Minęło sześćdziesiąt lat od momentu, kiedy po raz pierwszy zabrzmiał sygnał Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Byłem wtedy nastolatkiem zafascynowanym polską piosenką. Idea powstania festiwalu trafiła mnie jak strzała amora. Każda kolejna jego edycja była dla mnie świętem. Na ten festiwalowy sygnał czekałem co roku. Niestety, od kilku lat przestał jednak zachwycać. Coś złego dzieje się z polską piosenką. Zaginął gdzieś wszechobecny onegdaj szlagwort.
Dzisiejsze gwiazdy muzyki popularnej zachwycają swych fanów szokującym makijażem, coraz bardziej skąpą kreacją a także… niewyczuwalną maestrią oraz oszczędnym w formie, prawie niezauważalnym talentem. No cóż. Zmiana pokoleniowa…
To właśnie kolejna rocznica KFPP w Opolu skłoniła mnie do sięgnięcia pamięcią w lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku. Do zapomnianych dziś piosenek, do poetyckich tekstów i melodii zapadających w pamięć. W ślad za piosenkami wspominam także ich autorów i wykonawców. Jak się okazało, jubileusz festiwalowy spowodował, że także kilka innych osób zawodowo zajmujących się piosenką skierowało swą uwagę na minione lata. Wśród nich autor felietonów w magazynie „Jazz Forum”, poświęconych właśnie polskiej piosence, wokalista, wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie oraz Akademii Muzycznej w Gdańsku – Janusz Szrom.
Poznałem tego wokalistę podczas koncertu poświęconego Januszowi Gniatkowskiemu, jaki odbył się w Filharmonii Częstochowskiej w roku 2018. Usłyszałem go w piosence Vaya Con Dios, którą wykonał w duecie z Krystyną Maciejewską. Całkiem zresztą udanie. Ta wersja sławnego utworu Gniadego spodobała mi się do tego stopnia, że zapragnąłem, aby usłyszeli ją także mieszkańcy mojego miasta. Duet miał się zaprezentować podczas jednej z lokalnych imprez. Niestety z różnych przyczyn koncert nie doszedł do skutku. Jednak niedługo potem ponownie nadarzyła się okazja do spotkania, które miało miejsce podczas zeszłorocznego Festiwalu Piosenek Janusza Gniatkowskiego w Poraju.
Znowu usłyszałem Janusza w duecie z Krystyną, jednak tym razem zaśpiewali Kapelusz staromodny. Szlagwort piosenki, głosy Janusza i Krystyny Maciejewskiej, tęsknota do piosenek sprzed lat – wszystko to razem spowodowało, że ich występ pozostał w mojej pamięci. Były wzruszenia, emocje, gratulacje a potem, jak to zwykle bywa – powrót do spraw życia codziennego.
Kilka miesięcy później odebrałem telefon od Wojciecha Wójcickiego, muzykologa pochodzącego z Kędzierzyna-Koźla z informacją, iż pewien dziennikarz prestiżowego magazynu zbiera informacje o Krystynie Konarskiej, uczestniczce i laureatce pierwszych festiwali opolskich. Wojtek dobrze kojarzy moją retromuzyczną witrynę i oczywiście wie, że Krystyna Konarska miała pewne związki z Kędzierzynem. Podczas naszej rozmowy zapytał mnie, czy zechce się z tym dziennikarzem podzielić swoją wiedzą. Podał mi jego numer telefonu i rzucił na koniec: ten człowiek nazywa się Janusz Szrom. No nie! – pomyślałem, co za los!
Oczywiście miałem wcześniej zapisany kontakt telefoniczny z Januszem, do którego niezwłocznie zadzwoniłem. Odbyła się sympatyczna rozmowa z sympatycznym człowiekiem. Janusz poprosił mnie o weryfikację kilku informacji z biografii piosenkarki, które były niespójne z chronologią wydarzeń oraz poprosił o zdobycie kilku brakujących informacji z życia artystki. Ponieważ w mojej naturze jest szperanie w historii muzycznej Kędzierzyna-Koźla, bardzo chętnie zadeklarowałem swoją pomoc.
Nazwisko Krystyny Konarskiej znane mi było od dzieciństwa. Polska piosenka od zawsze była obecna w moim domu rodzinnym. Transmisje festiwalowe, radiowe audycje a później również te telewizyjne były za każdym razem naszym rodzinnym świętem. Chłonąłem więc jak gąbka wiedzę o polskiej piosence a po wielu latach postanowiłem to wszystko w jakiś sposób spożytkować. Postanowiłem stworzyć w wirtualnej przestrzeni swój własny świat. W ten sposób powstała witryna retromuzyka.pl. Pamiętam, jak jeszcze w dzieciństwie wyczytałem informacje o związkach Krystyny Konarskiej z moim miastem, więc jednym z pierwszych artykułów mojego portalu była informacja o właśnie o niej. Szperając w sieci natrafiłem na stronę p. Ewy Szczepanik, w całości poświęconej artystce. Uzyskałem jej zgodę na publikację krótkiej biografii na naszej stronie. Druga dekada nowego wieku to okres prosperity lokalnej imprezy muzycznej noszącej nazwę Gitariada 40. Przyszedł mi wtedy do głowy pomysł aby p. Krystynie wystosować zaproszenie w charakterze gościa specjalnego tejże imprezy. Za pośrednictwem p. Ewy złożyłem taką propozycję artystce, jednak nie udało się, niestety, nawiązać z nią kontaktu.
Na prośbę Janusza rozpocząłem swoje lokalne śledztwo. Wszyscy znali artystkę jako Krystynę Konarską. Jak jednak brzmiało jej panieńskie nazwisko? Prosiłem o pomoc w tym temacie pracowników kędzierzyńsko-kozielskiego MOK. Być może zachowały się gdzieś jakieś zapisy w kronikach placówek kulturalnych miasta? – pytałem. Nie potraktowano jednak mojej osoby poważnie. Moje pytania pozostały bez odpowiedzi. Od lat jestem członkiem Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Kozielskiej. Zwróciłem się z prośbą o pomoc do swoich towarzyszy ze wspólnoty. I tutaj odniosłem pierwszy sukces. Pan Jerzy Drzewiecki, członek zarządu towarzystwa od razu podał mi to nazwisko, które brzmiało: Bohlman. Dla mnie był to punkt zaczepienia i – w jakimś sensie – przełom w moim „dochodzeniu”. Wiedziałem, że dziadkowie, u których wychowywała się Krystyna, zostali pochowani na cmentarzu parafialnym w Większycach. Skontaktowałem się zatem z proboszczem tamtejszej parafii, by zlokalizować rodzinną mogiłę. Jednak ks. Piotr Adamów dopiero od niedawna kieruje parafią. Niewiele mógł mi pomóc. Skierował mnie szczęśliwie do p. Marii Stefanides z Większyc, która potwierdziła nazwisko panieńskie Krystyny Konarskiej. Wspólnie odwiedziliśmy cmentarz. Pokazała mi miejsce w którym jeszcze niedawno znajdowała się płyta nagrobna dziadków artystki. Tej płyty już dzisiaj niema. Zarówno Ks. Piotr jak i p. Stefanides zasugerowali mi, abym porozmawiał z pełniącym funkcję sołtysa Większyc p. Markiem Matuszewskim. Od niego dowiedziałem się, że swego czasu ukazała się publikacja dotycząca historii Większyc autorstwa Tomasza Kandziory oraz Brygidy Lenczyk. Dotarłem do książki, w której odnalazłem krótką notatkę o piosenkarce. To był już coś, jednak mój apetyt stale wzrastał. Idąc po śladach Konrada i Heleny Bohlman postanowiłem odnaleźć ich dom, w którym wychowywała się przyszła większycka gwiazda. Niestety budynek usadowiony przy ul. Głogowskiej podzielił los płyty nagrobnej jej przodków. Po obu artefaktach nie ma już śladu.
