WEGATONY
1965 Członkowie zespołu – od lewej:
PELLA HENRYK †
Gitara solowa, śpiew
ŁOŚ BRONISŁAW †
Gitara basowa, śpiew
PODESZWA FRANCISZEK †
Perkusja
NIEMAS LUDWIK – „Luś”
Gitara rytmiczna, śpiew wiodący[separator]
Ludwig Niemas – który po „wybyciu” z Polski osiedlił się w Niemczech Zachodnich, gdzie zmienił imię, a od kilkunastu lat mieszka w stanie Michigan, USA – opowiada historię założenia, działalności muzycznej oraz rozwiązania zespołu WEGATONY.
— Najbardziej smutne jest to — mówi Ludwig — że trzech moich przyjaciół z „naszej czwórki” nie ma już wśród nas… Muszę zacząć to opowiadanie od pierwszych kroków, jakie postawiłem na drodze zbliżenia się do muzyki, ponieważ wiąże się ono z powstaniem zespołu WEGATONY.
1963/4 Wraz z moim przyjacielem, Tadziem Żydkiem, zacząłem naukę śpiewu przy pomocy pani Zaic, wspaniałej i bardzo wymagającej nauczycielki muzyki i śpiewu. Ta nauka odbywała się w świetlicy PKP przy stacji kolejowej w Kędzierzynie i trwała ponad 9 miesięcy. Gitarzysta rytmiczny, Waldek Mazur, akompaniujący naszej nauce oraz kilku naszym występom dla pracowników PKP, spytał mnie potajemnie któregoś dnia podczas próby, czy nie zechciałbym dołączyć do skromnego zespołu muzycznego i wziąć udział w imprezie muzycznej w Powiatowym Domu Kultury w Koźlu. Po naszej próbie z panią Zaic natychmiast udaliśmy się do pewnego mieszkania na Pogorzelcu w Kędzierzynie, gdzie spotkaliśmy kilku muzyków z dwiema gitarami i perkusją oraz młodą wokalistkę. Obok nich stało jedno radio oraz gramofon do odtwarzania płyt i pocztowek dźwiękowych. Ten zespół muzyczny nie reprezentował dobrej jakości muzyki oraz śpiewu, ale to nie było ważne. Postanowiliśmy wziąć udział we wspomnianej imprezie muzycznej w PDK w Koźlu, ale nie mieliśmy wiele czasu na przygotowania. Spotkaliśmy się w czwartek, a impreza miała się odbyć w niedzielę, praktycznie za dwa dni. Wybraliśmy jeden utwór z repertuaru Cliffa Richarda i zespołu The Shadows, który był jednak śpiewany po angielsku. Następnego dnia, na jednej z lekcji w szkole, napisałem polskie słowa do tej piosenki, a wieczorem tego samego dnia mieliśmy pierwsza próbę. Powoli wyłaniała się nam wizja naszego występu w PDK, a śpiewana przeze mnie piosenka brzmiała dosyć dobrze. W sobotę też mieliśmy próbę, która pokazała nam gotowość do niedzielnej imprezy.
1964 Wystąpiliśmy w PDK w Koźlu, gdzie zaśpiewałem piosenkę pod tytułem „Lekcja Miłości”(posłuchaj oryginału i zwróć uwagę na doskonałą dykcję Cliffa). Wygraliśmy pierwszą nagrodę! 10 tysięcy złotych! Ta nagroda była prawdopodobnie przewidziana dla zespołu PDK, w którym grały znane nie tylko w powiecie kozielskim sławy muzyczne, takie jak Waldemar Ziemkowski oraz „Mary” – Henryk Maruszczyk. To był dla nas i dla mnie niesamowity sukces!
Po tym występie „zadomowiliśmy” się w Domu Kultury w Kłodnicy, gdzie mieliśmy bardzo wiele prób oraz występów dla lokalnej ludności. Muszę przyznać, że jedynie obecność Tadzia Żydka i Waldka Mazura w tym zespole wstrzymywała mnie od opuszczenia tych muzyków. Jakość ich muzyki była niska i odbiegała daleko od moich wyobrażeń.
