Historia utworu „Czarna rzeka”, czyli twórcze spotkanie Wojtka Kowalskiego z Krzysztofem Bernardem.

W tym roku mija 60 lat od narodzin polskiego big beatu. Miałem to szczęście być świadkiem jego narodzin. Muzyka tzw. Mocnego Uderzenie nadal mnie fascynuje. Często zastanawiam się, co w tych rockowych rytmach jest zawarte, że codziennie w głowie pulsuje mi jakiś rytm. Co jest powodem, że jedne melodie zapamiętuję bardzo łatwo inne zaś nieco trudniej. Kiedyś nie potrafiłem tego nazwać, ale dzisiaj już wiem. To słowo klucz to „riff”.

W muzyce rockowej riffem nazywamy charakterystyczny dla danego utworu, powtarzający się w nim motyw muzyczny, trwający najczęściej od 1 do 4 taktów, grany na gitarze lub gitarach. Riff powinien być melodyjny, wpadający w ucho, łatwo zapamiętywany, spójny z rytmiką utworu. Rockowy riff grany jest najczęściej pojedynczymi dźwiękami lub powerchordami. Dopuszczalne, niekiedy nawet wskazane, jest łączenie tych dwóch sposobów gry.

Wyglądało to mniej więcej tak – gitarzysta zespołu (czasami basista) będąc pod wpływem jakichś emocjonalnych okoliczności (natchnienie?) lub po spożyciu, układa kilka (kilkanaście) dźwięków na 2-3 strunach swojej gitary i biegnie do kolegów z zespołu. Ci zaś miejsca między powtarzającym się riffem wypełniają treścią muzyczną i tekstem. I już, gotowe, jeśli riff jest melodyjny, chwytliwy – przebój murowany.

Lata sześćdziesiąte to rewolucja w muzyce. Wiele już o tym napisano. Wiadomo, że do Polski ta rewolucja wdarła się przez uchylone drzwi miast portowych. Zwłaszcza Gdańska i Szczecina. Fala ta wdzierała się poprzez marynarzy, którzy jako jedni z niewielu mogli poczuć jej siłę podczas swych rejsów po światowych portach. Potem już, pomimo przeszkód rozlewała się po kraju i nikt nie był w stanie tego powstrzymać. Gitara stała się niezwykłym instrumentem. Wydobycie z instrumentu kilku akordów nobilitowało w środowisku jego właściciela. Muzyka gitarowych zespołów wdzierała się także do mojego domu. Miałem dziesięć lat, jak w tej znanej piosence. Za sprawą mojego starszego brata miałem niezwykłą przyjemność obcować z muzyką, na co dzień. Codziennie brzmiały gitary w domu. Zbierali się koledzy brata i szarpali te struny do późnych godzin. Melodie, które wygrywali, często zasłyszane w zachodnich stacjach radiowych pobrzmiewają mi w uchu do dnia dzisiejszego. Dzisiaj uznawane są za perły muzyki rockowej.

