbyć. Może do czegoś się przydadzą te listewki i…. Pukanie do głowy, jak w tej bajce o „Pomysłowym Dobromirze”. Może zrobić z tego miniaturkę jakiegoś instrumentu. Może gitara będzie Ok. Przez chwilkę zastanawiam się nad modelem. Tak. Suzuki zbyszkowe! Będzie najlepsze. Dla Zbyszka. Mam przecież wzór, oryginał. Nie powinno być problemu. Nie powiem. Zajęło mi to trochę czasu. Wycinałem, kleiłem, poprawiałem, aż wreszcie uznałem, że jest Ok.
Miałem ogromną satysfakcję wręczając własnoręcznie wykonaną replikę gitary Zbyszkowi. Widziałem jego reakcję i wierz mi. Poczułem ogromną dumę. Dawanie prezentów jest naprawdę miłe.

– To bardzo interesująca historia, ale proszę, pokaż wreszcie ten swój warsztat. Chcę zobaczyć to miejsce gdzie powstają Twoje „cudeńka”

Maleńki pokoik. Na ścianie Czwórka z Liverpoolu. Poniżej w oszklonej ramce cztery modele Fendera. Po przeciwnej stronie biurko a na nim kilka rozpoczętych prac. Wśród nich pianino. To pianino Paula z nagrywania „Let it be”. Skrzyneczki, półeczki na narzędzia i drobne elementy. Obok półeczek prezentuje się cała gama gitarowych miniatur. Wszystkie jak prawdziwe. Ibanezy, Gibsony, Fendery. Są także bębny Ludwig’a. Zestawy estradowe Marshal’a i Vox’a. Bajkowy świat wielkich estrad. Były tam kiedyś i polskie marki. Repliki Defila: Samba, Lotos czy wspomniany wcześniej model rzemieślniczej gitary Alko. Te szybko znalazły swoich nabywców.
Dopijam mocno już schłodzoną kawę. Nawet nie wiem kiedy minęło dwie godziny naszej pogawędki. Adam wyjmuje zza makiety pięknie osadzoną miniaturkę gitary basowej zawieszonej na ceglanym murku. Widzę dedykację dla mnie. Poczułem się jak Adam podczas wizyty Zbyszka Krebsa.

Ps. Sąsiad zapowiada demontaż boazerii.

Tekst. Zbigniew Kowalski
Zdjęcia. Zbigniew Kowalski, arch. Adam Wilczyński, Zibbi Krebs.
Opr. graf. Zygmunt Pieluch

Opublikowano dnia: 20.02.2019 | przez: Zbigniew Kowalski | Kategoria: Bez kategorii

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

TŁUMACZENIE Google»

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Zamknij