Rozwadza to malownicza i urocza wioska położona u stóp góry Św. Anny na starym szlaku handlowym, łączącym Koźle z Opolem. Do miejscowości tej zawiodła mnie wieść o niezwykłym jej mieszkańcu.
Adrian Kobza – pedagog z wykształcenia i zamiłowania. Urodził się w Strzelcach Opolskich w 1969 roku. Po ukończeniu szkoły zawodowej podjął pracę jako tokarz na Wydziale Głównego Mechanika w Zakładach Koksowniczych „Zdzieszowice”. Zapewne już wtedy wykazywał staranność, rozwagę i skłonności pedagogiczne, bo w kilka lat później został nauczycielem zawodu w tym samym wydziale. A. Kobza ukończył kurs instruktorów praktycznej nauki zawodu, dlatego kolejne przeszkolenie – podstawowe dla służby bhp, nie sprawiało mu trudności i mógł je godzić ze studiami licencjackimi na Uniwersytecie Opolskim. Pierwszy stopień studiów – licencjat z pedagogiki pracy – ukończył w roku 1999, a następnie „z marszu” zaczął studia magisterskie na tej samej uczelni, w specjalności higiena pracy, które ukończył w roku 2001.
Zainteresowania hobbystyczne Adriana Kobzy są po części typowe, po części oryginalne. Z zamiłowaniem uprawia spinning na brzegach Odry. Jest też znawcą herbaty. Wyszukuje wciąż i kolekcjonuje nowe gatunki, smaki, zbiera literaturę poświęconą właśnie herbacie. Inne jego hobby, też nietypowe: jest chyba jedyną osobą w naszym środowisku, która gra na gitarze klasycznej i zbiera utwory wirtuozów tego instrumentu. Zawsze z niecierpliwością wyczekuje na Śląską Jesień Gitarową – festiwal muzyczny, który odbywa się co 2 lata w Tychach i gromadzi najlepszych gitarzystów z Polski i zagranicy. Wprawdzie jeszcze nie wystąpił na festiwalu, ale często gra i śpiewa, m.in. do tekstów Edwarda Stachury czy Jacka Kaczmarskiego. Jest też miłośnikiem poezji, szczególnie Zbigniewa Herberta. Największą jego pasją jest jednak lutnictwo gitary klasycznej.
O tej właśnie pasji opowiada pan Adrian.
Gitara klasyczna – Moja pasja.
Jako dziecko chodziłem do ogniska, ale nie miałem ani za bardzo sprzętu, nauczyciel był dobrym muzykiem ale nie był gitarzystą. Tak się złożyło. Zawsze podobała mi się gitara klasyczna ale jej nie miałem. Dopiero jak wyszedłem z wojska to powiedziałem: – teraz mnie stać na to żeby sobie kupić instrument. I kupiłem sobie gitarę klasyczną. I grałem. Sam próbowałem. A z czasem poszedłem prywatnie się uczyć się grać na gitarze klasycznej. Sześć lat nauki. I tak mnie po prostu ta cała gitara wzięła na „maksa”. Gitara, gitara i jeszcze raz gitara.
Przygody były z różnymi instrumentami. Najpierw miałem instrumenty fabryczne. Później dotarłem do instrumentów lutniczych już profesjonalnych. I były to wszystko bardzo dobre instrumenty. Ale zawsze miałem jakiś niedosyt brzmieniowy, jeszcze coś tam chciałem. Był to początek roku 2010. Pomyślałem sobie, żeby mieć taką gitarę normalną to ją muszę zrobić sam. I ta myśl zakiełkowała w ten sposób, że stała się wręcz natręstwem. Nic tylko myślałem: „Gitarę będę robił, gitarę będę robił”. Nie mając o tym zielonego pojęcia. Gdzie? Co? Jak? Ale to było tak silne, że jednak postanowiłem. Będę robił tą gitarę. Nie było gdzie, więc ze strychu zrobiłem sobie taki pokój, w którym docelowo mam mieć pracownię. Później przez okres około roku, może trochę więcej szukałem informacji jak to się robi. Czytałem gdzieś tam coś w internecie. Byłem w pracowni u lutnika. Ale nikt nie pokaże, że tak powiem warsztatu w pełni. Tak tylko mniej więcej. Zacząłem się interesować gdzie mogę zdobyć surowce czyli drewno. Jakie drewno? Gdzie to można kupić? I tak po roku przygotowań, we wrześniu 2011 zacząłem budować pierwszy instrument. To był instrument, który budowałem na planach lutnika hiszpańskiego Ignacio Fleta, który jest powszechnie uważany za jednego z czołowych producentów gitar w historii tego instrumentu. Gitary Fleta znane są jako ” Rolls-Royce ” klasycznego gitarowego świata.
