Działo się to gdzieś około pół wieku temu. Byliśmy uczniami szkół średnich. Jak większość naszych rówieśników ulegliśmy fascynacji gitarowych brzmień. Wraz z trójką muzykalnych kolegów wpadliśmy na genialny pomysł założenia zespołu big beatowego. Właściwie pomysł ten wyszedł od Jurka M. który był bardziej zaawansowanym gitarzystą. Zaproponował mi oraz swym szkolnym kolegom z Technikum Mechanicznego w Azotach miejsce w zespole. Nasze muzyczne doświadczenia to jedynie jakieś podwórkowe „brzdękolenie” oraz wspólne muzykowanie w Jurkowej piwnicy przy ul. Świerczewskiego. Jedynie Bolek G. miał trochę większe muzyczne pojęcie. Pobierał lekcje gry na akordeonie. Gienek T. chciał być perkusistą. Mnie przypadła rola gitarzysty. Nie wiem, w jaki sposób Jurek przekonał kierownictwo ZDK Lech w Blachowni Śl. że udostępniono nam salę na próby oraz potrzebny sprzęt. Poczuliśmy się artystami pełną gębą, więc i poprzeczkę zawiesiliśmy wysoko. Zdecydowanie za wysoko. Na początek wybraliśmy „A Whiter Shade of Pale” zespołu Procol Harum. Ćwiczyliśmy kalecząc niemiłosiernie ten przepiękny utwór. Ogólnie nasze granie skończyło się porażką. Trudno było przełknąć tą pigułkę goryczy. Ten króciutki epizod miał jednak dobre strony. Pozwolił nam poznać kilka osób znanych już na lokalnym rynku estradowym
Jednym z nich był Wiesiek Kwinta. Bywał w „Lechu” częstym gościem. Parał się trochę modelarstwem. Korzystał z pomieszczeń klubowej modelarni. Również muzykował. Odwiedził nas kilkakrotnie podczas prób. Nie krytykował, choć miał do tego podstawy. Pewnego razu aby wzbogacić brzmienie zespołu, udostępnił nam skonstruowany przez siebie efekt gitarowy wah-wah, nazywany potocznie „kaczką”. Niestety, nawet nie dane nam było tego usłyszeć. Ustrojstwo rozpadło się przy pierwszym jego użyciu, spowodowane zbyt ciężką stopą użytkownika. Co najgorsze, była to moja stopa. Czy Wiesiek był zły na mnie? Pewnie tak, ale nie dał poznać tego po sobie. Nie pamiętam jego reakcji. Jakoś to zniósł. Był uczniem, może już absolwentem technikum energetycznego. Lubił majsterkować, więc na pewno przywrócił konstrukcji drugie życie. Zdarzenie to zahamowało nieco moje zapędy muzycznej kariery.
Po tym zdarzeniu bywałem tam rzadko. Wiesia widywałem sporadycznie. Wiedziałem, że muzycznie stał się bardziej aktywny Nie śledziłem jednak jego kariery. Na pewno był mocno związany ze środowiskiem ZDK Lech. Wiem jednak, że pochodził z rodziny, gdzie istniały głębokie tradycje artystyczne i muzyczne. Mama artysta plastyk a tata muzyk, który grał na skrzypcach i akordeonie. Nie mogło być inaczej. Rodzice zdolności w genach przekazali swym dzieciom. Znałem jego brata, Mietka. Grał również na akordeonie. Kilkakrotnie byłem uczestnikiem biesiad rodzinnych z udziałem Mietka i jego żony. Zawsze gwarno, wesoło, głośno i zawsze muzycznie. Ech! Gdzie się podziały tamte prywatki?
W połowie lat siedemdziesiątych Wiesław Kwinta został instruktorem muzycznym w Zakładowym Domu Kultury „Lech”. Miał talent pedagogiczny. Z pod jego opieki wyszło kilka pokoleń gitarzystów basowych. Był także nauczycielem muzyki w Zespole Szkół Energetycznych. Od kilkunastu lat piastował funkcję kierownika Domu Kultury „Lech”.
Aktywnie uczestniczył w życiu społecznym miasta. Miał ogromny wpływ na życie kulturalne Kędzierzyna-Koźla. Blisko współpracował z Radą Osiedla, którego był mieszkańcem. Organizował warsztaty muzyczne i wokalne z udziałem najważniejszych postaci muzycznych w kraju. Był twórcą programów pn. “Artystyczne CoNieCo” w których łączył pokolenia artystów. Organizował festyny osiedlowe. Reżyserował programy artystyczne, animował życie kulturalne na os. Blachownia. W 2000 r. założył Zespół Śpiewaczy “Sokoły” i prowadził go przez dwie dekady. Za swoją działalność otrzymał m.in. Nagrodę Prezydenta Miasta Kędzierzyn-Koźle.
