Heniu na gitarze grał…


Heniu na gitarze grał… Zjechał z gitarą połowę naszej części globu i grał z takimi sławami jak Krzysztof Krawczyk, Zbigniew Wodecki, Anna Jantar, Krystyna Prońko, Aleksander Maliszewski, Zbigniew Górny czy Ewa Bem, aż zakochał się, osiadł w Śmiglu i… został nauczycielem muzyki. Dziś mijają cztery lata od śmierci Henryka Pelli

Niebieski kwiat

Na lekcjach muzyki puszczał jazz, bluesa i rocka. Sam mało grywał. Nie grywał też na imieninach ani przy ognisku. Nawet żonie i córce grywał jedynie od czasu do czasu.
– Tylko gdy nas nie było w domu grał głośno, gdy wracałyśmy, zakładał słuchawki. Nie chciał nam przeszkadzać… – uśmiecha się Blandyna Pella, żona.Heniu Pella 1
Nie lubił zabaw, wesel i festynów choć zdarzyło mu się i w takich miejscach grać. Dla niego muzyka nie była ozdobą, ale czymś intymnym, daleko prawdziwszym od jarmarcznego huku i wszystkiego, co było dookoła.
– Zamykał się w pokoju, zakładał słuchawki na uszy i odpływał… Bardzo przeżywał to co grał. Potrafił tak do późnej nocy. Czasem mnie to denerwowało, bo co prawda muzyki nie było słychać, ale w nocnej ciszy po domu rozchodził się rytm wystukiwany odruchowo stopą. Nie mógł nad tym zapanować i może nawet o tym nie wiedział. A ja długo w noc nie mogłam zasnąć… – śmieje się Sabina, córka.
Długie włosy spięte w kucyk, skórzana kurtka, jeansy i ciemna koszula – to był jego strój na wszelkie okazje. Nie bywał tam gdzie wypadało, a tylko tam gdzie chciał być. Mówił to, co myślał, nawet, jak to się nie wszystkim podobało.
– Pamiętam, jakiś zespół z Leszna poprosił go o konsultacje. Założycielem zespołu był wokalista. Zagrali, pytają Henia, co by zmienił, – a on – że wokalistę – śmieje się pani Blandyna.
W wakacje, gdy nie musiał chodzić do szkoły, wstawał najchętniej około południa. Ożywał nocą. Do nocy grał, komponował, słuchał muzyki, pochłaniał stosy książek historycznych, albo oddawał się kibicowaniu. Lubił piłkę nożną (kibicował Widzewowi przez sentyment do Łodzi) i potrafił spędzić noc na oczekiwaniu na walkę bokserską.
– Stał się kibicem Unii Leszno. Nie odpuszczaliśmy żadnego meczu w Lesznie, jeździliśmy raz po raz także na wyjazdowe – wspomina córka.
Uwielbiał gotować i podpatrywać wielkich mistrzów patelni w restauracjach. Potem smakołyki te serwował kobietom swego życia.
– …i robił to świetnie – uśmiecha się pani Sabina.