1965 Pewnego dnia, wczesną wiosną, będąc w pobliżu Domu Kultury „Chemik” w Kędzierzynie, usłyszałem przez otwarte okna zaplecza DK rytmiczną muzykę, która była dobrze wykonywana i uzupełniana saksofonem. Zaraz znalazłem się na tym zapleczu i po chwili spotkałem pierwszy raz Heńka Pellę, Bronka Łosia, Janka Skowrona oraz saksofonistę. Prosiłem ich, żeby coś zagrali, a oni, znając mnie nie wiem skąd, zaczęli dla mnie grać i pytać, czy mi się to podobało. Oczywiście, że mi się to podobało, ale w ich muzyce było zbyt wiele tzw. „groszku”. To nie była „przejrzysta” muzyka rockowa. Zaczęliśmy rozmawiać i postanowiliśmy stworzyć nowy zespół przy tym Domu Kultury. Zamiast dwóch gitar, saksofonu i perkusji, powstał zespół składający się z trzech gitar i perkusji. Saksofonista musiał odejść. Naszym celem było grać muzykę „rock”, „rhythm and blues” i „pop”. Umówiliśmy się na pierwszą próbę, po której nastąpiły nasze systematyczne spotkania. Perkusista, Jan Skowron, odszedł po kilku pierwszych próbach, a na jego miejsce wszedł Franek Podeszwa.
Do zespołu muzycznego w Domu Kultury w Kłodnicy już nie wróciłem.
W międzyczasie spotykałem wiele osób w kędzierzyńskim środowisku i miałem stały kontakt z miejskim zarządem ZMS, dzięki któremu zacząłem pisać artykuły do gazety, Trybuny Opolskiej. Tematem była wtedy muzyczna „swoboda” młodych ludzi w powiecie kozielskim, ponieważ młodzież odczuwała głód konfrontacji z muzyką lub zespołami muzycznymi. Tak to, niestety, było w tamtych czasach. Próbowałem „zdobyć” dla młodzieży jakieś miejsca „spotkań z muzyką”, co nawet pomogło, ponieważ proponowany przeze mnie poniemiecki bunker na Pogorzelcu w Kędzierzynie został w końcu do tego celu udostępniony. Ta działalność spowodowała moje spotkanie z władzami miasta Kędzierzyna, które były zainteresowane tym tematem. Przewodniczący miasta Kędzierzyna pomógł mi skontaktować się z Zarządem „bogatej” wtedy Spółdzielni Pracy „Twórczość” w Kędzierzynie, który zgodził się na „adopcję” naszego zespołu z DK w Kędzierzynie.
1965 W lecie tego roku Heniek Pella i ja zaczęliśmy organizować nowy zespół muzyczny. Heniek spotkał się z wytwórcą doskonałych gitar w Brzegu Dolnym i wkrótce już wiedzieliśmy, że będziemy mieć trzy cudowne gitary w wiśniowym kolorze. Wreszcie nasze marzenie się spełniło i mieliśmy te gitary wraz z koniecznym, chociaż „słabym” dla nas sprzętem nagłaśniającym. Spójrz, poniżej jest zdjęcie jednej z tych gitar.
Nasze gitary pochodziły z prywatnej firmy, produkującej „specjalne” gitary na zamówienie. Jej nazwa brzmiała: Wytwórnia Elektronicznych Gitar Adolf Kucharski w Brzegu Dolnym. Spójrz na pierwsze litery tych słów… Stąd nazwa tej firmy WEGAK, którą, za zgodą właściciela firmy, Adolfa Kucharskiego, użyliśmy w części, aby nazwać nasz zespół WEGATONY, chociaż Heniek chciał zamienić literę „W” na „V”.