Tak się złożyło, że ci młodzi gitarzyści szukali czegoś więcej niż tylko kopiowania prostych melodyjek wygrywanych wówczas przez polskie grupy big beatowe. Ich ambicje z pewnością ukształtowały moje upodobania. Podobała mi się każda próba odejścia od prostych i melodyjnych pioseneczek, z tekstami mówiącymi o niczym. Pierwsze L.P Niebiesko-Czarnych, Polan, Blackout a potem Akwareli. Ukształtowały moją wrażliwość. Wojtek, mój brat potrafił znaleźć wokół siebie ludzi podobnie myślących i czujących muzykę. Jego pierwsze akordy zabrzmiały w olkuskim zespole, którego nazwę pamiętam do dnia dzisiejszego. To „BalKoSuTeSowie”. „Brzdąkali na tych gitarach dzień i noc. Tam też usłyszałem melodię, którą zapamiętałem na całe życie. „Tam gdzie morze”. Piosenka może nieco infantylna, nawet na owe czasy, posiadała jednak coś, co pozwoliło jej przetrwać w mojej pamięci. To właśnie był ten gitarowy riff.  Jestem pewien, że ta melodia niejednokrotnie błąka się po głowach tych, co także kiedykolwiek ją słyszeli. Z pewnością zafascynowani awangardą zachodniej muzyki rockowej młodzi muzycy korzystali z twórczości takich zespołów jak The Trogs, The Kinks czy The Rolling Stones. Wpływ na kształt, może mniej dojrzałej twórczości rodzimych muzykantów miały właśnie riffy takich utworów I Can’t Get No (Satisfaction), You Really Got Me czy Hey Joe. Pamiętam, jakie wrażenie wywołał pierwszy L.P. Breakout zatytułowany „Na drugim brzegu tęczy”. To było to, co ich napędzało. Moja fascynacja Wojtkiem Kordą i Niebiesko-Czarnym wzięła się także z tego okresu. Zespoły, których członkiem był Wojtek stawiały sobie bardzo wysoko poprzeczkę. Nie wiem czy autorem kolejnego riffu był Wojtek. Może go gdzieś zasłyszał, ba takie rzeczy zdarzały się bardzo często. Mowa tu o utworze zatytułowanym „Czarna rzeka”. Posiadał on klasyczny temat muzyczny, na którym oparty był cały utwór. Pamiętam, że brzmiał bardzo nowocześnie. Myślę, że prezentacja tego utworu stała się furtką do jego muzycznej aktywności w nowym środowisku, po przeprowadzce z Olkusza do Kędzierzyna. Bardzo szybko znalazł wspólny język z jednym z najbardziej awangardowych muzyków w mieście. Mowa tu oczywiście o Henryku Pelli. Heniek był twórcą bardzo popularnego zespołu noszącego nazwę Wegatony. Heniek marzył o karierze poważnego muzyka estradowego. Szukał nowego repertuaru, który pozwoliłby mu realizować się w całości. Wydaje się, że „Czarna rzeka” nadawała się do tego jak najbardziej. Znów chcąc, nie chcąc byłem świadkiem nowego życia tego utworu, już w wykonaniu Vegatonow. Piosenka ta była znakiem rozpoznawczym tego zespołu. Przetrwała także ponad pół wieku w moim uchu.

Uważam, że utwór ten powinien przetrwać, jako jeden z klasycznych przebojów lokalnego big beatu. Wpadłem na pomysł, aby odtworzyć ten numer, być może dla potomnych. Tak niewiele pamiątek zachowało się z tamtych szalonych lat sześćdziesiątych. Może muzycy dadzą się namówić na reaktywację zespołu? Poprosiłem, zatem członków zespołu Vegatony, aby podjęli próbę archiwizacji tej piosenki. Przedstawiłem propozycję realizacji tego pomysłu Wojtkowi i Krzysiowi Bernardowi. Zaaranżowałem spotkanie w spokojnym miejscu. Do spotkania doszło dzięki uprzejmości pani Magdaleny Bednorz w Osiedlowym Domu Kultury Komes. Miało ono charakter nadzwyczaj wspomnieniowy, ponieważ muzycy nie widzieli się od lat. Z niezwykłą przyjemnością wsłuchiwałem się w rozmowę. Za ich sprawą odżyły moje młodzieńcze lata. Ich rozmowa to pouczająca lekcją historii o początkach rock’n’rolla w Kędzierzynie-Koźlu, a szczególnie o przyjaźni rozmówców z Heniem Pellą oraz o tym jaki ta znajomość wywarła wpływ na ich późniejsze życie.

Z relacji Ludwiga Niemasa dużo wiemy o początkach zespołu Wegatony, natomiast mniej o tym, co działo się z zespołem po jego odejściu.

W. – Wegatony to zespół działający w Sp. Twórczość. Mieli tam niezłe warunki do muzykowania. Zakład zakupił dla nich niezły wtedy sprzęt. Obiektem zazdrości miejscowych muzyków były wyjątkowe gitary, które Heniek wychodził w Brzegu u p. Adolfa Kucharskiego. Nie znam wcześniejszej historii zespołu. Ja dołączyłem po roku na pewno 1967 może 1968 Zespół Heńka działał już wtedy w ZDK Chemik. Tam też trafiły wtedy te „Grębosze” i gitary Wegaka, by po krótkim czasie, chyba za sprawę Heńka i Bronka Pałysa znaleźć się w PDK  Koźle. To tam powstały Vegatony. Nowe Vegatony pisane już przez „V”

K. – Drugi skład Vegatonów powstał jeszcze w Chemiku

W. – Tak. W Chemiku odbywała się wtedy selekcja do zespołu. Przesłuchiwał nas Heniek. Trafiłem do zespołu razem z Józkiem Kędrakiem.