Pani Elżbieta to osoba, której pasją było badanie historii Większyc. Usłyszałem, że dziadkowie Konarskiej to Konrad i Helena (prawdopodobnie). Opowiada o pochodzeniu p. Konrada, o jego roli, jaką pełnił we wsi, a także o nieocenionej pomocy jakiej udzielał mieszkańcom w pierwszych dniach tuż po wojnie. Rzec można, że w tamtym czasie p. Bohlman był nieformalnym sołtysem wsi. Cieszył się wśród jej gospodarzy ogromnym szacunkiem. Pani Elżbieta zapamiętałą Krystynę jako piękną, mądrą i uzdolnioną dziewczynę, która odróżniała się od większyckich dziewcząt w sposób znaczny.
Kilka lat temu w jednej ze swoich prac dotyczących historii Większyc p. Elżbieta pisała:
„Po I wojnie światowej w naszej wsi przebywał Rosjanin Konrad Bolmotue. Był szewcem z Benefu, był dobrym człowiekiem. Dobrze się tu zadomowił, ożenił z rodowitą dziewczyną z Większyc. Cieszył się szacunkiem sąsiadów. Zmienił nazwisko i nazywał się wtedy Konrad Bohlmann. Wraz z żoną przeniósł się do opustoszałego gospodarstwa i prowadził tam wspólny dom. W czasie drugiej wojny światowej, kiedy najechali Rosjanie, pomagał wielu ludziom we wsi. Rosjanie jako zdobycz wojenną pędzili krowy. Pan Bohlmann wynegocjował z nimi, aby w każdym gospodarstwie zostawili chociaż jedną krowę, aby ludzie, we wsi mogli jakoś przeżyć te trudne powojenne chwile. Rodzina Bohlmannów miała córkę i wnuczkę, Krystynę, śpiewaczkę. Już jako mała dziewczynka, „przepięknie śpiewała na łące pomiędzy pasącymi się gęsiami”, jak często wspominał mój ojciec, Josef Freier. Dziadkowie, Bohlmannowie znaleźli wieczny spoczynek na naszym cmentarzu. Wnuczka Krystyna Konarska zamieszkała w Niemczech.”
„Była to osoba bardzo różniąca się od pozostałych dziewcząt w klasie. Uczyła się bardzo dobrze. Swoją nieprzeciętną urodę zawsze podkreślała bardzo schludnym odzieniem. Ona nie byłą wiejską dziewczynką, tak jak my. Bywało, że jej dokuczałyśmy. Chłopcy nazywali ją np. ‘Katora’. To po dziadku, który przyjechał do Większyc z Rosji i mieszał w swoich wypowiedziach język rosyjski z polskim. Pytał na przykład: Katora godzina? Koledzy klasowi Krystyny szybko to podchwycili i natychmiast przykleili do niej to właśnie przezwisko. To były zwykłe szczeniackie zachowania. Z jednej strony jej dokuczali, a z drugiej lubili słuchać jak śpiewała. Przyszła artystka pierwsze lekcje muzyki pobierała u p. Barbary Wiktor, naszej wychowawczyni w pierwszych latach nauki w większyckiej podstawówce. Ówczesny kierownik szkoły p. Adam Błachowski stworzył nawet zespół muzyczny, złożony z najbardziej uzdolnionych uczniów. Nauczał gry na akordeonie, mandolinie, gitarze a także na bałałajce. Krystyna śpiewała oraz grała w zespole na gitarze. Krista (tak do niej się zwracali w klasie) szczególnym sentymentem darzyła piosenki o marynarzach. Nieprzypadkowo. Jej ojciec, którego nie miała szansy poznać, był właśnie marynarzem. Prawdopodobnie w stopniu kapitana. Statek, na którym pływał zatonął krótko przed jej narodzeniem, pociągając na dno całą jego załogę”.
Podczas rozmowy Pani Rut najpierw zacytowała fragment jednej z takich pieśni, której tekst zapamiętała. Chwilę później zanuciła jej melodię. Szybko okazało się, że zacytowana melodia, to słynna La Paloma (piosenka napisana przez hiszpańskiego kompozytora Sebastiána Iradiera po jego wizycie na Kubie w 1861. Iradier skomponował La Paloma około 1863 roku, dwa lata przed swoją śmiercią w Hiszpanii, nieświadom przyszłej popularności piosenki).
Pani Rut podkreśla, że głos szkolnej koleżanki był naprawdę wyjątkowy. „Słuchaliśmy jej wokalnych popisów z wielką przyjemnością. Tych piosenek o morzu było więcej. I wszystkie w polskiej wersji”.
Dzisiaj p. Rut zastanawia się skąd te piosenki były znane młodziutkiej Krystynie? W tamtych czasach posiadanie radia było rzadkością. Z pewnością dziadkowie dysponowali radioodbiornikiem, a być może jakimś gramofonem. Wspomnianą pieśń nagrał dla Syrena Record” (największej polskiej wytwórni płytowej w czasach II Rzeczypospolitej) w roku 1934 Adam Aston.
„W ten świat
płynie okręt, prując grzebienie fal
I w krąg
widać tylko morze i szarą dal
Ten wiatr
dziś tak huczy i tak żałośnie łka
Kto wie
dokąd ta wichura nas dzisiaj gna” .
„Tango morskie – Chłopcy na nas już czas”
– (Sebastian Yradier / Walery Jarzębiec-Rudnicki).
Pani Krupa udostępniła mi ze swego rodzinnego albumu jedyne zachowane zdjęcie z Krystyną. Dziewczyna w środku, w ostatni rzędzie, z opaską na włosach to Krystyna Bolmothum. Dziewczyna z mandoliną, od lewej strony to Rut Krupa. W środku drugiego rzędu jest widoczna wychowawczyni p. Helena Błachowska. Zdjęcie wykonano na zakończenie szkoły podstawowej w Większycach w roku 1955 .Jej mąż Adam Błachowski był wówczas kierownikiem szkoły. To on założył szkolny zespół muzyczny. Uczniowie grali na mandolinach, bałałajkach i akordeonie. Krystyna grała także w zespole na gitarze.
