Rozmowa z Jurkiem Kaczanowskim.
Z. Twoja przygoda z muzyką zaczęła się w Grodkowie. Do Kędzierzyna-Koźla zostałeś niejako zaimportowany. Wcześniej tworzyłeś lokalne formacje rockowe.
J. Nie jestem wyjątkiem. Moje pierwsze fascynacje to Beatlesi, Johny Winter potem Hendrix. Wszystko mi się wtedy odwróciło. Przedtem byłem sportowcem. Jeździłem na rowerze. W Beatlesach urzekła mnie ich sprawność, umiejętność panowania nad głosem. Przede wszystkim znakomite kompozycje. Na łopatki położył mnie Cream – brytyjska supergrupa rockowa tworząca fuzję rocka psychodelicznego i blues rocka. Powstała jako efekt współpracy klawiszowca i basisty Jacka Bruce’a, gitarzysty Erica Claptona oraz perkusisty jazzowego Gingera Bakera. Podczas pobytu w USA Cream nagrali swój trzeci, tym razem podwójny, album „Wheels of Fire”. Składa się on z części nagranej w studiu i części nagranej w czasie koncertu grupy. Zafascynowała mnie właśnie ta płyta. Była taka dziwna. Dziesięciominutowe improwizacje koncertowe to było coś niesamowitego. Potem usłyszałem Hendrixa na Wodstock to odpadłem. To był koniec lat sześćdziesiątych.
Z. Wygrała gitara. Makyo to jeden z pierwszych Twoich zespołów.
J. Różne nazwy nosiły te zespoły. Makyo – nazwa ta wywodzi się z dalekowschodniej filozofii. Japońskiej odmiany buddyzmu. Wraz ze mną grupę tworzyli: Stanisław Wieczorek, Wiesław pulpit Dubaniowski, Zdzisław Szatanik i Piotr pablo Fabis. Ten zespół przemianowałem na „Trzy kilometry”. Ciekawostką jest, że nazwa pochodzi od brakującego trzykilometrowego odcinka drogi do zapomnianej dzisiaj miejscowości Sorgowa.
Z. Do Kędzierzyna było jednak więcej niż trzy kilometry.
J. To prawda. Do Kędzierzyna trafiłem poprzez Krzyśka Gabłońskiego, mieliśmy tu studio nagrań. Zaczynaliśmy od tworzenia reklam dla Radia Park. Później zaczęliśmy produkować płyty. Dla Tomka Szweda czy też Johnny Walker. Tomasz Szwed to człowiek o wielkiej osobowości – kompozytor, poeta, autor nastrojowych, refleksyjnych piosenek. Dzięki tej znajomości zacząłem występować na wszystkich festiwalach i piknikach muzyki country w Polsce, koncertując z zespołem Fuli Service Krzysztofa Gabłońskiego. W tym środowisku miałem przyjemność współpracować jako muzyk z takimi postaciami country jak Braddy Seals, Chris Christopherson czy David Lamer. Ostatni z wymienionych to gitarzysta i wokalista dwóch słynnych zespołów: The Mamas and The Papas oraz Canned Heat.
Z. Zacznijmy jednak od Twoich a właściwie waszych początków. Mówię Waszych, ponieważ Ty i Leonard jesteście braćmi. Na nazwisko Kaczanowski natknąłem się poprzez rubrykę Metronom w dzienniku Sztandar Młodych, której autorem był znany dziennikarz muzyczny Dariusz Michalski. Pamiętam, że rzecz dotyczyła interpretacji utworu „W cieniu dobrego drzewa”. Już uznana wokalistka Krystyna Prońko wspólnie ze studentem katowickiej Akademii Muzycznej, Leonardem Kaczanowskim nagrała nową wersję utworu z repertuaru Ireny Jarockiej.
J. Ten duet z Kryśką Prońko był niesamowicie udany.
Z. W moim przekonaniu był to najlepszy polski duet jaki udało mi się usłyszeć.
J. Czy najlepszy? Nie wiem. Ja oglądam dzisiejszą młodzież, która jest tak utalentowana, że już właściwie się nie wraca do tamtych zamierzchłych czasów. Niemniej jednak Krysia Prońko jest postacią niesamowitą jeżeli chodzi o wokalistykę. Miałem wielką przyjemność grać z nią w Mrągowie. Wcześniej współpracowałem z jej bratem Piotrkiem Prońko, saksofonistą. On także jest absolwentem Wydziału Rozrywki Akademii Muzycznej w Katowicach. Miałem także taką króciutką przygodę z nieżyjącym Wojtkiem Prońko podczas Festiwalu Jazz na Odrą. Znakomitym basistą.