Muszę zaznaczyć, że byliśmy bardzo zadowoleni z tych gitar, których profil gryfu (szyjki dla lewej ręki) był opatentowany przez Adolfa Kucharskiego, dając doskonałe wyczucie w lewej ręce przy „wykonywaniu” muzyki. To było też powodem, że angielski zespół The SHADOWS posiadał – już przed nami – jeden komplet (trzy gitary w białym kolorze) tych wspaniałych instrumentów.
Na pierwszej próbie w Spółdzielni „Twórczość” pojawił się Alfred Willim, który jako nauczyciel i instruktor muzyki, był nam „zlecony” do „pomocy” przez Zarząd „Twórczości”. Przypominam sobie, jak Alfred Willim podszedł do leżącej na stole gitary, ujął koniec podłączonego do niej kabla i podszedł do gniazdka prądu elektrycznego w ścianie. Heniek „rzucił” się w jego stronę, przewracając kilka krzeseł, i udaremnił jego zamiar „podłączenia” gitary. Nasza współpraca z Alfredem Willim była wymuszona, ale Zarząd „Twórczości” nie chciał zmienić swojej decyzji, dotyczącej „pomocy” dla nas.
1965 Ponieważ Alfred Willim prowadził żeński zespół wokalny przy Szkole Pielęgniarskiej w Koźlu, doszło wkrótce do naszego spotkania z tym zespołem. Przygotowywaliśmy wspólny występ na Ogolnopolski Festiwal Zespołów Służby Zdrowia w Polanicy Zdrój. Jesienią tego roku wystąpiliśmy tam jako muzyczny zespół towarzyszący „przyszłym pielęgniarkom”, a przy okazji zaprezentowaliśmy się jako muzyczny zespół wokalno-instrumentalny WEGATONY. Razem z pielęgniarkami zdobyliśmy 1-sze miejsce! Nie mogliśmy uwierzyć, że „pokonaliśmy” słynny już wtedy zespół muzyczny „KON TIKI” z Gdańska.
Po powrocie do Kędzierzyna skoncentrowaliśmy się na poszerzeniu naszego repertuaru. Heniek był odpowiedzialny za muzykę i jej „oprawę”, a ja za teksty w języku polskim. Alfred Willim rezygnował powoli z chęci niesienia nam „pomocy”, ponieważ odrzucaliśmy każdą z jego propozycji. Od czasu do czasu występowaliśmy w kilku miejscach w powiecie kozielskim, aby podreperować nasze własne finanse.
W ostatni dzień tego roku, w „Sylwestra”, pomagaliśmy ludziom powitać Nowy Rok 1966. To było w Hotelu Centralnym w Kędzierzynie-Azotach. W pewnym momencie naszego występu stanął na scenie obok mnie niziutki, drobniutki młodzik i, trzymając w ręce gitarę, chciał ją podłączyć do naszej aparatury nagłaśniającej. Spojrzałem na Heńka, który już oczekiwał mojego spojrzenia i podszedł do mnie, mówiąc, że to był Tadziu Bratus z zespołu TARANTY, którego on zaprosił. Tadziu stał bokiem do publiczności i grał drugie „solo”, wspomagając Heńka, ale jego wzrok był skierowany tylko na moją lewą rękę. Z podziwem przyglądałem się temu „chłopcu”, który tak wspaniale reagował na każdą zmianę akordu. Gdy zaczęliśmy grać kolędę „Cicha Noc”, co wszystkim obecnym się bardzo podobało, Tadziu „dołączył” do Heńka i grał tylko ze słuchu tzw. drugi głos. Na przykładzie tego instrumentalnego utworu mogłem stwierdzić, że Kędzierzyn wzbogacił się w nową gwiazdę muzyki. Ta delikatność dźwięku, z jaką on operował, wprowadziła na sali wielkie wzruszenie. Prawie nikt się nie ruszał i każdy był wsłuchany w tę melodię. To było jedno z moich pięknych przeżyć podczas „muzykowania” w zespole WEGATONY.
