KONCERT

Z DESZCZEM

Róg obfitości, z którego na estrady drugiego festiwalu wysypało się pięćset dziewięćdziesiąt siedem piosenek, miał istotny cel: trzeba było udowodnić wszystkim malkontentom, że droga odwrotu nie istnieje. Można dyskutować o ewolucji, udoskonaleniu, selekcji, lecz nie można cofnąć się do czasu, gdy bezradnie rozkładano ręce i powiadano:
— No, cóż, panie, my nie jesteśmy ani Francuzami, ani Anglikami, ani Murzynami, ani Rosjanami, ani Włochami czy Hiszpanami. Oni, panie, to śpiewają. I mają co śpiewać. A nam, panie, ciągle trzeszczy w zębach: sz, cz, rz. Czy zna pan taki drugi język na świecie, w którym chrząszcz brzmi w trzcinie?

deszcz
W czasie triumfalnego koncertu laureatów spadł wielki deszcz. Przelotne deszcze towarzyszyły wszelkim festiwalom, lecz ten deszcz był historyczny. Do tradycji, do powszechnie przyjętego zwyczaju należało nie zwracać uwagi na kaprysy nieba. Gdy deszcz zaczynał padać, po prostu nad głowami widzów otwierały się tysiące parasoli. Tworzyły one barwną mozaikę, parasol obok parasola, różnokolorowe, stykające się ze sobą kręgi. Parasole zastępowały plastykowy, automatyczny, ruchomy dach nad amfiteatrem, który istniał w planach, lecz nie został jeszcze zbudowany. Kolorowe parasole stały się symbolem opolskiej widowni, a nawet stanowiły motyw niezwykle interesującej scenografii Jerzego Masłowskiego na piątym festiwalu. Nigdy żaden koncert nie został przerwany z powodu deszczu, nawet ten odbywający się w czasie burzy koncert laureatów, zamykający drugi festiwal. Reżyserem koncertu był reżyser TV Jerzy Gruza. Później mówiono w Warszawie: To był jego wielki dzień.

publiczność-2
Fedorowicz-i-Skrzynecki---Kopie

Koncert zapowiadało dwóch konferansjerów: Jacek Fedorowicz i Lucjan Kydryński. Fedorowicz wprowadził wówczas styl konferansjera z parasolem. Trzymał parasol rozpięty nad solistami, sam ociekał strugami wody, poświęcił swój nowy smoking. Gdy deszcz stawał się coraz bardziej natarczywy, Jacek z uśmiechem, swobodnie, jakby mówił dobry dowcip, zwrócił się do widowni:
– Nie jestem pewny, ale wydaje mi się, że tam u państwa trochę popaduje?
Nikt nie wstawał z ławek, nikt nie uciekł z amfiteatru. Jacek pod parasolem wprowadził na estradę Annę German. Nie schronił się za kulisami. Stał nieco uniesiony na palcach i rozpościerał dach parasola nad German i nad Eurydykami. Odprowadził znakomitą, ukoronowaną przez Opole piosenkarkę za kulisy amfiteatru i zapytał publiczność:
– Przerywamy koncert czy słuchamy dalej?
Odpowiedziała mu burza oklasków i jednolity chór głosów kilkutysięcznego tłumu:
– Słuchamy dalej.

Czerwono-Czarni
Jerzy Gruza dostrzegł swoją życiową szansę i też nie przerywał transmisji telewizyjnej. Koncert w deszczu obfitował w nieprzewidziane efekty, efekty improwizowane przez przypadek, a jakby przygotowywane pieczołowicie na wielu próbach. Deszcz padał coraz większy. Nastąpiło oberwanie chmury. Muzycy uciekli za kulisy, chroniąc przed strugami wody swoje instrumenty. Wówczas na estradę wkroczył kompozytor Robert Filiński, zasiadł do fortepianu i rozpryskując butem kałużę, która uformowała się pod pedałami, akompaniował solistom. Muzycy poczęli wracać na estradę. Im także udzieliła się sensacyjna atmosfera koncertu. Miliony widzów w kraju i za granicą śledziły uważnie akcję: co będzie dalej?