Zbudowałem ten instrument w pół roku. Trwało to długo, ale trzeba wiedzieć, że robiłem go zawsze po pracy, w ramach hobby. Ten instrument dzisiaj gra w Krapkowicach, w szkole muzycznej. Gra, czyli był dobry. Może nie tak dobry jak dzisiaj bo przez ten czas nauczyłem się jednak czegoś więcej. Ale był dobry i lepszy niż nie jeden fabryczny instrument.
Tak do dzisiaj trwa ta pasja. Mało trwa. Mam takie wrażenie że się nasila. Po prostu wszystkie inne rzeczy, którymi się kiedyś zajmowałem, na które miałem czas, odstawiłem na rzecz lutnictwa. Kiedyś chodziłem częściej na ryby, W tym roku mi się udało pójść dwa razy. Więcej nie pójdę bo jak mam wolny czas to spędzam go pracowni.
Poszukuję brzmienia swojego. Inspiruję się lutnikami z epoki minionej. Bardzo mi się podoba ta stara szkoła hiszpańska. Począwszy od Torresa. Antonio de Torres to taki ojciec lutnictwa gitarowego. Tak jak Stradivarius w skrzypcach tak w gitarze Antonio de Torres. Póżniej za nim było wiele jeszcze innych takich wielkich lutników, których pracę cenię. Francisko Semplicio, Enrique Garcia, Miguel Rodriguez, Santos Hernández, Hermann Hauser. Powiedzmy sobie, te brzmienia, klimat tych instrumentów inspirują mnie do dzisiaj. W tym bym chciał pozostać. Jasne, że staram się dodać coś od siebie. Tam akurat na warsztacie, na solerze mam instrument, który będzie repliką gitary Antonio de Torres z 1892 roku. To był ostatni rok życia tego genialnego lutnika. Chcę zrobić instrument, że tak powiem – historyczny.
Jestem samoukiem. Uczyłem się sam. Oczywiście parę rzeczy podpowiedzieli mi starsi koledzy na zasadzie, kup sobie takie narzędzie, albo to ci się przyda, spróbuj to tak zrobić. U nikogo nie byłem na praktyce. U nikogo się nie uczyłem, nie podglądałem. Chyba naturalnie czuję to pracę. Mam chyba do tego jakieś predyspozycje. Lutnictwo gitarowe to jest pasja. Jak człowieka coś interesuje to niema siły.
Czy dużo gitar już wykonałem?
Chyba czternaście czy piętnaście. Na wykonanie jednej takiej gitary wraz z politurowaniem potrzebuję około 250 godzin. Dużo czasu zajmuje politurowanie.
Czy te instrumenty wykonuję na zamówienie? Dla konkretnego muzyka?
Akurat ten instrument wykonuję na zamówienie. Idzie do Katowic. Przeznaczony dla nauczyciela, który uczy w katowickiej w Szkole Muzycznej II stopnia. Bardzo dobry muzyk i kompozytor. Był tutaj i kupił gitarę dla swojego ucznia bo szukał lutniczej gitary. Spodobała mu się więc zamówił u mnie kolejną tym razem dla siebie. Mam ją właśnie na koniec października skończyć.
To co robię to pasja i satysfakcja ogromna. Bardzo dobra forma odreagowania.
Czy robiłem innego typu gitary?
Nie robiłem elektrycznej gitary. Nawet nie robiłem gitary akustycznej. Robię klasyczne gitary choć grałem w młodości na gitarze elektrycznej. Mnie interesuje brzmienie, ten dźwięk z drewna, z natury. Akustyka prawdziwa, bez żadnych wspomagaczy. Mnie po prostu odpowiada jakość dźwięku gitary klasycznej. To jest dźwięk, który mi się najbardziej podoba. I nie ukrywam, nie planuję robić innych gitar. Tu możemy rozgraniczyć ewentualnie gitarę klasyczną i flamenco. One są bardzo zbliżone konstrukcyjnie. Ale już elektryczna czy nawet akustyczna nie mieści się z natury w kręgu mojego zainteresownia tak jak gitara klasyczna.