1966 Chyba w maju tego roku, w niedzielę, zapowiedziane zostało spotkanie kilku zespołów muzycznych z województwa opolskiego oraz z kilku innych, sąsiadujących mu województw. To spotkanie miało się odbyć „na wolnym powietrzu” w amfiteatrze na Górze Św. Anny w wojewodztwie opolskim, w powiecie strzeleckim. Nagłośnienie dźwięku miało być zapewnione przez Polskie Radio w Opolu. Wielu w Kędzierzynie było tą zapowiedzią wyraźnie podnieconych, ponieważ się dowiedzieli, że będziemy tam też obecni. Wreszcie doszło do dnia naszego występu. Samochód „Twórczości” pojechał z naszym sprzętem muzycznym na Górę Św. Anny, a my, mimo że mogliśmy jechać samochodem z naszą aparaturą, wsiedliśmy do pociągu PKP w kierunku Leśnicy wraz w potężnym tłumem naszych „wielbicieli”, aby przeżyć tę wspaniałą atmosferę wśród nich. Od stacji PKP w Leśnicy udaliśmy się pieszo w kierunku Góry Św. Anny i gdy do niej doszliśmy, powiadomiono nas, że ze względu na złe warunki atmosferyczne (zapowiedziany deszcz), koncert został przeniesiony „w ostatniej chwili” do Domu Kultury w Strzelcach Opolskich. Byliśmy zawiedzeni, ponieważ było słonecznie i ciepło, a wokół nas były setki ludzi z Kędzierzyna. Samochód z naszym sprzętem czekał tam na naszą decyzję, co miało nastąpić dalej. Nie mieliśmy wyboru i znowu na pieszo udaliśmy się w kierunku Strzelec Opolskich. Część ludzi z Kędzierzyna zaniechała dalszej wędrówki, pozostając na Górze Św. Anny, gdzie doszło do wielu nieprzyjemnych incydentów. Gdy dotarliśmy do Domu Kultury w Strzelcach Opolskich, ujrzeliśmy tysiące młodych ludzi wokół tego miejsca imprezy muzycznej. Kazano nam szybko wyładować sprzęt z samochodu, ponieważ wszystkie inne zespoły już tam koncertowały, a ostatni zespół był jeszcze na scenie i kończył swój występ. Postanowiliśmy ożywić publiczność, ponieważ nie wszyscy okazywali swoje zadowolenie. Już podczas drugiego utworu, który zaprezentowaliśmy, śpiewając coś w języku angielskim, publiczność opanował szał. Otwierano wszędzie okna i drzwi, żeby ci stojący na zewnątrz też mogli coś z tego przeżyć. Franek chciał „wyrównać” poziom nagłośnienia swojej perkusji i uderzał pałeczkami w werbel tak mocno, że przebił skórę werbla, a potem musiał używać kotła. Koncert skończył się zdemolowaniem sali widowiskowej w Domu Kultury w Strzelcach Opolskich (powyrywane fotele z podłóg, powybijane szyby w oknach itp). To była reakcja tych „spragnionych” muzyki „na żywo”.
1966 W lecie tego roku doszło do naszego spotkania z Zarządem „Twórczości”, ponieważ „współpraca” zespołu z Alfredem Willim hamowała nasz dalszy rozwój, ale nie podjęto żadnej decyzji. Po kilku dniach Zarząd „Twórczości” zaproponował nam przejście do Domu Kultury „Chemik” w Kędzierzynie, z czego natychmiast skorzystaliśmy.
Rozstaliśmy się z Alfredem Willim i rozpoczęliśmy konfrontować młodych ludzi z Kędzierzyna z naszym repertuarem, który był bardzo bogaty w utwory polskich i zagranicznych wykonawców. Sięgaliśmy również po znane polskie poezje, aby je zinstrumentować i pokazać ich piękno publiczności. Zamiast „normalnych” tekstów do piosenek, zacząłem pisać wiersze, które potem śpiewaliśmy. Heniek nie chciał być gorszy ode mnie i też zaczął pisać teksty lub wiersze, mimo że jego odpowiedzialność dotyczyła przede wszystkim muzyki. To były wspaniałe chwile, gdy podczas prób omawialiśmy każde napisane przez nas słowo. Muszę stwierdzić, że byliśmy bardzo produktywni. Atmosfera w zespole była doskonała. Spędzaliśmy razem czas prywatnie, nawet w gronie naszych rodzin, ale marzyły się nam konfrontacje z Czerwonymi Gitarami lub z innymi, którzy byli na polskiej scenie znani za jakość swojej pracy.