Niebiesko-czarni
Za kulisami amfiteatru krążył niespokojnie Lucjan Kydryński. Nie mógł się zdecydować na deszczową kąpiel, lecz w końcu on też poświęcił swój smoking i wyszedł na estradę pod wielkim, czarnym parasolem. Widzowie byli już całkowicie przemoczeni, czuli się jak w basenie, ale czekali do końca koncertu. Manifestowali swój entuzjazm, swoje poparcie dla festiwalu. Cala prasa uznała później zgodnie, że takiej publiczności, jak w Opolu, nie ma na całym świecie. Pisano: podobną można jeszcze tylko spotkać w Argentynie, lecz nie na festiwalu piosenki tylko na meczu piłki nożnej. Między piłką a piosenką jest jednak różnica zasadnicza, więc uznano ostatecznie, że najlepsza widownia świata jest jednak w Opolu. Zwłaszcza że następnego dnia po koncercie z deszczem w biurze Komitetu Organizacyjnego nikt nie pojawił się z kwitkiem za odświeżenie i prasowanie garderoby. Również muzycy nie wystawili rachunków za zniszczone instrumenty. Urzędowo do renowacji zostały oddane tylko dwa wielkie, nowiutkie koncertowe fortepiany.

Katarzyna_Sobczyk
Finałowym numerem deszczowego koncertu laureatów był niezapomniany popis gdańskiego kabaretu „To Tu” w piosence, której wesołe, miejscami rubaszne słowa (Krzysztofa Dzikowskiego) opowiadały o świętych ziemskich idących do nieba. Były to słowa jak najbardziej adekwatne do sytuacji. Na tym koncercie ziemscy święci z ziemskiej estrady wstępowali po strugach wody do deszczowego nieba. W zespole kabaretu królował ulubieniec Opola, a dzisiaj całego kraju i zagranicy, kierownik i założyciel „To Tu”. Tadeusz Chyła. Pełna werwy inscenizacja Pochodu świętych, przy akompaniamencie skrzypiec, z których bez przerwy gdańscy artyści wylewali wodę, zakończyła drugi Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu.
Nikt wówczas nie miał wątpliwości, a koncert oglądało przy telewizorach kilka milionów widzów (z publicznością Interwizji chyba kilkadziesiąt milionów), że ten wielki entuzjazm publiczności, solistów, muzyków i konferansjerów wykracza poza granice estradowego widowiska. Publiczność opolska, reprezentująca w tym przypadku wszystkie „stany” całego kraju, jak na wielkim sejmiku akceptowała istnienie polskiej piosenki. Była to spontaniczna manifestacja na rzecz zwycięstwa idei opolskich festiwali.
W głośnikach wszystkich telewizorów i radioaparatów usłyszeliśmy nagle: ufff… To wielki słoń zdjął ciężką nogę z naszego ucha.

II KFPP Opole ’64 – Koncert radia i telewizji


„U EWY”

Drugi Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej miał odbyć się w Opolu w dniach od 24 do 28 czerwca 1964 roku. Rok pracy w terenie i w laboratorium „U Ewy” dał oczekiwane wyniki. Przewidywania naszych przeciwników, że dla drugiego festiwalu nie starczy „amunicji”, pozostały w sferze ich „pobożnych życzeń”. Fabryka naszej amunicji była już na pełnych I obrotach. Nie czekaliśmy, aż zespoły i soliści zgłoszą się na giełdę „U Ewy”, lecz sami jeździliśmy w teren, przesłuchiwaliśmy, dyskutowaliśmy, zachęcaliśmy. Giełdy „U Ewy” miały niezwykłą popularność, należały w tym czasie do najbardziej modnych i ekskluzywnych imprez w Polsce. Rozsyłaliśmy imienne zaproszenia. Przede wszystkim do krytyków, recenzentów, kompozytorów i autorów tekstów. Wśród stałych bywalców giełd honorowe miejsce zajmowali: Kazimierz Rudzki, Ludwik Sempoliński i Jerzy Waldorff.
Po przesłuchaniu solistów i zespołów odbywały się dyskusje, często burzliwe i twórcze. Wprowadziliśmy zwyczaj kupowania piosenek. Każda redakcja i instytucja, zajmująca się masowym upowszechnianiem, kupując piosenkę uzyskiwała prawo do pierwszego wykonania. Na giełdach po drugim festiwalu akceptowano nowy program Czerwono-Czarnych I Niebiesko-Czarnych. Przed kilkudziesięcioosobowym, znakomitym jury, złożonym z naszych gości, śpiewali: Helena Majdaniec, Katarzyna Sobczyk, Karin Stanek, Michaj Burano, Wojciech Korda, Czesław Wydrzycki (Niemen). Nikt nie miał już wątpliwości, że rodzi się nowy całkowicie polski program tych dwóch czołowych wówczas zespołów gitarowych.