Dużo słucham też gitarowej muzyki klasycznej ale nie tylko. Myślę, że już na dzień dzisiejszy mam wyrobione ucho. Ja mam w głowie ten dźwięk, jak to ma brzmieć, to co mi się podoba właśnie z gitary klasycznej. Żeby zrobić dobrą gitarę akustyczną to trzeba doskonale słyszeć. O gitarze elektrycznej to nie mam pojęcia ponieważ tam dzisiaj w wielu przypadkach elektronika odgrywa dużą rolę poprzez różnego rodzaju przystawki, różne zniekształczacze dźwięku, nie wiem nawet jak się je nazywa. Tam można uzyskiwać różne brzmienia ale nigdy się w to nie wgłębiałem. Nie można się rozdwoić. Ja nie potrafię. Mnie tylko interesuje to żeby zrobić bardzo dobrze brzmiący instrument. To lubię. To kocham i to chcę robić.
Dźwięku gitary klasycznej trzeba się nauczyć słuchać. Ostatnio słuchałem koncertu Szymanowskiego na skrzypcach w Katowicach. Jedne skrzypce bardziej mi się podobały inne mniej. Ja nie potrafię ocenić tak naprawdę, które brzmiały lepiej, w tym sensie, że nie mam wyrobionego ucha jeśli chodzi o brzmienie skrzypiec. Przy gitarze ja już od razu wiem po pierwszych dźwiękach czy to jest dobry instrument czy nie. To trzeba rozumieć.
W gitarze robię wszystko sam, oprócz kluczy, tych pokręteł i progów. Tylko te rzeczy kupuję.
Czy mam komu przekazać swoją wiedzę?
Syn nie jest zainteresowany. Szkoda. Interesuje się muzyką ale poszedł w inny kierunek. Fascynuje go perkusja.
Czy grywam na swoim instrumencie publicznie?
Tak. Mamy taki zespół „Gramy z Beatą”. Jesteśmy zespołem nurtu piosenki poetyckiej. Ostatnio opracowaliśmy kilka utworów z tekstami lokalnego poety Mariana Oszka. Mamy plan, żeby przygotować więcej by móc nagrać płytę z tymi utworami.
Czy wykonujemy tylko własne utwory?
Nie, nie tylko własne. Wykonujemy utwory Edwarda Stachury, Bułata Okudżawy, Jacka Kaczmarskiego jak również czeskiego barda, Jarka Nohavicy. Mało występujemy, bardziej na lokalnych imprezach ale z chęcią zaprezentowalibyśmy się na kędzierzyńsko-kozielskiej scenie.
Podczas pracy w warsztacie słucham wielu nagrań klasycznej muzyki gitarowej. Również flamenco. Żałuję że w Polsce nie ma większego zainteresowania tym gatunkiem muzyki. Są wykonawcy profesjonalni jak Michał Czachorowski ale to jest jednak dosyć małe środowisko.
Praca w warsztacie pozwala mi się oderwać od spraw życia codziennego. Pochłania mnie w całości. Pracując słucham muzyki w radio. Preferuję program II Polskiego Radia. W całości poświęcony kulturze. Tam ani grama polityki. Bardzo sobie to cenię.
Choć cenię sobie spokojne klimaty, to nie stroniłem od innych wykonawców. W młodości słuchałem mocniejszych zespołów zaczynając od Deep Purple, Led Zeplin, Pink Floyd czy tych lżejszych gatunkowo jak Dire Straits, Emerson Lake and Palmer. Dużo słuchałem Jethro Tull. Z polskich wykonawców muzyki rozrywkowej dla mnie numerem jeden jest Budka Suflera z naciskiem na ich pierwszą płytę „Cień wielkiej góry’”. Bardzo lubię Breakoutów. Lubię jeszcze Perfekt, ale ten z Hołdysem i Sygitowiczem. Szanuję za mistrzowstwo wokalu Krysię Prońko oraz Hanię Banaszak.
Myślę, że tyle wystarczy jeśli chodzi o moją osobę.
Dziękuję za bardzo interesującą rozmowę. Jestem pełen podziwu dla pańskiej pasji. Życzę wielu sukcesów. Niech instrumenty, które wyszły z pańskiego warsztatu trafiają w ręce największych wirtuozów świata a ich brzmienie niech sprawia przyjemność słuchaczom.
Rozmowę z lutnikiem przeprowadził Zbigniew Kowalski
Zdjęcia: Zbigniew Kowalski oraz prywatne archiwum Adriana Kobzy.
Opracowanie graficzne: Zygmunt Pieluch