Zgodziliśmy się na granie podczas tzw. „fajfów”. To zniekształcone słowo pochodziło od angielskiego „five”, co oznacza „pięć”. Za pięć złotych o godzinie piątej wieczorem rozpoczynaliśmy kilka razy w tygodniu koncertować w kawiarni przy Domu Kultury „Chemik” w Kędzierzynie. To były „taneczne” spotkania, chociaż wielu przychodziło po to, aby tylko na nas patrzeć i słuchać muzyki. Wśród nich byli też tacy, którzy – zgodnie z tym, co do nas docierało – grali już w nowo założonych przez siebie zespołach muzycznych. Franek był przez nich najbardziej obserwowany, ponieważ jego zdolności gry na perkusji były już bardzo dobre. Dzięki tym fajfom zaczęła się budzić w nas odraza do tańczących, którzy spoceni, a często też pijani, ukazywali się nam jak jakieś zezwierzęcone stworzenia. Muzykując dalej, obserwowaliśmy ich i czuliśmy wielki niesmak.
Niestety, Bronek został powołany do odbycia służby wojskowej, co w wielkim stopniu przyczyniło się do naszego złego samopoczucia. Niedługo później dołączył do nas Wiesiek Bratus, który, grając na gitarze basowej, zaczął poznawać nasz repertuar muzyczny. Odczuwałem z Heńkiem, że to już nie było „to samo”, co reprezentował Bronek, ale nie mieliśmy wtedy innego wyboru.
1966 W grudniu tego roku zapowiedziano „Gitariadę 66”, która miała się odbyć w Domu Kultury „Chemik” w Kędzierzynie. Zaproszono kilka zespołów z „zewnątrz” oraz kilka „miejscowych”. My, jako zespół muzyczny tegoż Domu Kultury, byliśmy automatycznie włączeni do wykonawców. Na tej imprezie muzycznej mieli zasiąść jurorzy i oceniać nasz dorobek, umiejętności oraz „przydatność” naszej muzyki dla społeczeństwa względnie dla publiczności. Trochę nas to martwiło, że wśród tych jurorów były przede wszystkim starsze osoby, chociaż wysoko wykształcone muzycznie. Czy ci jurorzy rozumieli muzykę młodzieżową? To było nasze najważniejsze pytanie.
Udział w tej imprezie zapowiedział zespół TARANTY oraz kilka innych, nowych zespołów z Kędzierzyna, co nas bardzo ucieszyło. Nie wiem, jak to wyrazić, ale czuliśmy się ciągle „jak na pustyni”, ponieważ wokół nas nie było żadnej konkurencji, dlatego konfrontacja z innymi wskazała nam, że coś się zaczęło wokół nas dziać. Narzucony regulamin „Gitariady 66” nie zezwalał na śpiewanie utworów w obcym języku, co nie było dla nas problemem. Każdy zespół miał wykonać trzy utwory.
Pierwszy zespół wypadł w naszych oczach „mizernie”, a potem graliśmy my. Po rozpoczęciu naszego koncertu jury uniosło się z foteli i opuściło salę widowiskową. Dowiedzieliśmy się wkrótce (w tajemnicy), że zostaliśmy zdyskwalifikowani, ponieważ nasza muzyka „odbiegała” od regulaminu tej Gitariady, a przede wszystkim była za głośna.