Z. Uczestniczyłem w koncercie laureatów tego festiwalu. Odwiedzili oni nasz DK Chemik. Piękny koncert. Wykonawcy to właśnie studenci tejże uczelni. Big Band pod dyrekcją Andrzeja Zubka oraz znany już Extra Ball zespół w którego składzie grali także studenci Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej PWSM w Katowicach: Andrzej Pawlik – gitara basowa, Piotr Prońko – saksofon barytonowy, Benedykt Radecki – perkusja, Władysław Sendecki – fortepian oraz ich lider Jarosław Śmietana – gitara.
J. Znałem Jarka Śmietanę, którego niestety także nie ma już wśród nas. Adik Sendecki jest dzisiaj producentem gdzieś w Szwajcarii. Genialny klawiszowiec.
Z. Głowy nie dam ale w Big Bandzie występował także Twój brat.
J. Głównymi postaciami tej ekipy byli jednak: Adik Sendecki i Jarek Śmietana. Spotkałem kiedyś Jarka w Chicago i byłem nieco zawiedziony. On miał takie riffy jazzowe bardzo dobrze opanowane ale jak włączył overdriwe to jakby mi czegoś zabrakło. Ja mam wielu studentów. Grzesiek Wilk czy Waldek Orłowski i kilku innych w Chicago, którzy znakomicie sobie radzą z tymi nowymi technikami. Wtedy tych gadżetów nie uznawałem.
Z. Następowała nowa epoka muzyki.
J. Tak to prawda. Znaczenie gitary zostało w bardzo wyraźny sposób jakoś przemienione. Gitara stała się w rock&rollu poważnym instrumentem, instrumentem wiodącym. To już nie tylko akompaniament przy ognisku. Próbowałem wówczas bawić się gitarą. Wiele się zmieniło. Dzisiaj oczywiście są młodzi ludzie, którzy swymi umiejętnościami zagonili mnie w „kozi róg”.
Z. W czasie Twego pobytu w Stanach trafiłem w YT na dwa nagrania z utworami instrumentalnymi, które zrobiły na mnie spore wrażenie. Obydwa niezwykłej urody. „Mellow Midnight” oraz „My little balerina”. Obydwa utwory w aranżacji Leonarda.
J. Szedłem kiedyś w Nashville ulicą przy której jest całe mnóstwo klubów. W klubie Stage usłyszałem właśnie ten utwór. Wszedłem do klubu i tam poznałem niezwykłego człowieka. Nazywał się Brent Meson. Poprosiłem mojego brata, aby stworzył podkład i aranż do obydwu utworów. Wystąpiliśmy potem wspólnie z Leo w jakiejś chicagowskiej telewizji i stąd te nagrania na YT. Mam dzisiaj pewne zastrzeżenia do ich realizacji ale…
Z. Zawsze można było zrobić to lepiej. Jeśli o mnie chodzi, utwory te zostaną w mojej głowie na zawsze.
J. Chciałem zadedykować specjalnie dla Ciebie jeden z tych numerów na ostatnie gitariadzie (2019) ale organizatorzy nie pozwoli mi na moje „pięć minut”.
Z. Dziękuję. Będę o tym pamiętał. Wasze początki to odwieczne kłopoty sprzętowe. Brak instrumentów i sprzętu nagłośnieniowego doskwierał wszystkim.
J. Trudno było w tamtych czasach o dobrej jakości sprzęt. Dzisiaj dysponuję kiedyś nie osiągalnymi markami wzmacniaczy czy gitar. Mam tego sporo i chciałbym się tego pozbyć. Mój czas powoli mija. Gdzieś tam sporadycznie mam okazję wystąpić ale już mnie do tego tak nie ciągnie. Kiedyś to była ogromna pasja. Dzisiaj niewiele z tego zostało.
Z. Czy pamiętasz swoją pierwszą gitarę?
J. Dostałem z Anglii taki instrument. Nie była ona być może wysokich lotów. Później zamówiłem sobie instrument we Wrocławiu u braci Jakobiszynów. Był znakomity.
Z. Gitary Jakobiszynów to drogie zabawki. Trzeba było mieć „dzianych” rodziców. Ja bym chciał wiedzieć kiedy po raz pierwszy poczułeś kształt gitarowego gryfu w dłoni?
J. Pierwsze gitary, to te pożyczane z Domu Kultury, Jolany, Samby. Bardzo, że tak powiem, nie sprzyjające rozwijaniu się. Kiedyś marzyliśmy o gitarach elektrycznych. Dzisiaj namawiam do nauki gry na akustykach. Gitara elektryczna później jest technicznie łatwiejszym instrumentem do opanowania.