„Ja z Krystyną widziałam się tylko podczas lekcji śpiewu, którego w tym czasie uczyłam w klasach jeden/trzy. Wiele się z nią nie spotykałam, ale wiem jednak z relacji koleżanek nauczycielek, że z nią można było porozmawiać na wiele tematów. Były to późne lata czterdzieste. Dzieci ze wsi operowały zazwyczaj gwarą śląską. Literacki język polski był im mało znany. Krystyna, można powiedzieć, brylowała na tle innych śląskich dzieci, wypadała wspaniale. To była bardzo inteligentna dziewczyna. Zastanawiałam się często dlaczego ona przebywa u dziadków. Nigdy ich nie widziałam. Zadawałam, sobie pytanie gdzie są jej rodzice. Co się z nimi stało? Wiedziałam, że ojciec był niemieckim oficerem. W szkole Krystyna już jako uczennica starszej klasy była członkinią szkolnego zespołu instrumentalnego mandolinistów. Krystyna bardzo ładnie i poprawnie mówiła po polsku. Śpiewała pięknie polskie piosenki. Myśmy się zastanawiali. Gdzie ona się nauczyła tak mówić po polsku? Młoda dziewczyna, przybyła nie wiadomo skąd. Była bardzo zdolna i mądra. Skąd miała taką wiedzę? Jej matka bardzo krótko przebywała w Większycach. Właściwie to o mamie nic nie wiem. Pewne jest, że zanim pojawiła się w Większycach, wychowywała swą córkę gdzieś w polskiej społeczności. Jako nauczyciele nie interesowaliśmy się wówczas rodziną naszych uczniów. Zakres naszej opieki pedagogicznej dotyczył zazwyczaj samych uczniów. Wiem, że Krystyna wyszła później za mąż za jakiegoś górala i wyjechała z nim na Alaskę. Patrząc na zdjęcie klasowe widzę że niewiele się zmieniła. Nawet na późniejszych fotografiach jest tą samą Krysią, którą zapamiętałam”.
Krystynę Konarską wspominał również Waldemar Ziemkowski. Nestor kędzierzyńskiej sceny muzycznej, a obecnie mieszkaniec Göteborga w Szwecji.
„Janusz Konarski był lekarzem (felczerem). Zatrudniony był w przychodni lekarskiej Zakładów Azotowych. Przyszły mąż Krystyny był moim dobrym kolegą. Często się spotykaliśmy. Wspominam jego ojca, niezwykle dowcipnego człowieka. Takiego wesołka. Pamiętam jego plany pewnej hodowli ‘karpi’ w wannie, ale ta historia raczej nie nadaje się do druku. Jej wspomnienie do dzisiaj wywołuje u mnie wybuchy śmiechu. Ale miało być o Krystynie. Została żoną Janusza. Nie było mnie przy zaślubinach. Nie pamiętam dlaczego. On przystojny, ona młodziutka i piękna. Stanowili fajną parę. Zazdrościłem Januszowi. Myślę, że nie tylko ja. Mieszkałem przy ulicy K. Miarki. W domu mieliśmy pianino. Często Krystyna przychodziła do mnie na ćwiczenia śpiewu. Wraz z muzyczną ekipą kozielskiego PDK-u bardzo często koncertowaliśmy wspólnie w pod opolskich miejscowościach. Przyjemnością było akompaniować tak muzykalnej i tak pięknej kobiecie. Później ja związałem się muzycznie z Jerzym Landsbergiem i grupą Heliosi. Nasze drogi się rozeszły. Zdarzyło się, że w okresie mojego grania na statkach, zahaczyłem także o Alaskę. Gdybym wiedział, że Krystyna tam przebywa, z pewnością bym się z nią zobaczył”.
Rozmawiałem z p. Rogowskim kilkakrotnie. Jest pewien, że w jego archiwum znajdują się jakieś fotografie uwieczniające Krystynę Konarską podczas lokalnych występów estradowych. Zbiory p. Bogusława są ogromne. Trudno jest wyłowić zdjęcie, ot tak w jedne chwili. Jednakże obiecał, że jak tylko je odnajdzie to udostępni je dla zilustrowania materiału o artystce. Podczas jednej z naszych rozmów opowiedział o zdarzeniu jakie miało miejsce wiele lat temu. Pan Bogusław pracował wówczas w zakładzie napraw sprzętu elektronicznego. Zakład ten mieścił się nieopodal dzisiejszego dworca autobusowego w Koźlu. Pewnego dnia pojawiła się tam Krystyna. Przyniosła z sobą dwa mikrofony marki Siemensa. Ponieważ owe mikrofony nie posiadały okablowania, poprosiła o ich dorobienie. Zlecenie zostało przyjęte. Udało się skompletować sprzęt. Wkrótce okazało się, że owe mikrofony zostały wcześniej skradzione z Zakładów Chemicznych w Blachowni Śl. Nastąpiła seria przesłuchań prowadzonych przez śledczych. Nieświadoma tego zdarzenia nabyła przedmioty od sprawców kradzieży. Sprawa zarówno dla niej jak i dla nas, pracowników zakładu naprawczego na szczęście skończyła się pomyślnie. Winnych kradzieży oczywiście zatrzymano. Zdarzenie, choć nie należało do przyjemnych, pozostawiło ślad w pamięci p. Bogusława ponieważ dotyczyło kultowej postaci, jaką niewątpliwie była Krystyna Konarska.
Osoby z którymi prowadziłem rozmowy, jeśli chodzi o nazwisko panieńskie podawali różne jego brzmienia. Jedni twierdzili, że nazywała się Konarska. Inni że Bohlman. Starsi mieszkańcy nazywali dziadka Krystyny „Bolmota”. Jednak prowadząc swoje amatorskie śledztwo udało mi się ponad wszelką wątpliwość ustalić, że panieńskie nazwisko Krystyny Konarskiej brzmiało: Bolmothum.
Krystyna Konarska. Gwiazda z Większyc, zmarła w Niemczech 16.03.2021 w miejscowości Rinteln.
Tak kończy się mój udział w powstawaniu felietonu poświęconemu biografii Krystyny Konarskiej, którego autorem jest Janusz Szrom, a który ukazał się na łamach prestiżowego magazynu Jazz Forum. Jest dla mnie zaszczytem, że mogłem mieć malutki w tym udział.
Zbigniew Kowalski
KRYSTYNA KONARSKA
/CRISTINA/
Wytwórnia „TEDDY RECORDS” TADEUSZ STOLARSKI
https://www.teddyrecords.pl/
Co ludzie powiedzą
Krystyna Konarska
2:29
W dziką jabłon Cię zaklęłam
Krystyna Konarska
2:45
Il faut tout se dire
Krystyna Konarska
3:05
Jednak do pary
Krystyna Konarska
2:44
Nieproszona miłość
Krystyna Konarska
2:55
Tout va commencer
3:34
Twoje imię
Krystyna Konarska
2:36
Ktoś inny
Krystyna Konarska
3:13
Va sans moi
Krystyna Konarska
3:18
Zanim do mnie napiszesz
Krystyna Konarska
3:56
Nie mówię nie
Krystyna Konarska
2:57
Les jeunes Maries
Krystyna Konarska
3:23
Wakacje i miłość (nad morzem)
Krystyna Konarska
2:40
Boję się Twojej miłości
Krystyna Konarska
2:56
Si les oiseaux
Krystyna Konarska
3:29
Piosenka z całusem
Krystyna Konarska
3:01
Doliny w kwiatach
Krystyna Konarska
3:18
Quand je reve c'est de toi
Krystyna Konarska
2:53
Czy ktoś Ci powiedział
Krystyna Konarska
2:38
Już późno
Krystyna Konarska
2:56
C'est peu de dire
Krystyna Konarska
2:42
Przy winie
Krystyna Konarska
2:34
Zakochani są wśród nas
Krystyna Konarska
3:24
Tiens voila
Krystyna Konarska
3:16
Wywiad z Krystyną Konarską_1_01
18:22
Wywiad z Krystyną Konarską_1_04
11:54
Wywiad z Krystyną Konarską_2_01
18:28
Wywiad z Krystyną Konarską_2_04
10:50
Wywiad z Krystyną Konarską_3_01
17:59
Wywiad z Krystyną Konarską_3_04
12:14
Wywiad z Krystyną Konarską_4_01
14:40
autografy_4_04
13:26
Wywiad z Krystyną Konarską przeprowadzony przez red. Jolantę Fajkowską na antenie radia VOX FM w roku 2010 podczas ostatniej wizyty artystki w Polsce. Cykliczna audycja Jolanty Fajkowskiej nosi nazwę Autografy.