Tydzień później nastąpiło spotkanie w tej samej sali widowiskowej, gdzie jury ogłosiło wyniki tego muzycznego „konkursu”. Wiedzieliśmy już tydzień wcześniej o naszej dyskwalifikacji, ale, jako zespół muzyczny tegoż Domu Kultury, mieliśmy też prawo koncertować tego wieczoru po krótkich występach laureatów. Przed rozpoczęciem naszego, ostatniego tego wieczora, występu zauważyliśmy wielu umundurowanych milicjantów, którzy, wchodząc do sali widowiskowej, ustawiali się wzdłuż jej bocznych ścian twarzami do publiczności. Było bardzo cicho, ale wkrótce przerwaliśmy tę ciszę. Pamiętam, że widziałem kilku milicjantów, którzy poruszali się w rytmie naszej muzyki.
Po skończeniu koncertu udaliśmy się do „naszego” pomieszczenia na zapleczu i po chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Dyrektor Szkoły Muzycznej w Kędzierzynie, który był przewodniczącym jury tej Gitariady, przyszedł do nas, chcąc przekazać nam swoje słowa „ubolewania”, że nas zdyskwalifikowano. Stojąc przed nami i mówiąc do nas te słowa, starał się unikać naszego wzroku. Wiesiek nie wytrzymał i plunął mu w twarz. Gdy zostaliśmy w pomieszczeniu sami, zaczęliśmy się zastanawiać, co czynić dalej. Ta „dyskwalifikacja” na „Gitariadzie 66”, nieobecność Bronka w zespole, a przede wszystkim moja wizja zdawania matury i zdobycia dyplomu technika w szkole pomogła mi w podjęciu decyzji. Oficjalnie powiadomiłem wszystkich, że wycofuję się z aktywnego życia muzycznego.
W ten sposób przyczyniłem się do tego, że zespół WEGATONY zakończył swoją działalność muzyczną w grudniu 1966.
Ludwig Niemas
Michigan, USA
Listopad, 2013
Opublikowano dnia: 17.11.2013 | przez: procomgra | Kategoria: Biografie, Wspomnienia
Po wielu latach wracam pamięcią do Ada,ja wraz z Heniem Klimkiem,Adamem Marcakiem w wolnych chwilach bywaliśmy u Adka w mieszkaniu jak i warsztacie przy ul.Spacerowe.Nawijalismy cewki,pomagaliśmy w szlifowaniu gitar przed ich malowaniem.A w ogóle to Adek jako pierwszy w naszym życiu dawał nam bibułę KOR-u do czytania i kolportowanie.Fajnym był człowiekiem i produkował dobre gitary.I dumny jestem że mogłem w tym uczestniczyć.
Jan Czarnecki nigdy nie nie było żadnych wstawek w gryfie gitary ja to robiłem i dokładnie wiem.a co do adresu to prawda Brzeg opolski.
Dziękuję za ważne informacje. Jeśli to możliwe to proszę o więcej wspomnień na temat Pana Kucharskiego, instrumentów i samej pracy w WEGAK.
Jan Czarnecki nigdy nie nie było żadnych wstawek w gryfie gitary ja to robiłem i dokładnie wiem.
Po rozwiązaniu zespołu WEGATONY powstał inny zespół o nazwie VEGATONY. Cytuję Ludwika Niemasa.
I to jest prawda
Zespół Wegatony zakończył swą działalność w Spółdzielni Twórczość prawdopodobnie w wyniku konfliktu Heńka Peli z Alfredem Wilimem. Cały sprzęt po Wegatonach powędrował do PDK w Koźlu. I wtedy w PDK właśnie, powstał zespół Vegatony w składzie: Henryk Pella Gitara solowa , Józef Kędrak gitara rytmiczna , Ja (autor postu) Wojciech Kowalski gitara basowa , Franciszek Podeszwa perkusja i Waldek Myśliwiec śpiew.
Grałem na wspaniałym wegaku basowym. Wiem ze wegaki mieli też The Shadows
smutna historia akurat ja w tym czasie pracowałem u Adolfa i tworzyłem te gitary jestem Janek Czarnecki i bardzo mi przykro ale ta firma mogła się rozwinąć stało się inaczej pozdrawiam Panią Krystyne i curki J.CZ.