K. – Pamiętam, że był moment, kiedy przez chwilę w Chemiku graliśmy razem. Później się przenieśliśmy do PDK.

W. – Trwało to jakiś czas, a potem, nie pamiętam, jakim cudem znaleźliśmy się w Gliwicach. Tam był super sprzęt. Jasiu Skowron, który kiedyś grał w Wegatonach, pracował w kopalni Gliwice, jako górnik, i tam wyczaił, że gdzieś w Domu Kultury jest jakiś super sprzęt. Jakieś stu watowe wzmacniacze, Były to „samoróby“, ale na tamte czasy były ekstra. Pojechaliśmy tam wtedy na parę prób. Jeśli dobrze pamiętam było to na ul. Pszczyńskiej. Jeździliśmy tam tramwajem „dwójką”. W kierunku na Mikołów po lewej stronie. Ten budynek do tej pory tam stoi. Tam próbowaliśmy grać. Zespół przyjął wtedy nazwę „Ach”. Był to cały skład dawnych Wegatonów, bez Franka Podeszwy, Zastąpił go wtedy właśnie Jasiu Skowron.

K. – Pamiętam, że w Chemiku grał Franek Podeszwa, grałeś Ty, na organach grał Heniek, Waldek Myśliwiec śpiewał.

W. – Tak, ale trwało to bardzo króciutko. Odszedłem w wyniku jakiegoś nieporozumienia, nawet nie pamiętam, o co poszło.

K. – Odszedłeś wtedy do jakieś zespołu, który powstał wtedy w „Żegludze”.

W. – Grałem tam z Bogdanem Kalickim Tworzyliśmy nowe „Vegatony” w PDK. Wracając do tych Gliwic. Graliśmy tam chyba z pół roku. Pamiętam taką fajną zabawę, którą graliśmy w Wilczym Gardle. Mieliśmy fajny sprzęt, Heniek mógł się wreszcie wykazać grając na gitarze. Mieliśmy do dyspozycji kamerę pogłosową. Efekty na tamte czasy to ekstra sprawa. Kłopotem były same dojazdy do Gliwic na próby. Nie mieliśmy wtedy pieniędzy. Nikomu się wtedy nie przelewało. Po za tym miałem wtedy groźnie wyglądający wypadek. Poraził mnie prąd. To częste przypadki, zwłaszcza w „samoróbkach”. Były tam jakieś przebicia między wzmacniaczami. Trzymając jedną ręką gitarę, drugą chwyciłem mikrofon i mnie wtedy „świsnęło”. Upadłem plecami na stojącą z tyłu perkusję. Wyglądało to bardzo groźnie, ponieważ Jasiu unieruchomił ciągle odjeżdżający z pod nogi centralny bęben (basowy) wbijając w podłogę taki wielki wystający gwóźdź. Uderzyłem głową w niego. Milimetry dzieliły mnie od tragedii. Ślad tego zdarzenia mam do dzisiaj. Po tym wypadku podjęliśmy decyzję o rezygnacji z tych dojazdów do Gliwic Wróciliśmy do kozielskiego PDK. Tak się akurat zbiegło, że w tym samym czasie wrócił z zagranicznych wojaży Wiesiek Bratus z tym legendarnym już sprzętem Dynacord. Wszystko wtedy w PDK zostało podporządkowane Tarantom. Taranty grali wówczas na tych niebieskich „Marondlach”. Nie licowało to z tym nowoczesnym zachodnim sprzętem. Zabrali mi wtedy basowego Wegaka, dla Marka Królikowskiego. Wtedy Heniek z Tobą postanowił wrócić do Chemika. Ja także na krótko znalazłem się w tym zespole.

K. – Po twoim odejściu Heniek zaczął grać na basie. Ja grałem na gitarze, Franek na perkusji, Ewa Świetnicka i Waldek Myśliwiec śpiewali. Były to jeszcze Vegatony. Wkrótce ponownie wróciliśmy do PDK. Zmieniliśmy cały ten skład. Na wokal wzięliśmy Zbyszka Stanisia, na perkusję wzięliśmy Karola Kulosę. Powstało wtedy Towarzystwo Wzajemnej Adoracji.