Jazz Forum czerwiec 6/2023 autor: Janusz Szrom – wokalista, prof. dr hab. wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie, Akademii Muzycznej w Gdańsku, dyrektor artystyczny Międzynarodowych Warsztatów Jazzowych w Chodzieży.
Krótka, bo zaledwie dziesięcioletnia historia kariery Krystyny Konarskiej – wokalistki, której głos wypromował Jesiennego Pana – rozpoczyna się i kończy wraz z dekadą lat 60. XX wieku. Jej poszczególne etapy (konkursy, festiwale, zagraniczne estrady, radio i telewizja, płyty, a nawet film) przypominają sen o sukcesie, o którym nawet dziś mogłaby pomarzyć każda śpiewająca dziewczyna. Co więc poszło nie tak?
Narodziny gwiazdy
Urodziła się 8 marca 1941 roku w Berlinie. Jej matka Helena Bolmothum była pracowniczką służb medycznych. Ojciec Jan (nazwisko nieznane) zginął na morzu w randze niemieckiego kapitana jeszcze przed narodzeniem córki. W obowiązkach wychowawczych młodziutkiej wdowie pomagali jej rodzice Konrad[1] i Helena Bolmothum, mieszkający w Większycach, nieopodal dzisiejszego Kędzierzyna-Koźla, przy ul. Głogowskiej. Krystyna już w pierwszych latach swojego życia lgnęła do śpiewania. „Już jako mała dziewczynka pięknie śpiewała na gęsich pastwiskach” – wspomina ją sąsiad Josef Freier[2]. Nieco później, już jako nastolatka, chętnie chwytała za mikrofon przy okazji różnych uroczystości organizowanych przez okolicznych mieszkańców. W tym czasie podejmowała także próby nauki gry na skrzypcach, jednak nie darzyła tego instrumentu szczególną sympatią. Po wojnie ukończyła szkołę podstawową w Większycach (1948-1955) i swoje zainteresowania skierowała w stronę pedagogiki. Studia w tym zakresie rozpoczęła w Liceum Pedagogicznym w Opolu, gdzie udzielała się także w szkolnym chórze. W drugiej klasie liceum na drodze do edukacji stanęło jej niemieckie pochodzenie oraz podejrzenie o „kontakty z Zachodem”. Na tej podstawie Krystyna Bolmothum została relegowana ze szkoły. Podjęła pracę w kancelarii notarialnej w Koźlu[3], a 7 września 1959 roku wyszła za mąż za studenta medycyny Janusza Konarskiego. Po dwóch latach na świat przyszedł ich syn Artur Piotr Konarski. Wypełniając dzielnie rolę młodej matki, nie zapominała jednak o swoich marzeniach.
„Moim hobby był taniec – wspominała po latach piosenkarka − marzyłam o szkole baletowej, a śpiewałam dużo obowiązkowo – jako przyszła nauczycielka − i trochę zupełnie prywatnie”[4]. Pewnego dnia zgłosiła się do konkursu wokalnego zorganizowanego przez Powiatowy Dom Kultury w Koźlu. Ośmielona sukcesem, w roku 1962 przystąpiła do kolejnego konkursu dla piosenkarzy amatorów, tym razem zorganizowanego przez rozgłośnię Radia Opole. Została zauważona i wyróżniona. Serca słuchaczy zdobyła własną interpretacją piosenki Złoty pierścionek (muz. Jerzy Wasowski, sł. Roman Sadowski) z repertuaru Hanny Skarżanki oraz Stary cylinder (muz. Marek Sart, sł. Kazimierz Winkler), znanej z wykonania Sławy Przybylskiej. „Bo Sława to był mój ideał piosenkarski”[5] – podkreślała młoda wokalistka.
Początkującą artystkę zaproszono do Warszawy. Tutaj zaopiekował się nią Jerzy Abratowski, który natychmiast skierował dobrze zapowiadającą się uczennicę do – popularnej wówczas w kręgach muzyki nieco lżejszego gatunku – klasy Wandy Wermińskiej, pedagoga śpiewu oraz śpiewaczki operowej. To właśnie od niej Krystyna Konarska po raz pierwszy dowiedziała się o podstawach emisji głosu. Abratowski akompaniował artystce przez szereg kolejnych lat, towarzysząc jej podczas wspólnych recitali. Podczas pobytu w Warszawie Konarska miała wreszcie okazję osobiście poznać Sławę Przybylską, a także innych artystów, w tym Wojciecha Młynarskiego. Wiosną roku 1963 Estrada Opolska zorganizowała Konarskiej kilka występów. Piosenkarka cierpliwie budowała też swoją pozycję na słynnych w owym czasie Giełdach Piosenek. To najprawdopodobniej właśnie wtedy, na fali wzrastającej popularności, dwaj kuzyni – Roman Orłow i Wojciech Młynarski − postanowili obdarzyć młodziutką artystkę piosenką, która na zawsze umieści jej nazwisko w annałach polskiej muzyki rozrywkowej. Staje przed studyjnym mikrofonem i rejestruje swój pierwszy utwór. Rodzi się evergreen, dzięki któremu w przyszłości stanie się nieśmiertelna.
Narodziny przeboju
„Wielu kompozytorów pisze piosenki dla mnie – mówiła w jednym z wywiadów Krystyna Konarska. – Pierwszą, Jesiennego Pana[6], skomponował dla mnie Roman Orłow wraz z Wojciechem Młynarskim. Bardzo lubię tę piosenkę”[7].
„Kuzyn mnie namówił, żebym zaczął pisać normalne, jak je nazwał, teksty piosenek – wspomina Wojciech Młynarski. – Z kim tak ci będzie źle jak ze mną uważam za moją pierwszą piosenkę profesjonalną. (…) Druga taka piosenka, z żeńskim tekstem, to Jesienny Pan; zaśpiewała ją Konarska, ale tylko dlatego, że to bardzo ładna bossa nova, bardzo stylowo napisana przez Romana (…). Orłow to liryk, kompozytor bardzo melodyjny, szczególnie lubiący właśnie bossa novę. Jesienny Pan to jeden z jego najlepszych utworów”[8].
„U Piotra Figla, aranżera moich piosenek, usłyszałem płytę z piosenkami Antonia Carlosa Jobima[9] – wspomina kompozytor Roman Orłow – i po prostu zakochałem się w takiej muzyce, która w jazzie była wtedy prawdziwie ‘nową falą’ (bossa nova po portugalsku znaczy właśnie ‘nowa fala’). I wcale się nie wstydzę, że Spaloną ziemię napisałem pod wielkim wpływem Desafinado (muz. Antonio Carlos Jobim). Zawsze starałem się pisać melodyjnie i śpiewnie, i ‘miękki’ rytm bossa novy bardzo mi odpowiada. (…) Moja miłość do tej muzyki musiała być bardzo silna, bo zaraziłem nią Wojtka, człowieka bardzo muzykalnego”[10].
„Istniało wtedy w radiu popularne Bossa Nova Combo prowadzone przez Krzysztofa Sadowskiego – kontynuuje Wojciech Młynarski. – Ten zespół dużo nagrywał i Roman zaproponował, żeby naszą nową piosenkę zaśpiewała z nim Krystyna Konarska. To nam się bardzo udało, piosenka była ogromnie popularna, znana z radia, potem z płyt, grana w restauracjach w całym kraju – a to wtedy stanowiło o prawdziwej popularności przeboju”[11].