Adolf Kucharski był moim dziadkiem. Córki również czytały ten tekst! Panie Janie Czarnecki , jeżeli ma pan Facebooka proszę się do nas odezwać, może pan coś pamięta z tego czasu! Do Anny Ranff, Arlety Dziok ! Bardzo fajnie było się dowiedzieć o dziadku, więcej o jego gitarach! Bardzo chciałybysmy się dowiedzieć , czy to może być prawdą, że dziadek przerobił gitarę Paula. Szkoda że ta historia tak się skończyła, dziadek był wybitnie zdolnym człowiekiem!
Z relacji Krzysztofa Bernarda:
Z zespołu „Wegatony” odeszli Ludwik Niemas oraz Józek Kędrak. Z chwilą dołączenia do składu Krzysztofa Bernarda, skład zespołu wyglądał w sposób następujący. Henryk Pella – organy, Wojciech Kowalski – gitara basowa, Franciszek Podeszwa – perkusja, oraz Waldemar Myśliwiec – śpiew. Wkrótce zespół opuścił Wojciech Kowalski. Ponownie przeorganizowano skład. Henryk Pella – gitara basowa, Krzysztof Bernard – gitara, Franciszek Podeszwa – perkusja. Później Waldemara Myśliwca zastąpiła Ewa Świetnicka. Tak przedstawiał się ostatni skład zespołu „Wegatony”.
Na bazie byłych członków rozwiązanej grupy, powstał nowy projekt pod nazwą „Towarzystwo Wzajemnej Adoracji”. W założycielskim składzie znaleźli się: Zbigniew Staniś – wokal, Henryk Pella – gitara basowa, Krzysztof Bernard – gitara oraz Janusz Markiewicz – perkusja. „TWA” nie posiadał jednak stabilnego składu. Zmiany zachodziły głównie w obsadzie stanowiska perkusisty. Przez zespół przewinęło się ich wielu. Karol Kulosa, Henryk Maruszczyk oraz Marek Kadur, który grał na perkusji do końca istnienia zespołu. Wkrótce Krzysztof Bernard powołał do życia nową formację, nadając jej nazwą „TWA II”.
W tekście Zbigniewa Kowalskiego, administratora strony Retromuzyka, z dnia 16 marca 2016 znajduje się podstawowy błąd, który dotyczy nazwy zespołu muzycznego.
Proponuję zatem poznać historię zespołu WEGATONY na stronach Retromuzyki, jak również poznać inne artykuły, z których wyraźnie wynika, że (długo) po rozwiązaniu zespołu WEGATONY powstał inny zespół o nazwie VEGATONY.
Poza tym, zespół WEGATONY nigdy nie miał w składzie Józefa Kędraka.
Przykro mi, że zwracam uwagę na ten istotny błąd — który już kilkakrotnie był popełniany na stronach Retromuzyki — ponieważ nie chcę dopuścić do przekłamań lub jakichś manipulacji, związanych z historią muzyki w Kędzierzynie.
Z pozdrowieniami
Ludwig
17.03.2016
Drogi Ludwigu.
Mój komentarz z dnia 16 marca jest relacją Krzysztofa Bernarda. Pytałem Krzysztofa o faktyczne brzmienie nazwy zespołu. Potwierdził. Nazwa zespołu to Wegatony. Znałem osobiście członków tego zespołu. Józef Kędrak, był z pewnością jego członkiem.