W. – Wzięliście Karola, bo w Tarantach zastąpił go Mary (Heniek Maruszczyk). Wtedy nastąpił definitywny koniec Wegatonów. Trzeba przyznać, że cała historia Wegatnów/Vegatonów to głównie zasługa Heńka. Ja miałem to szczęście, że trafiłem do zespołu Heńka w jego jakby drugim okresie. Tzn. na czas po przejściu do PDK. Tam pracowaliśmy nad swoim repertuarem. W PDK-u obok nas działały także Taranty, Kontury z Grześkiem Fuławką, Bogdanem Kalickim i Edkiem Kubińskim. Graliśmy tam m.in. „Czarną rzekę”, „Tam gdzie morze”, piosenkę, której  napisanie przypisuje sobie Jan Wojdak z Waweli, a to nieprawda Utwór ten pochodzi z mojego olkuskiego okresu muzykowania. Tak naprawdę to wydaje mi się, że to była wspólna kompozycja zespołowa. Tworzyliśmy wtedy zespół o nazwie „BalKoSuTeSowie” – (Czyli Wiesiek Baldy, ja, Jurek Sułek, Janusz Teper oraz Adam Sowula). Wszyscy oni obijali się o krakowskie środowisko big beatu. Zefiry, Szwagry, Ryszardy, Czarne Perły, Skaldowie, Wawele. „Tam gdzie morze” krążyło w tym środowisku. Piosenka była łatwa do zapamiętania, z wpadającym w ucho riffem gitarowym, więc szybo znalazła sobie „ojca”.

„Czarna rzeka” to taki, rzekłbym kultowy numer zespołu. Inne, który wychodziły nam nieźle to numer The Kinks – You really got me  (https://youtu.be/-2GmzyeeXnQ), The Rolling Stones –  Paint It Black (https://youtu.be/5wCUlPNlQuA) oraz Numer Niebiesko-Czarnych –  Raz ją spotkałem. (https://youtu.be/7qgjWJJVpB4)

K. – Za moich czasów w zespole teksty pisał Luś. I tak do utworów cudzych jak i do moich kompozycji. Często tworzyliśmy muzykę do wierszy znanych poetów. Luś napisał fajne polskie słowa do Hendrixowskiego Hey Joe. Śpiewaliśmy go ze Zbyszkiem Stanisiem.

W. – Mój brat Zbyszek zaproponował reaktywację zespołu. Nie wiem czy to dobry pomysł. Rozumiem, że chodziło mu o przetrwanie tych utworów, ale niekoniecznie musi to być poprzez reaktywację zespołu.

K. – Również podzielam ten pogląd. Kto zechce poświęcić czas na pracę przy tym repertuarze. Poza tym nakład pracy na jeden występ jest bez sensu. Zrobimy repertuar i co dalej? Komu to sprzedać? Kto to kupi? Kto tego będzie słuchał i kto na to wyłoży pieniążki? Ja tego po prostu nie widzę.

W. – Nikt dzisiaj nie podejmie się odkurzenia minionego okresu. To wszystko jest po prostu stare. Z takim repertuarem nie wypłynie się.

K. – Chcąc wskrzeszać dawne Wegatony można wyrządzić tzw. niedźwiedzią przysługę. Istnieje poważne ryzyko zbrukania dobrego imienia kapeli. Moim zdaniem lepiej będzie, jeśli pozostanie ono takie, jakie zachowało się w pamięci jego sympatyków.

W. – Zespół to dziecko Heńka Pelli i choćby przez pamięć dla niego bałbym się podejmować takie ryzyko. Ja Heńka wspominam bardzo serdecznie. Pamiętam nasze młodzieńcze rozmowy. Nocne, bez końca odprowadzanie się do domu po naszych próbach. Snucie naszych muzycznych marzeń. Był fantastycznym facetem. Heniek był bardzo zasadniczy. Był bardzo prawym człowiekiem. To nie był zwariowany „szajbus”. Był bardzo poważny i jak już za coś się brał to chciał to zrobić najlepiej jak tylko potrafił. Miał świetny charakter i był świetnym kumplem. Wspominam go, jako jedną z najważniejszych postaci, jaką spotkałem na swojej drodze. Heniek cieszył się dużym mirem w relacjach nie zawsze sympatycznych pomiędzy Koźlem a Kędzierzynem. Bycie członkiem Wegatonów dawało gwarancję nietykalności. Dawało gwarancję bezpieczeństwa.