„Piosenkę nagrywaliśmy w studio S-2[12] na Woronicza – wspomina Krzysztof Sadowski. − Jednak tym razem, chcąc zbliżyć się do brzmienia bossa novy, bardzo oszczędnie zagrałem na fortepianie, który dodatkowo w miksie poważnie wyciszyliśmy. A samą Krystynę zapamiętałem jako osobę bardzo sprawną wokalnie, czysto śpiewającą, z ciekawą propozycją na interpretację piosenki. Oprócz tego była naprawdę śliczna. Kompozycję Orłowa uważam za niezwykle udaną i bardzo charakterystyczną, odpowiadającą modzie, jaka wówczas zapanowała na bossa novę. Wiem coś o tym, bo niemal w tym samym czasie nagrałem historycznie pierwszą w Polsce bossa novę – Pod Papugami”[13].
Od Opola do Olympii
Jednak to nie Jesiennego Pana Konarska przygotowuje na swój wielki występ na I Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu ‘63. Zamiast tego przed sześciotysięczną publicznością zaśpiewa Bose nogi (muz. Jerzy Abratowski, sł. Kazimierz Szemioth), Balladę o ulicy błękitnych dzwonów (muz. Jerzy Abratowski, sł. Witold Holl) oraz Zapomniane tango (muz. Jerzy Abratowski, sł. Janusz Słowikowski). Ten ostatni utwór zdobywa wyróżnienie i Konarska wykonuje go także podczas Koncertu Finałowego. Zostaje zauważona.
W międzyczasie zachodzą ważne zmiany w życiu osobistym młodziutkiej wokalistki. Stała rozłąka z domem rodzinnym oraz nadmiar nowych obowiązków doprowadza do kryzysu małżeńskiego. Konarska rozstaje się z mężem, a kilkuletniego syna oddaje pod opiekę swojej matki. Jej kariera zaczyna nabierać tempa. Pojawia się na srebrnym ekranie w popularnym programie rozrywkowym „Wielokropek”, a niedługo potem, dzięki znajomości języka niemieckiego, także i w telewizji NRD. W ośmioodcinkowym programie pt. „Krystyna Konarska przedstawia polskie piosenki i polskich piosenkarzy” promuje rodzimą kulturę muzyczną. „Z bogatego archiwum nagrań Interwizji – wspominała w wywiadzie − wybierałam poszczególne ‘numery’, siadałam w studiu i opowiadałam o moich śpiewających kolegach, podawałam treść śpiewanych przez nich piosenek. To się bardzo podobało”[14].
W roku 1964 Krystyna Konarska ponownie pojawia się w Opolu. Podczas II Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej wykonuje Tak daleko jesteś nocą (muz. Katarzyna Gaertner, sł. Ireneusz Iredyński) oraz Zielone pająki (muz. Jerzy Abratowski, sł. Hanna Łochocka). Oprócz tego zdobywa jeszcze dwie nagrody. Za Piosenkę z przedmieścia[15] (muz. Jerzy Matuszkiewicz, sł. Janusz Kondratowicz) otrzymuje II nagrodę w kategorii „piosenka rozrywkowa i taneczna”, zaś za Spaloną ziemię (muz. Roman Orłow, sł. Wojciech Młynarski) I nagrodę w kategorii „piosenka aktorsko-literacka”[16]. Oprócz tego otrzymuje także wyróżnienie.
Po opolskim sukcesie Konarska natychmiast podejmuje decyzję o spróbowaniu swoich sił na osławionym już wówczas Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie. Jednak jej piosenka Nie ma już mojej miłości (muz. Jerzy Abratowski, sł. Jacek Korczakowski) nie zostaje zauważona. Rok 1964 nie kończy się jednak najgorzej. Konarska głosami czytelników jednego z popularnych magazynów zostaje wyróżniona tytułem „Polki ‘64”.
Nadchodzi „tłusty” rok 1965, a wraz z nim kolejny okres ciężkiej pracy. Krystyna Konarska postanawia spróbować swoich sił w otoczeniu „polskich Shadowsów” – zespołu Tajfuny. Wyrusza z bigbitowcami w trasę koncertową po demoludach, m.in. do ZSRR, Węgier i Jugosławii. Owocem tej współpracy są nagrania[17], a rok później humorystyczny program TVP „Godzina cudów”[18]. „Uważam, że naprawdę dobre wyniki można osiągnąć, tylko pracując dłuższy czas z jednym zespołem – komentuje swój muzyczny wybór artystka. − Współpracę z Tajfunami, zespołem złożonym z bardzo muzykalnych młodych ludzi, uważam za udaną”[19].
Rok 1965 to także występ na konkursie piosenkarskim Interwizja podczas II Międzynarodowego Festiwalu Telewizyjnego w Pradze[20] oraz kolejny już raz na ważnej dla niej rodzimej scenie. Podczas III KFPP w Opolu Konarska prezentuje utwory Przyjdzie po mnie ktoś (muz. Adam Wiernik, sł. Jacek Korczakowski) oraz Bal u Posejdona (muz. i sł. Marek Sart). Niestety jej obecność tym razem przechodzi bez echa, czemu młoda artystka daje wyraz w jednym z wywiadów, którego udziela w miesiąc po swoim występie: „Uczyłam się intensywnie u Wandy Wermińskiej, występowałam i zdobywałam publiczność, ale w ciągu trzech lat nie miałam chyba jednej dobrej recenzji. (…) Zresztą krytyka była słuszna, choć czytanie niezbyt pochlebnych słów o sobie nie należy, niewątpliwie, do przyjemności. Jeżeli jednak już się wybrało – trzeba zacisnąć zęby i pracować”[21].
W międzyczasie swoją premierę ma film „Pingwin” (reż. Jerzy Stefan Stawiński, 1965), w którym niedoświadczonej w branży filmowej piosenkarce przychodzi zagrać u boku samego Zbigniewa Cybulskiego. Konarska gra rolę Baśki Oraczewskiej. Podczas udźwiękowienia filmu zostaje zdubbingowana przez Kalinę Jędrusik. Pojawia się też na okładce magazynu „Film” (1965/16).
„Nie miałam kłopotów z kamerą, ale bardzo się wszystkim przejmowałam – wspominała pracę na filmowym planie wschodząca gwiazda. − Starałam się wmówić sobie, że widz, którego przedstawicielem w czasie kręcenia filmu jest właśnie kamera, wszystko, co mam do powiedzenia, przyjmuje życzliwie i serdecznie”[22]. Warto zauważyć, że na ścieżce dźwiękowej filmu pojawiają się dwie piosenki zaśpiewane przez Konarską. Żadna z nich nie została zarejestrowana w ZAiKS-ie, a także nie posiada własnego tytułu. Na potrzeby własne autor niniejszego felietonu nadał im nazwy pochodzące od kluczowych sentencji: Don’t Say Nevermore oraz Take It Easy (muz. Krzysztof Komeda, sł. autor nieznany).
W ślad za jedną filmową propozycją pojawia się kolejna. Tym razem piosenkarka gra… siebie, gdyż w filmie „Święta wojna” (reż. Julian Dziedzina, 1965) śpiewa utwór To miał być żart (muz. Jerzy Matuszkiewicz, sł. Andrzej Bianusz).