Marzył o gitarze

Heniu Pella

Na lekcje gry na fortepianie posłała go mama. Miał sześć lat. Na początku trzeba było namawiać go do ćwiczeń, ale przyszedł czas, że namawiać trzeba było, by zajął się czymś innym. Ćwiczył zapamiętale całymi godzinami. Dzień w dzień. Skończył szkoły muzyczne pierwszego i drugiego stopnia. By móc dalej grać, ku rozpaczy ojca, zmienił technikum energetyczne na liceum (na słupie energetycznym ręce grabiały) i skończył Studium Nauczycielskie. Zespoły w Kędzierzynie Koźlu rosły wtedy jak grzyby po deszczu. Pella założył swój – Wegatony i wszedł w skład Towarzystwa Wzajemnej Adoracji. W obu grał z Krystianem Bernardem.
– Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę… – opowiada Bernard. – Graliśmy, marzyliśmy… Pamiętam, gdy wracaliśmy z próby, stawaliśmy na rozstaju dróg skąd oboje mieliśmy tak samo blisko do domów i gadaliśmy czasem jeszcze wiele godzin. O gitarach, wzmacniaczach i tych wszystkich cudach z zachodu. Marzył o tym, by pojechać do Holandii, zagrać tam kilka koncertów i kupić sobie sprzęt Marshalla i gitarę… To marzenie udało mu się spełnić…
Gdy zostali zawodowymi muzykami ich drogi się rozeszły. Pella wszedł do Nowej Grupy Jacka Lecha i zjechał z nią Polskę i niemal całe ZSRR. Z tego tournee została mu miłość do rosyjskich pierożków i tęsknota za tamtejszym chlebem. Po dwóch latach (1975 r.) odszedł z zespołu, koncertował trochę ze Zbigniewem Wodeckim i i załapał się na kontrakt estradowy do Finlandii (duże pieniądze), z którego przeskoczył na włoską rewię na lodzie (niemałe). Z nią znów zjechał republiki radzieckie, Włochy, Grecję, Węgry, Jugosławię, RFN… W 1978 wchodzi w skład Trubadurów i daje z nimi kilkadziesiąt koncertów.
– Pamiętam go jako bardzo spokojnego, niekonfliktowego, serdecznego kolegę – wspomina Sławomir Kowalewski, Trubadur. – Bardzo dobrze grał na basie z wyczuciem harmonii i rytmu. Idealnie łączył sekcję rytmiczną. Do muzyki miał wielkie serce. Był zdyscyplinowany i sumienny w tym co robił.
Grał potem z Anną Jantar, Ewą Bem i jej bratem Aleksandrem Bemem, Aleksandrem Maliszewskim, Krzysztofem Krawczykiem (czasy ,,Parostatku’’) i Krystyną Prońko.
– Był w Lesznie, w sali przy ul. Chrobrego koncert – opowiada Blandyna Pella. – Właściwie nie koncert, tylko program artystyczny. Wtedy tak było – znany konferansjer z telewizji i kilku artystów. Tak wszystkiego po trochu, żeby było ciekawiej. Byłam tam z bratem i przyjaciółmi. Jeszcze pamiętam, w czasie tego przedstawienia malucha nam okradli. Cukier zabrali! Śmialiśmy się, że to był pechowy wyjazd. W czasie przerwy staliśmy, Henryk podszedł i…
To była miłość ,,kartkowa’’. W domu telefon był i owszem – ale u sąsiadki. Pisali więc pocztówki, albo ona dzwoniła do Łodzi, do mieszkania braci Słodkowiczów, gdzie Pella pomieszkiwał w przerwie między wspólnymi koncertami. Do Śmigla wpadał na krótko. W 1984 był ślub, rok później urodziła się Sabinka, w 1986 zamieszkał z rodziną w nowym domu. Jeszcze w pierwszych latach po ślubie był bardzo zaangażowany w nagrywanie płyty i koncerty z zespołem Limit z Grażyną Łobaszewską. Trzy lata grał tam z przyjacielem z młodzieńczych lat – Krystianem Bernardem. Całe tygodnie spędzał na nagraniach w Łodzi i Warszawie.
– Mieli dostać kontrakt na wyjazd do Emiratów Arabskich. Ktoś ich z tego wygryzł i… ani płyty nie dokończyli, ani nigdzie nie pojechali. Przestał wyjeżdżać i w osiemdziesiątym siódmym poszedł do normalnej pracy… – uśmiecha się pani Blandyna.
– Nie skarżył się, ale widziałam, że bywało mu ciężko..