K. – Pomysł odświeżania, choć niezwykle ciekawy, uważam jednak za mało realny.

W. – Może rzeczywiście lepiej skupić się nad zapisem nutowym tych kompozycji. Może kiedyś ktoś zwróci na to uwagę. Niech pozostanie to takim dokumentem dla potomnych, choć mam tu duże wątpliwości, czy to kogoś kiedyś może zainteresować. Ale kto wie. Może.

Zbyszek często namawiał mnie abym pojawił się na Gitariadzie. Zawsze miałem jakieś wątpliwości. Minęło tyle lat. Kto może pamiętać tamte czasy?

K. – Powinieneś przyjąć to zaproszenie. Na czas tej imprezy w mieście pojawia spore grono uczestników naszych występów. Wielu dawnych kolegów. Przyjeżdżają z zagranicy. Są to naprawdę sympatyczne chwile. Przyjedź a sam się przekonasz.

W.– Nastąpił pewien zwrot w moim życiu. Nie widzę teraz w zasadzie żadnych przeszkód. Przyjadę na tegoroczną Gitariadę, ale nie w sensie uczestnictwa na scenie, bo to zamknięty etap, ale jako widz i słuchacz, jak najbardziej. Tym bardziej, że rzeczywiście nasz los jest niezależny w coraz większym stopniu od nas samych. Z każdym dniem jest nas coraz mniej.

K. – Zatem sprawa reaktywacji zespołu została ustalona. Skupmy się nad tym zapisem „Czarnej rzeki”.

W. –Kiedyś z Tadziem Brutusem i Halinką Cholewką opracowaliśmy ten numer na nowo. Tadek podobno tego nie pamięta, ale ten numer znów odżył. Graliśmy wtedy w RSM Chemik. W Grupie M5. Zaczynało się takim jakby piórkowaniem coraz głośniejszym powoli przechodzącym do swoistego motywu melodycznego, I to jest ten charakterystyczny dla utworu motyw przewodni, na którym oparty jest utwór. Riff grany jest przez gitary basową i solową. Gdzie jest czarna rzeka, skąd pytanie to…

W. –Z Heńkiem ostatni raz spotkałem się w pociągu do Opola. Jak mówił, grał wtedy z Grażyną Łobaszewską.

K. – Tak, graliśmy wtedy razem. Heniek, Ja, Janek Słotkowicz i klawiszowiec Janusz Mawer. Czasami wspomagał nas brat Janka, Krzysiek, który był gitarzystą i na stałe grał w Dwa plus Jeden. Z Heńkiem graliśmy m.in.  z Jurkiem Krzemińskim i Lidią Stanisławską.

I tak sobie rozmawiali, wspominali. Przerywali rozmowę fragmentami „Czarnej rzeki”. Nie wiadomo, kiedy minęły prawie trzy godziny tego spotkania. Tak. To prawda. Myślałem o reaktywacji zespołu. Tym razem zgadzam się z kolegami. To nie był dobry pomysł. Niech już zostanie tak jak jest. Cieszę się natomiast, że to spotkanie zrodziło inne owoce. Jakże przyjemnie było patrzeć i słuchać aktorów dawnej kędzierzyńskiej sceny muzycznej. Obserwować ich pracę nad zapisem nutowym starej, zapomnianej piosenki zespołu. Cieszę się, że piosenka ma szansę przetrwać gdzieś na półce, wśród pamiątek podobnego pasjonata jak ja. Może ktoś jeszcze kiedyś zechce ją zanucić.

Panowie W(V)egatony, to nie był zmarnowany czas. Dziękuję Wam bardzo.

Rozmowie Wojtka Kowalskiego i Krzysztofa Bernarda, byłych muzyków z zespołu stworzonego przez Henia Pellę, przysłuchiwał się Zbyszek Kowalski.

„Czarna rzeka”

 

Zdjęcia: Zbigniew Kowalski

Opracowanie graficzne: Zygmunt Pieluch

 

Opublikowano dnia: 14.04.2019 | przez: procomgra | Kategoria: Artykuły, Biografie, Wspomnienia

TŁUMACZENIE Google»

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Zamknij