Wiesiek realizował swoją muzyczną pasję bez rozgłosu. Nigdy nie był, i nawet nie zabiegał, aby być pierwszoplanową postacią estrady. Jeśli się pojawiał to zazwyczaj stał gdzieś z boku, w tyle. To był niezwykle skromny człowiek. Nie rzucał się w oczy nawet w czasach triumfu grupy PEX 75. Był rzetelnym i sprawnym instrumentalistą. Z zespołem Pex-75 zdobył Grand Prix na festiwalu w Jeleniej Górze w 1975 r. Z grupą koncertował na terenie całej Polski oraz uczestniczył w konkursach I festiwalach zdobywając wysokie miejsca, m.in. na festiwalu „Jazz nad Odrą”. Jego profesjonalizm został dostrzeżony poza granicami miasta. Janusz Gniatkowski za sprawą Tadeusza Bratusa i zespołu Taranty miał spore rozeznanie w muzycznym środowisku Kędzierzyna-Koźla, więc Wiesiek pojawiał się często w towarzystwie nie tylko Janusza Gniatkowskiego na krajowych scenach. Występował również z Katarzyną Sobczyk. Jego zawodowstwo zostało docenione przez kierownictwo PAGART-u. Zaproponowano mu kontrakt na koncertowanie w byłej Jugosławii. Półroczny pobyt, z daleka od rodziny sprawił, iż zrozumiał, że to nie jego droga. Po zakończeniu kontraktu powrócił do Kędzierzyna-Koźla, właśnie do ZDK „Lech”.
Wiesiek był biegłym multiinstrumentalistą, grał na akordeonie, kontrabasie, gitarze basowej i perkusji. Swoje życiowe doświadczenia z powodzeniem wykorzystywał w swej pracy zawodowej jako instruktor muzyczny w klubie, który stał się jakby jego drugim domem. Nie znaczy to, że uciekał od rodziny, wręcz przeciwnie.
Wiesiek był człowiekiem wielu pasji. Muzykowanie, majsterkowanie, wycieczki rowerowe, ale zawsze najważniejsza była rodzina. Żona, dzieci, wnuk. Organizował dzieciom wakacje pełne przygód, z żoną zwiedził całą Polskę. Na dom rodzinny poświęcał wiele czasu. Bardzo dbał o jego otoczenie. Kochał ogród. Spotkaliśmy się kiedyś w sklepie ogrodniczym. Obserwowałem z jaką uwagą dobierał drzewka i krzewy, aby były jego ozdobą. Znał się na tym.
Wiesiek przegrał z nieuleczalną chorobą, która dopadła Go z nienacka.
To był zwyczajnie niezwykły człowiek.
W dniu 4 lipca roku 2020 odstawił na zawsze swój ziemski bagaż.
Wiesiu, piękne słowa padły ze strony Twoich przyjaciół, do których dołączamy się my, koledzy i redaktorzy retromuzycznego portalu.
… Niech Ci brawa gromkie biją. Bo artysta zawsze na brawach ze sceny schodzi …
Opublikowano dnia: 25.01.2023 | przez: procomgra | Kategoria: Aktualności, Artykuły, Biografie, Publikacje, Wspomnienia
Miałam przyjemność znać Go jak jeszcze był uczniem Technikum Energetycznego.Był super kolegą i wspaniałym życzliwym uśmiechniętym człowiekiem.Dużo zrobił dla kultury jako kierownik DK Lech i myślę,że to zapisało się w historii Kędzierzyna- Koźla.To typ skromnego bohatera o którym powinno się pamiętać.Cieszę się Zbyszku,ze utrwalasz w tak piękny sposób historię naszej kultury muzycznej.Chwałą Ci za to ….
Wiesiek był wspaniałym muzykiem, jednak dla nas był najlepszym człowiekiem i przyjacielem, i zostanie na zawsze w naszej pamięci. Krysia R.
Wieśku, niech Ci gromkie brawa biją. Niech Ci biją.
Zbyszku. To jak utrwalasz historię kultury muzycznej jest nadzwyczajne. Artyści, zespoły, organizatorzy, oraz wszyscy wyjątkowi ludzie, którzy kulturę tworzą, są opisani przez Ciebie w wyjątkowy sposób. Tato był częścią tego wyjątkowego zespołu. Oddawał „kulturze” kawałek swojego życia i zawsze miał z tego satysfakcję:) A rodzinnie był i jest najlepszy 🙂 Wielkie dzięki retromuzyka.pl za to wspomnienie 🙂