Szkoła

Za pierwszym razem uciekł od szkoły. Miał nieco ponad dwadzieścia lat, a Jacek Lech robił casting na basistę do Nowej Grupy. Poszedł, wybrali go i do szkoły już nie wrócił. Nawet nie napisał wypowiedzenia z pracy.
– Po prostu postawił wszystko na jedną kartę. Dziadek ponoć się za niego nieźle tłumaczył… – uśmiecha się córka Sabina.
– Ta szkoła po latach tu, w Kościanie, musiała go uwierać… Nie cierpiał życia w ramkach. Dwadzieścia lat żył jak wolny ptak… Weszło mu w krew – dodaje już poważniej.
Za drugim razem do szkoły zgłosił się już sam. Życiowa konieczność. Chciał być blisko swoich kobiet. Uczył w dawnej kościańskiej szóstce, dzisiejszym Zespole Szkół nr 3 i prowadził tam zajęcia pozalekcyjne. Miewał też uczniów na prywatnych lekcjach gry na fortepianie, gitarze, albo śpiewu. O muzyku w Śmiglu dowiedział się Rafał Rosolski z Żeńców.
– Pamiętam jak przyszedł pogadać. Nie chciał wejść do domu… – opowiada pani Blandyna.
Pella na wiele lat został akompaniatorem Żeńców. Pisał też dla zespołu nowe aranżacje. Potem został instruktorem w Centrum Kultury w Śmiglu.
– To był cenny nabytek – stwierdza Eugeniusz Kurasiński, dyrektor CK Śmigiel. – To on stworzył Studio Piosenki Muzol i to dzięki niemu powstały w Śmiglu dwa renomowane festiwale – Carmen Deo i Muzol. Bez niego pewnie skończyłoby się na ognisku muzycznym. Był sumienny, pracowity i pomógł wielu młodym, utalentowanym ludziom. Bardzo zasłużył się dla Centrum i dla Śmigla.
– Brakowało mu spotkań z innymi muzykami. Mówił, że Wielkopolska, to pustynia – nie ma nawet z kim pograć. Odżywał w studio piosenki, gdy mógł pracować ze zdolnymi dzieciakami z pasją. Szczególnie lubił zajęcia z Kasią Maroną. Była niezwykle pracowita. Bardzo dużo ćwiczyła w domu… Radość sprawiało mu obserwowanie jak się rozwija… – opowiada żona.
– To był człowiek niezwykle oddany muzyce, całkowicie zaangażowany w tworzenie – wspomina Kasia Marona.
– Profesjonalista i świetny pedagog. Sprawiedliwy, wymagający i konsekwentny, ale nie tylko wobec uczniów, ale i wobec siebie. Doskonale rozumieliśmy się muzycznie. Wystarczyło, że podał mi kilka taktów i już wiedziałam, co mam śpiewać… Był jednak nie tylko moim nauczycielem, ale i przyjacielem. Mądrym, serdecznym…
Z nastaniem XXI wieku odżył. Po marazmie lat osiemdziesiątych i kryzysach lat dziewięćdziesiątych w kulturze zaczęło się więcej dziać. Odnowił stare znajomości, zaczął umawiać się na wspólne granie w Poznaniu. W szkole przeszedł na emeryturę i mógł nareszcie spokojnie zarywać noce z gitarą i pianinem. Tworzył i mnożył plany.
– Schudł. Często odpoczywał. Dziś nie wiem, jak mogłam tak długo tego nie zauważyć. Był mi jednak zawsze takim oparciem, że do głowy mi nie przyszło, że mogłoby mu coś poważnego dolegać. Zawsze był okazem zdrowia… – wzdycha żona.
– Nie chodził do lekarzy, nie wyglądał na swoje lata i ciągle miał w sobie taki młodzieńczy zapał… – dodaje córka.
Kilka miesięcy dyskusji i wreszcie udało się go żonie i córce zaciągnąć do lekarza. Wizyta, po niej w drzwiach jeszcze dowcipy i skierowanie do szpitala. Nie poszedł od razu. Miał jakieś podobno ważne sprawy do załatwienia. W końcu trzy dni badań i wypis – rak złośliwy z przerzutami.
– Zawiozłyśmy go do domu. Chciał odpocząć. Powiedziałyśmy, że mamy coś do załatwienia i pojechałyśmy na parking przed Centrum Kultury. Płakać. Wtedy do nas dotarło… Ze skierowaniem na operację pojechaliśmy zaraz następnego dnia. Pidżama, ręcznik, szczoteczka do zębów i wszystko, co potrzebne… Lekarz bada i mówi – że to nieoperacyjne. Nie wiem, jak to się stało, że ja to przeżyłam. Powinnam była paść od razu i wydawało mi się, że zaraz padnę… A ja tu żyję. Nadal… Z tą szczoteczką, ręcznikiem, pidżamą i myślą, że nie ma ratunku jechaliśmy do domu…
W domu nie mówiło się o chorobie. Nie chciał. Nigdy się nie skarżył. Tak jak wcześniej muzyką, tak teraz chorobą starał się nie dezorganizować innym życia. Po lampach poczuł się lepiej. Dużo lepiej. Na tyle, że z kolegą z młodzieńczych lat, umawiał się jeszcze na granie w Stanach. W lutym pojechał starać się o wizę. Nie dostał. Na początku maja, w czasie Muzola, z Grażyną Łobaszewską umawiał się na wspólne granie. 23. maja zmarł.