W roku 1966 Krystyna Konarska ponownie bierze udział w dwumiesięcznym tournée po Związku Radzieckim (Mińsk, Wilno, Ryga, Leningrad, Erewań, Tbilisi, Baku, Moskwa), zorganizowanym przez Stołeczną Estradę pod hasłem „Halo, Warszawo!”, gdzie wraz z grupą polskich artystów (m.in. Sława Przybylska, Mieczysław Fogg, Tadeusz Woźniakowski) staje na scenie dokładnie 59 razy.
19 czerwca 1966 roku Krystyna Konarska i zespół Tajfuny piosenką Czy ktoś ci powiedział (muz. Andrzej Korzyński, sł. Andrzej Tylczyński) zdobywają sam szczyt radiowego plebiscytu „Piosenka miesiąca”[23], a miesiąc później taki sam sukces spotyka ich kolejne wspólne nagranie – Doliny w kwiatach (muz. Adam Skorupka, sł. Wanda Sieradzka). Wokalistka zajmuje też prestiżowe trzecie miejsce w plebiscycie czytelników magazynu „Jazz” w kategorii Najlepsza Wokalistka roku 1966 (za Adrianą Rusowicz i Katarzyną Sobczyk)[24].
W tym samym roku Bruno Coquatrix organizuje w paryskiej „Olimpii”, w ramach współpracy z PAGART-em, cykl koncertów pt. „Grand Music Hall de Varsovie”. W rewii wyreżyserowanej przez Janusza Rzeszewskiego, której premiera miała miejsce 26 lipca 1966 roku, występują: Joanna Rawik, Alina Janowska, duet fortepianowy Marek i Wacek (Marek Tomaszewski i Wacław Kisielewski), tancerka Alicja Boniuszko, Michaj Burano, Iga Cembrzyńska, parodysta Bolesław Gromnicki, grupa gimnastyczna Mortales, pianista Czesław Majewski, dyrygent Leszek Bogdanowicz oraz dwie gwiazdy: Violetta Villas i Krystyna Konarska. Ta ostatnia wykonuje podczas koncertu piosenkę C’est que l’amour va revenir, francuskojęzyczną wersję hiszpańskiej ballady Todo Pasará.
Pod koniec sierpnia 1966 roku Krystyna Konarska ponownie pojawia się na MFP w Sopocie, aby w „Dniu Płytowym” zaśpiewać swój nowy hit Doliny w kwiatach oraz zeszłoroczną propozycję z Opola, piosenkę Przyjdzie po mnie ktoś. Niestety, ponownie nie zostaje zauważona przez publiczność oraz dwudziestoosobowe jury. Pomimo tego los sprawił, że − zgodnie ze szlagwortem piosenki − w końcu ten „ktoś po nią przyszedł”.
„Najpierw przyszedł po mnie mój przyszły mąż, potem był ktoś z Warszawy – wyznaje artystka. − Kolejnym był Bruno Coquatrix, właściciel paryskiej Olimpii. (…) To wszystko mnie przerażało. Ciągle byłam przecież zagubioną dziewczynką z Większyc. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje”[25].
O Konarskiej pamiętał Bruno Coquatrix – „gruba ryba” francuskiego show-businessu. Obecność tego magnata francuskiej piosenki jeszcze w Sopocie ‘63, a potem zorganizowany przez niego koncert w paryskiej „Olimpii” z udziałem polskiej grupy artystów, wśród których błyszczała Krystyna Konarska, zaowocowały w końcu przepustką do jego prywatnej szkółki – Académie de music-hall.
„Cieszę się na ten wyjazd – wyznała szczerze Konarska w jednym z wywiadów. − Po pierwsze, może to banalne, ale zakochałam się w tym mieście od tzw. pierwszego wejrzenia… Perspektywa poznania go lepiej jest bardzo miła. Chcę się uczyć, podobno mam nawet brać lekcje akrobatyki…, pomijając śpiew, taniec, gest, muzykę. Jednym słowem: ogólne i wszechstronne studia nad piosenką, jej aktorską i muzyczną interpretacją… To mnie powinno zbliżyć do umiejętności bycia sobą, przekazywania publiczności siebie najbardziej prywatnej”[26].
Francuski sen
„ Dyrektor ‘Olimpii’, pan Coquatrix, ufundował stypendium – mówiła Konarska. − My nie posiadamy tradycji music-hallu. Tutaj będziemy poznawać nowe formy music-hallu. Niezależnie od ‘Olimpii’ śpiewać będę piosenki w języku francuskim. Ponadto nagram płyty dla firmy Bartley i innych”[27].
„Szkoła Coquatrix nastawiona jest na przygotowanie kadr dla teatrów rewiowych – dodawała w innym miejscu. − Stąd wiele uwagi, na równi ze szlifem muzycznym, przywiązuje do plastyki ruchu, opanowania sprawności ciała, tańca klasycznego i współczesnego. Słuchaczom (było nas 55 osób z 15 krajów) pozostawia się duży margines na inicjatywę. Występy szkolne są filmowane, co pozwala na natychmiastowe korygowanie błędów technicznych i niedoskonałości wykonawstwa”[28].
„Uczyłam się akrobatyki, nowoczesnego tańca, a zwłaszcza interpretacji piosenki pod kierunkiem francuskiego piosenkarza lat międzywojennych Jacquesa Pils’a – dzieliła się swymi wrażeniami piosenkarka. − Uczyłam się też pilnie języka francuskiego. Występowałam w tym czasie w programach paryskiej ‘Olimpii’, w telewizji. W tym czasie spróbowałam swoich sił na niwie kompozytorskiej. Powstały dwie piosenki: Temps que tourne la terre (Czas, gdy kręci się ziemia) i Il y aura toujours le lendemain (Zawsze będzie jutro)”[29].
Krystyna Konarska bardzo szybko aklimatyzuje się w nowym miejscu. Błyskawicznie opanowuje kolejny język, mieszka na Montmartrze, w słynnej dzielnicy artystów, i otrzymuje angaż w kabarecie. Pracując ciężko na swój „francuski sen”, powraca na chwilę w roku 1968 do ojczyzny, aby wystąpić na VI Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej, na którym otrzymuje Nagrodę Komitetu ds. Radia i Telewizji za piosenkę Jak cię miły zatrzymać (muz. Andrzej Woźniakowski, sł. Adam Kreczmar).
Zaledwie miesiąc później odbywa się VIII Międzynarodowy Festiwal Piosenki w Sopocie, na którym daje o sobie znać… Jesienny Pan. Tym razem zabrzmi on w ustach gości z zagranicy. Po piosenkę, która w kraju stała się przebojem, sięgnęły dwie artystki: Annarita Spinaci (Włochy) oraz Miki Nakasone (Japonia). Pierwsza z nich, śpiewając L’autunno Viene Poi[30] (sł. F. Evangelisti) otrzymuje I nagrodę za interpretację, zaś druga za Warszawa No Koi[31] (sł. Kosei Yamamoto) nagrodę publiczności[32]. Konarska tym razem nie wystąpiła w Sopocie, choć jej nazwisko znalazło się w prasie oraz festiwalowych folderach anonsujących jej obecność.
„Z prawdziwym żalem muszę zrezygnować z udziału w Festiwalu Piosenki w Sopocie – wyjaśniała artystka. − O tym, że przewidziano mnie na ‘Dzień Płytowy’ (tytuł jednego z koncertów promujących wydawnictwa Polskich Nagrań), dowiedziałam się dopiero po podpisaniu kontraktu – było już za późno na ustalenie innego terminu nagrań i zahamowanie całej machiny organizacyjnej i reklamowej. Jest mi tym bardziej przykro, bo tracę okazję przekazania w Sopocie tego, czego się w Paryżu nauczyłam”[33].