Wydaje mi sie,ze w tekscie jest mala pomylka,a moze ja sie myle.Moja nauczecielka byla pani Krystyna Kucharska a z jej corka chodzilem do szkoly.Pan Kucharski robil gitary,slyszalem nawet ,ze na jego „skrzypcowie” basowej gral Paul McCartney,ale nie wiem czy to mit czy prawda.Moj starszy brat zrobil sam gitare(wygladala jak Fender), i wiem ,zy progowanie gryfu zrobil mu pan Kucharski.A wszystko odbylo sie w Brzegu nad Odra,lub jak inni mowia,w Brzegu Opolskim.Brzeg Dolny byl w woj .Wroclawskim.Nie wiem,byc moze pan Kucharski mieszkal kiedys w Brzegu Dolnym? Pozdrawiam.Wojtek
To miłe że wyłapałeś tą pomyłkę w tekście. WEGAK to Wytwórnia Elektrycznych Gitar Adolfa Kucharskiego w Brzegu (opolskim) przy ul. Oławskiej. Zatem masz rację. Nie sądzę aby pan Kucharski zbudował gitarę dla Paula McCartneya. Słyszałem natomiast, że komplet gitar podarował członkom zespołu The Shadows. To byłoby bardziej prawdopodobne. Autorem tego tekstu jest Ludwig Niemas, współzałożyciel zespołu WEGATONY, od lat przebywający w USA. Posiada w swoich zbiorach zdjęcie gitary WEGAK. Na odwrocie jest pieczątka wytwórni pana Adolfa Kucharskiego. Jest tam nawet adres. Nie skojarzył jednak, że to chodzi o Brzeg opolski.
Pozdrawiam i zapraszam do dalszego śledzenia naszej strony.
To jest wspaniałe uczucie, gdy można liczyć na czujność czytelników, którzy nie są „zwykłymi” odbiorcami słowa. Dziękuję Ci, Wojtek, za wyłapanie błędu, który uczyniłem bezwolnie. Znam Brzeg opolski, bywałem w nim wiele razy, ale nie wiem dlaczego w nazwie „przykleiłem” go do wrocławskiego… Zamiast „Brzeg Dolny”, powinno być „Brzeg”. Przepraszam za ten błąd.
Ludwig
Wracam do Twoich słów, Wojtek, tym razem dotyczących Paula McCartney i progowania gryfu gitar w firmie WEGAK.
Wiadomym jest to, że każdy gitarzysta chce zapewnić czysty i niezniekształcony dźwięk, czego, niestety, nie można osiągnąć, jeżeli gryf gitary poddaje się naciskom ręki grającego, innymi słowy, jeżeli się wygina.
Adolf Kucharski opatentował swój gryf, wprowadzając do niego długą i wąską listwę stalową, co spowodowało, że każda gitara była cięższa od gitar innych firm, oraz zmieniając profil gryfu z prawie półokrągłego, czyli z pewnego wycinka koła, do takiego, który wiernie przypominał profil dłoni, jeśli spojrzysz na jej wierzch, widząc go pomiędzy wyprostowanym palcem wskazującym a kciukiem, odchylonym około 75 stopni. Ten profil zaskoczył cały świat muzyków w latach 60-tych, rozsławiając A. Kucharskiego, a przy okazji dając innym producentom gitar na świecie powód do zrewidowania jakości swoich instrumentów.
Muszę tutaj zaznaczyć, że progowanie w firmie WEGAK odbywało się przy pomocy mikrometrów, to znaczy, że odstępy pomiędzy progami były wykonane z największą precyzją z dokładnością do kilku mikronów.
Nie jestem zaskoczony takimi informacjami, że wielu muzyków zlecało wykonanie samych tylko gryfów w tej firmie, aby mieć gwarancję sztywności gryfu i aby móc używać przy graniu jego wspaniałego, niemęczącego rękę profilu. Z własnego doświadczenia mogę dodać, że w ogóle nie czułem w dłoni lewej ręki profilu gryfu, gdyż on „siedział” w niej, pozwalając mi na bardzo szybkie zmiany pozycji dłoni i palców.
Mimo że Zbigniew Kowalski wątpi w taką możliwość, że Paul McCartney zlecił A. Kucharskiemu zbudowanie swojej gitary, ja uważam, że mogło dojść do tego, że gryf tej gitary pochodził z firmy WEGAK.
Ludwig