Z. Fascynacja Claptonem i Hendrixem to chęć ostrego grania. Skąd zatem Twoje odejście w kierunku country?
J. Ja poprzeczkę zawiesiłem wysoko. Nie interesowała mnie twórczość Czerwonych Gitar czy Krzysztofa Krawczyka. Zawsze czułem, że to nie moje klimaty. Pisałem swoje piosenki. Wiele mam zgłoszonych w ZAiKS. Kilka z nich prezentował Korneliusz Pacuda w swoich listach przebojów. Muzyka country wciągnęła mnie właściwie w Kędzierzynie. Wbrew pozorom, ta muzyka to trudna sztuka. Mój kolega Marek Raduli powiedział mi kiedyś. „Potrafię się poruszać w wielu gatunkach muzycznych. Nie potrafię jednak grać muzyki country, bo to jest muzyka dla mistrzów”.
Z. Folck jest źródłem bluesa i country.
J. W moim przypadku blues, rock i country rozwijały się jednocześnie. Drażniło mnie stwierdzenie innych, że muzyka country to odpowiednik naszego disco polo. Absolutnie nie. To najpotężniejszy biznes w Ameryce.
Z. A jaki jest Twój osobisty stosunek do gatunku disco polo?
J. Myślę, że jak każdy dzisiejszy muzyk musiałem się zderzyć z tym tematem. Nie z przyjemności a z konieczności. Nie, nie kręci mnie ta muzyka.
Z. „Tercet egzotyczny” to moim zdanie prekursor tego gatunku. Różnica jednak polega na perfekcyjnym podejściu do zawodu. Grupa Izabeli Skrybant i Zbigniewa Dziewiątkowskiego była tego przykładem. Zdarzyło mi się podejrzeć kilka występów disco polo. Trąci to ogromną tandetą.
J. Trzeba to uznać, bo to się ludziom podoba. Nie mamy na to wpływu. Obserwuję polską scenę i irytuje mnie nadmiar tych błyskotek scenograficznych. Odwracają one uwagę od rzeczy najważniejszych. Od radowania się melodyką jak i pięknymi tekstami.
Z. Troszkę o Twoich sukcesach.
J. Było ich trochę. Głównie tych związanych z moim udziałem w strefie country. Mrągowo to miejsce gdzie czułem się najlepiej. Tam poznawałem ludzi i tam byłem wielokrotnie nagradzany.
Z. Powiesz coś o porażkach. Czy było coś takiego co Cię przygnębiło?
J. Tak. Było coś co mnie bardzo rozdrażniło ale o tym porozmawiamy prywatnie. To co bym powiedział nie nadaje się do szerokiej publikacji.
Z. Byłeś obecny na Gitariadzie. Jak oceniasz kondycję kędzierzyńskiego rock and rolla?
J. Powiem szczerze. Nie chcę oceniać publicznie swoich rówieśników. Mógłbym wyrządzić im krzywdę. Generalnie jakiejś uczty duchowej nie doznałem. Młodsi natomiast w mojej ocenie mają potencjał. Są naprawdę zdolni. To daje nadzieję, że muzyka tzw. gitarowa nie umiera. Człowiek ma się bawić muzyką i delektować dźwiękami.
Z. Sport używki i muzyka.
J. Rower był moją pasją. Pasją, do czasu pojawienia się Jimi Hendrixa. Wiem do czego zmierzasz. Nie stronię od alkoholu i papierosów jak widzisz. Nigdy jednak nie brałem żadnych dragów.
Z. Powiesz coś o swych planach?
J. Powiem krótko. Nie mam, choć są pewne rozmowy z Krzysztofem Jaryczewskim ale nie sądzę by coś z tego wyszło.
Z. Co byś chciał przekazać na koniec młodym adeptom gitary?
J. Muzyka dzisiejsza niczym nie przypomina mojej młodości. Elektronika i automatyzacja wypełnia wszystkie braki warsztatowe. Trudno cokolwiek radzić. Manualne umiejętności przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Poezję muzyki tworzy się manualnie a nie na komputerach. Polegajcie głównie na sobie. I Jeszcze jedno. Zapytałeś: Co bym chciał? Odpowiem: Chciałbym być młody.
Z. Wszyscy byśmy chcieli. Dziękuję za rozmowę.
Z Jurkiem Kaczanowskim rozmawiał Zbigniew Kowalski.
Opublikowano dnia: 03.11.2019 | przez: procomgra | Kategoria: Historie kędzierzyńsko-kozielskie