Tymczasem we Francji pojawia się kolejna wielka szansa – propozycja dużego kontraktu wysunięta ze strony Eddiego Barclaya[34], właściciela znanej firmy fonograficznej wydającej takie gwiazdy jak Charles Aznavour czy Joe Dassin. Barclay pamiętał Krystynę jeszcze z jednego z koncertów zorganizowanych w „Olimpii” przez Coquatrix’a. Konarska dopełnia formalności i − już jako Cristina − rozpoczyna zupełnie nowy rozdział swojego życia, które obfituje w koncerty, występy telewizyjne, a przede wszystkim nowe nagrania.
Firma Barclay sporo inwestuje w swoją nową gwiazdę, wypuszczając w latach 1968-1970 na francuski rynek około dwudziestu singli oraz tzw. czwórek, na których znalazło się łącznie ponad dwadzieścia piosenek. W tym samym czasie piosenkarka ma także okazję podjąć współpracę z prawdziwymi gwiazdami piosenki francuskiej. Propozycję wspólnych tras koncertowych składa jej chociażby Salvator Adamo. Wydaje się, że niespełna 30-letnia piosenkarka, stojąc u progu światowej kariery, posiada wszelkie atrybuty: talent, urodę, doświadczenie sceniczne, trochę szczęścia. A jednak… coś idzie nie tak, jak powinno…
Artystką się bywa – piosenkarką się jest
Z wszelkich dostępnych relacji Krystyny Konarskiej dowiedzieć się można, że firma Barclay nagle zbankrutowała, co przełożyło się na osobistą katastrofę polskiej piosenkarki. Patową sytuację dopełnił według niej brak możliwości podpisania nowego kontraktu z firmą Philips, bo Eddie Barclay nie zamierzał się wycofywać ze swojej umowy z wokalistką. Z informacji ogólnie dostępnych w Internecie wynika, że prawdziwe kłopoty wytwórni Barclay rozpoczęły się jednak dopiero pod koniec lat 70. Także z powodów zdrowotnych jej założyciela. Mówi się też co prawda, że wyjątkowy nos do interesów kilkakrotnie zawiódł francuskiego wydawcę. I to już na początku lat 70., kiedy uwikłał się on w kilka spraw sądowych właśnie z Philipsem. Gwoździem do trumny świetnie prosperującej firmy była też seria niefortunnych posunięć, jak odmowa podpisania kontraktu z Bobem Marleyem, zakończenie współpracy z Pierre’m Perretem, a także zerwanie umowy z Michelem Sordou. Tak czy inaczej, Barcklay odsprzedał 40% udziałów swojego imperium firmie Polygram dopiero w roku 1978. Wynika więc z tego, że relacja Krystyny Konarskiej o utracie możliwości rozwijania swojej dalszej kariery z powodu upadku firmy fonograficznej wyprzedza ten fakt przynajmniej o całą dekadę…
Na początku lat 70. piosenkarka, aby przetrwać trudne czasy, rozpoczyna współpracę z ekskluzywnymi paryskimi kabaretami, a także śpiewa − w pięciu językach! − w zagranicznych klubach oraz kasynach. Podróżuje do krajów Maghrebu − Libanu, Maroka, a także do Syrii, Iranu, Portugalii, Grecji, Monako, Japonii. „Raz się jest na wozie, raz pod wozem. Kiedy wybiera się ten zawód, człowiek musi być przygotowany na wszystkie ciosy” – mówi artystka w roku 1971[35].
Zagraniczne sukcesy Konarskiej po latach skomentował Władysław Jakubowski, dyrektor Polskiej Agencji Koncertowej PAGART: „Międzynarodową karierę Krystyny Konarskiej uważam za bardzo udaną. W czerwcu 1967 r. wyjechała na roczne stypendium naszego Ministerstwa Kultury i Sztuki. Miała okazję uczenia się w Paryżu u najlepszych – szlifowania talentu. Dwa lata w trasie z Salvatorem Adamo!? Dla innych niemożliwe. Jej się udało”[36].
Analiza utworu
Piosenka Jesienny Pan ma wiele cech standardu jazzowego, szczególnie w treści harmonicznej. Konstrukcja utworu powstała z czterech ośmiotaktowych zdań łączonych przedtaktami. Te przedtakty, a także zachowana w motywach melodycznych identyczna ich rytmizacja (wyjątkiem są takty 21-24), sugerują, by uznać kompozycję za rozbudowaną formę jednoczęściową. Jednak trafniejszym osądem wydaje się rozróżnienie tych ośmiotaktów jako fragmentów pełniących funkcje zwrotek i refrenu. I tak takty 1-8 i 25-32 to zwrotki, a takty 9-24 to dwuczłonowy refren.
Melodia Jesiennego Pana powstała z czterech skali: b-melodycznej lub b-harmonicznej (takty: 1-3, 6-7, 14-15, 25-27 i 30-32), es-melodycznej lub es-harmonicznej (takty 4-5 i 28-29), des-jońskiej (takty 8-12 i 16-19) i f-miksolidyjskiej (takty 21-24). Jej cechą konstrukcyjną jest, oprócz wspomnianej wyżej rytmizacji, prowadzenie narracji przy wykorzystaniu dźwięków akordowych.
Akordyka piosenki skomponowana została z szeregu kadencji jazzowych II-V i II-V-I. Te harmoniczne relacje dominantowo-toniczne służą do określania tonacji (wyjściowej lub innej). W przypadku analizowanego utworu obok tonacji b-moll pojawiają się toniki: es-moll (takty: 5, 29), des-dur (takty: 11, 19) i f-miękka (takt 23). Do budowy akordów wykorzystane zostały skale: b-melodyczna lub b-harmoniczna (takty: 1, 3, 7-8, 15-16, 25, 27 i 31-32), es-melodyczna lub es-harmoniczna (takty 5 i 29), es-dorycka (takty 9 i 27), g-dorycka (takt 21), f-miękka (takty: 2, 6, 14, 23-24, 26, 28 i 30), b-miękka (takty 4 i 28), as-miksolidyjska (takty 10 i 18), c-miksolidyjska (takt 22) i des-jońska (takty 11-12 i 19-20).
Roman Orłow stworzył niebanalną muzykę za pomocą pozornie prostego, w rzeczywistości zaś wyrafinowanego pomysłu twórczego
Epilog
Płynie czas… W Paryżu, w którym pomieszkuje pomiędzy swoimi koncertami, artystka poznaje polskiego górala. Zakochują się w sobie. Znowu, jak podkreślała w jednym ze swoich wywiadów, „przyszedł po nią ktoś”. W roku 1987 decyduje się na kolejny ślub, a niedługo później – wyjazd na Alaskę. Swoją kolejną pasję odnajduje w niełatwej pracy z dziećmi z niepełnosprawnościami. Przez siedem kolejnych lat regularnie wstaje o czwartej nad ranem, aby sprostać wymogom codziennego życia. W ten sposób, w otoczeniu urodziwej, acz surowej natury, spędza swe dni aż do roku 1997. Wówczas, po kolejnym miłosnym zawodzie, decyduje się ostatecznie na powrót do schorowanej mamy, mieszkającej w niewielkim miasteczku Rinteln na północy Niemiec. Tam żyje jak „zwykły człowiek”, pracując oraz zajmując się domem. Odwiedza Polskę jeszcze trzykrotnie: w roku 1988 (pierwszy raz od czasu wyjazdu do Paryża), potem w 2009 i ostatni raz w roku 2010. Podczas ostatniej wizyty w kraju spotyka się z kilkoma najbliższymi znajomymi, w tym ze współautorem swojego jazzowego przeboju[37] Wojciechem Młynarskim.