ALICJA MUENZBERG-CZUBAŁA

– Bardzo żałuję, że tak szybko go straciliśmy, a jednocześnie doceniam, że mieliśmy w ogóle okazję z nim pracować – Eugeniusz Kurasiński, dyrektor Centrum Kultury Śmigiel.

-To był bardzo spokojny, skromny muzyk. Wyważony, ułożony, miły we współpracy. Szkoda, że tacy tak szybko odchodzą… – Sławomir Kowalewski, Trubadur.

– Jego śmierć była dla mnie dramatycznym przeżyciem. Minęły cztery lata, a mi go wciąż ogromnie brakuje. To był człowiek o szczerozłotym sercu – Kasia Marona, uczennica.

– Właśnie teraz, 23 czerwca, w Kędzierzynie ma być koncert tych wszystkich, którzy kiedyś grali tu w zespołach. Henia nie będzie… Był jednym z lepszych basistów, z jakimi grałem… – Krystian Bernard, przyjaciel z młodości.

Źródło:

gazeta-koscianska   21/2012 (23 maja 2012)

12.10.2013


 

Opublikowano dnia: 12.10.2013 | przez: procomgra | Kategoria: Bez kategorii

7 Comments

  1. marceli pisze:

    grałem z Heniem cały rok około 200 koncertów w nowej grupie .Marceli Głowiak .szkoda że nas opuścił ,nawet do dzisiaj tego nie wiedziałem !

  2. jb pisze:

    Heńka Pellę poznałem w 1971 roku w wojsku w Koźlu (wówczas Koźle i Kędzierzyn były osobnymi miastami). Heniek został przydzielony do plutonu w którym byłem instruktorem w szkole podoficerskiej. Spokojny, źle się czuł w mundurze. Myślał o przedterminowym wyjściu z wojska. Dużo mówił o grze na gitarze, marzył o zespole po wojsku. W JW w Koźlu stworzono zespół muzyczny i Heniek tam grał. Byli rozchwytywani na różne imprezy w zakładach pracy. Ja w 1972 zakończyłem służbę wojskową i wróciłem do pracy w Kędzierzynie. Kiedyś na ulicy spotykam … Heńka w cywilu ! Nieraz się widywaliśmy. Pewnego razu na przełomie 1972/73 roku spotkałem go w kawiarni Biedronka. Przywitaliśmy się i odszedłem do swojego towarzystwa a on siedział w towarzystwie dwóch młodych chłopaków. Kilka dni później spotykamy się i powiedział mi, że jednym z tych mężczyzn w kawiarni był Jacek Lech i że zakładają nową grupę. -A jak się będzie nazywał zespół? – zapytałem. Tak jak powiedziałem – Nowa Grupa – odparł Heniek.

    • lmuzyk pisze:

      Jak się nie zna historii powstania Nowej Grupy Jacka Lecha to się nie pisze bzdur.Zupełnie inaczej spraw wyglądała.Nie będę piał jak bo to bez sensu

    • LO pisze:

      Heniek nigdy nie poznał Jacka przed próbami w Szczyrku ,nigdy nie było castingu na basistę ponieważ basistą był Andrzej Magnuszewski z Wrocławia.Został zwolniony na próbach w Szczyrku i po telefonie nocnym Heniek przyjechał taryfą bagażową Tadzia Piekarza o 6 rano i wtedy poznał Jacka tak że rzeczy tu wypisywane to wyssane z palca brednie

    • LO pisze:

      Dla zainteresowanych podaję skład pierwszej Nowej Grupy Jacka Lecha;Jacek Lech, perkusja-Zbigniew Czarnecki ze Szczyrku git.basowa Andrzej Magnuszewski z Wrocławia,klawisze-Grzegorz Grycan z Wrocławia,git i kier.muz.Tadeusz Bratus z Kędzierzyna,kier.art.Katarzyna Gaertner,meneger-Mikołaj Nikandrow.Po paru miesiącach basistę wymienił Heniek Pella a perkusistę Włodek Gromek i to była Nowa Lecha powstała w listopadzie 1972.

  3. Waldek Więckiewicz pisze:

    Własnie teraz jestem bardzo dumny że Heniek Pella był moim kolegą. Czasami z Krystianem uciekaliśmy do Heńka na wagary. Oni grali a ja słuchałem. Wspomnienia….

  4. Eduardoreon pisze:

    Fajna strona, bedę zaglądał tutaj częściej.

    —————————————————-

    filmy online wpyte

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

TŁUMACZENIE Google»

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Zamknij