16 marca 2021 roku w Niemczech, kraju, gdzie przyszła na świat, urocza dziewczyna z Większyc dociera w końcu do kresu swej ziemskiej podróży – niełatwej podróży przez życie piosenkarki…
Dziękuję panu Zbigniewowi Kowalskiemu za szczególne zaangażowanie i pomoc w przygotowaniu niniejszego felietonu.
[1] Podobno były żołnierz rosyjski, walczący po stronie Armii Białej. Z zawodu szewc. Odnotowany w księdze mieszkańców Większyc (1936) jako Konrad Bohlmann – robotnik. Źródło: Tomasz Hubert Kandziora i Brygida Lenczyk „Większyce – Ocalić od zapomnienia”, tom. I, Większyce 2018, s.124.
[2] Fragment wspomnień Elisabeth Freier (rękopis).
[3] Kędzierzyn oraz Koźle były do roku 1975 osobnymi miejscowościami.
[4] Maria Tygielska „Przy pół czarnej z Krystyną Konarską”, „Radio i Telewizja”, 31.07.1966 r., s. 4.
[5] Maria Tygielska, dz. cyt.
[6] Krystyna Konarska, „Jesienny Pan”, Polskie Nagrania Muza – SP-123 (1963). „Jego [Wojciecha Młynarskiego] fonograficzny debiut, jako autora tekstów, to płyta z utworem Jesienny Pan w wykonaniu Krystyny Konarskiej, wydana w 1963 roku” – wypowiedź Jana Młynarskiego za: https://zloteprzeboje.pl/7_101972_24189406_nieznane-utwory-wojciecha-mlynarskiego-na-plycie-koleda-na (dostęp: 18.05.2023 r.)
[7] „Po laury Paryża” − wywiad z Krystyną Konarską. Wycinek z niezidentyfikowanego czasopisma pochodzący z prywatnego archiwum Ewy Szczepanik.
[8] Dariusz Michalski, „Dookoła Wojtek”, Pruszyński i S-ka, Warszawa 2008, s. 46-48.
[9] Najpewniej mowa o legendarnym albumie „Stan Getz & Joao Gilberto”, Verve Records – V-8545, MGM Records – V-8545 (1963), który w pierwszej poł. lat 60. XX w. spopularyzował bossa novę.
[10] Dariusz Michalski, dz. cyt., s. 50-51.
[11] Tamże, s. 49.
[12] Nagrania dokonano w lipcu 1964 roku [płyta pochodzi z 1963]. Skład zespołu: Krzysztof Sadowski (p), Janusz Sidorenko (g), Liliana Urbańska (fl), Adam Skorupka (b), Jerzy Bartz (dr).
[13] Historia utworu Pod Papugami została przytoczona w JF 4-5/2018. Wypowiedź Krzysztofa Sadowskiego pochodzi z rozmowy telefonicznej przeprowadzonej w dniu 5.05.2023 r.
[14] Krystyna Konarska w rozmowie z Marią Tygielską. „Radar”, 31.07.1966 r., s. 4.
[15] Piosenka w oryginalnym wykonaniu Mieczysława Wojnickiego, pochodząca z filmu „Dwa żebra Adama” (reż. Janusz Morgenstern, 1963).
[16] „Koncert Radia i Telewizji” odbył się 24.06.1964 r.
[17] Efektem współpracy K. Konarskiej z Tajfunami jest album „Czy ktoś ci powiedział”, Polskie Nagrania Muza – N 0403 (1965).
[18] Widowisko w reż. Jerzego Kleyny złożone z piosenek i pantomimy (1966).
[19] Krystyna Konarska w rozmowie z Marią Tygielską, dz. cyt.
[20] Koncert wraz z transmisją odbył się 12.06.1965 r. Krystyna Konarska za wykonanie utworu Bal u Posejdona (muz. i sł. Marek Sart [Jan Szczerbiński]) zajęła 8 miejsce.
[21] Krystyna Konarska w rozmowie z Marią Tygielską, dz. cyt.
[22] Krystyna Konarska w rozmowie z Haliną Ańską dla rubryki „Klub Miłośników Piosenki”; „Słowo Ludu”, 4.12.1966 r., s. 4.
[23] Spektakularny sukces piosenki odzwierciedlają liczby. Na Konarską oddano 2 555 głosów. Miejsce drugie (529 głosów) zajęła V. Villas z utworem Nie myśl o mnie źle (muz. Edward Pałłasz, sł. Jacek Korczakowski), trzecie (493 głosy) zajął W. Młynarski z utworem Nie miałem tak ładnie (muz. Janusz Sent, sł. Wojciech Młynarski).
[24] „Jazz” 1966, nr 3, s. 7.
[25] Tomasz Gawiński „Przyjdzie po mnie ktoś”, „Angora”, 27.12.2009 r., s. 61.
[26] Krystyna Konarska w rozmowie z Januszem Budzyńskim w rubryce „Piosenkarze polecają piosenki”. Wycinek z niezidentyfikowanego czasopisma pochodzący z prywatnego archiwum Ewy Szczepanik.
[27] „Po laury do Paryża”, dz. cyt.
[28] Krystyna Konarska w rozmowie z L. Kosycarz w rubryce „Przy pół czarnej z naszym gościem” („La belle Polonaise”). „Głos Wybrzeża”, 3.08.1967 r., s. 4.
[29] Janusz Świąder, „Gwiazdy błyszczały wczoraj”, Polihymnia, Lublin 2014, s. 205.
[30] Utwór dostępny jest na albumie „Grand Prix − Sopot 68”, Polskie Nagrania Muza – N 0540 (1968), oraz „Annarita Spinaci”, Roman Record Company – RCP 708 (1971).
[31] Utwór dostępny jest na albumie „Sopot 68”, Polskie Nagrania Muza – XL 0471 (1968).
[32] Jesienny Pan doczekał się także wersji rosyjskojęzycznej (Старый Сад, sł. Leonid Petrovich Derbenyov). Do swojego repertuaru włączyła go Aida Semyonovna Vedishcheva: „Поет Аида Ведищева”, Мелодия – 33Д-26626 (1969).
[33] Krystyna Konarska w rozmowie z L. Kosycarz, dz. cyt.
[34] Eddie Barclay (właśc. Édouard Ruault, 1921-2005) – pianista, bandlider, biznesmen, właściciel jednej z wiodących we Francji wytwórni płytowych. W jego katalogu były znalazły sę nazwiska największy gwiazd francuskiej piosenki, a także artystów jazzowych takich jak Stéphane Grappelli czy Lionel Hampton. W latach powojennych redagował także magazyn „Jazz”.
[35] Rozmowa z Krystyną Konarską przeprowadzona przez Jana Tyszkiewicza dla Radia Wolna Europa w dniu 11.04.1971 r.
[36] Wypowiedź Krystyny Konarskiej przytaczam za audycją Dariusza Michalskego, „Zapomniane – przypomniane”, Polskie Radio Pr. I, emisja: 12.09.2021 r.
[37] Utwór, jako standard jazzowy, można odsłuchać na kasecie magnetofonowej: Włodzimierz Nahorny Quartet, „Bossa Nova”, Inter Sonus (1990).
Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji
Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.