na-festiwalu-w-Opolu-
Na giełdzie „U Ewy” Katarzyna Sobczyk wykonała swój pierwszy wielki przebój O mnie się nie martw. Także na giełdzie „U Ewy” przed drugim festiwalem w Opolu między innymi przedstawili się: parodysta Andrzej Bychowski, Fryderyka Elkana, Krystyna Konarska, Anna German (wówczas nie znana jeszcze studentka z Wrocławia), Edward Lubaszenko (później znakomity interpretator charakterystycznych ballad), Ewa Sadowska i Miki Obłoński z „Piwnicy pod Baranami” (niezapomniani wykonawcy pięknej Niebieskiej patelni Nowaka i Dymnego), Irena Kiziuk (dziś znana z teatru i ekranu Irena Karel, wówczas studentka PWST w Warszawie), Mirosława Kubasińska (aktorka z Rzeszowa, później gwiazda zespołów Black-out i Breakout), Bogdana Zagórska i Wojciech Młynarski (wówczas skromny, nie przeczuwający swej kariery członek grupy aktorskiej studenckiego kabaretu „Hybrydy”) oraz nieśmiałe dziewczęta w harcerskich mundurkach – Alibabki.
„U Ewy” odbywało się też uroczyste wręczenie ufundowanej przez program III nagrody najlepszej piosenkarce roku, Ewie Demarczyk, oraz niezapomniany, prowadzony przez Piotra Skrzyneckiego, jej pierwszy większy recital, na którym Ewa udowodniła, że potrafi interpretować nie tylko wiersze Mirona Białoszewskiego, Wiesława Dymnego, Juliana Tuwima, Bolesława Leśmiana czy Marii Jasnorzewskiej Pawlikowskiej, lecz także potrafi znakomicie (tylko nie chce!) śpiewać popularne włoskie 24 tysiące pocałunków.
Dzięki owemu właśnie laboratorium sztuki piosenkarskiej „U Ewy” został utrzymany naturalny kontakt między festiwalami opolskimi, nie przerwano dyskusji podjętej na pierwszym festiwalu. Giełda „U Ewy” dała organizatorom drugiego festiwalu dokładne rozeznanie w aktualnej produkcji kompozytorów i autorów tekstów, a także znajomość publicznie prze¬słuchanych i ocenionych nowych talentów wokalnych, możliwość dalszej inspiracji zespołów gitarowych w kierunku wzbogacenia polskiego repertuaru. W ciągu roku nie można było oczywiście osiągnąć wszechstronnych wyników w tej pracy, lecz dzięki giełdom „U Ewy”, dzięki otwartej krytyce i twórczej inspiracji istniał naturalny doping, istniała atmosfera sprzyjająca rozwojowi.
Należało przekonać wszystkich o wspaniałych perspektywach, jakie zrealizują dopiero lata ciężkiej pracy. Dlatego trzeba było pokazać możliwości twórców i wykonawców w najróżnorodniejszych rodzajach piosenki, trzeba było pokazać, że w każdym z tych rodzajów istnieje piosenka polska, choć czasem być może jeszcze prymitywna.
Na drugim Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu jurorów i publiczność miał spotkać prawdziwy potop. Spadły na nich nie tylko strugi gigantycznego deszczu, lecz również lawina pięciuset dziewięćdziesięciu siedmiu nowych polskich piosenek.

POTOP W OPOLU

W czasie drugiego Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej odbyło się dwadzieścia imprez i koncertów. W festiwalu wzięło udział czterystu siedmiu wykonawców, muzyków i kompozytorów oraz stu pięćdziesięciu sześciu autorów tekstów. Imprezy festiwalowe w amfiteatrze i w salach kameralnych obejrzała rekordowa liczba widzów, największa ze wszystkich dotychczasowych festiwali: pięćdziesiąt sześć tysięcy. Trzynastoosobowe jury festiwalu w składzie: Stanisław Ryszard Dobrowolski (przewodniczący). Jerzy Ficowski, Jerzy Gembicki, Witold Filier, Edward Fiszer, Jerzy Markuszewski. Jan Nagrabiecki, Stanisław Stampfl. Edward Spyrka, Krzysztof Komeda Trzciński, Lech Terpiłowski. Roman Waschko. Tadeusz Wysocki — nagrodziło i wyróżniło piętnaście piosenek. Ponadto jury przy¬znało trzy nagrody piosenkom wyróżnionym w przedfestiwalowym konkursie Polskiego Radia.

pada
Do tego „potopu” nagrodzonych piosenek należy dodać sześć zespołów i dwudziestu trzech wyróżnionych na festiwalu wykonawców, wśród których znajdziemy nazwiska takie, jak — Michaj Burano. Andrzej Bychowski. Fryderyka Elkana. Krystyna Konarska. Karin Stanek. Anna German. Kalina Jędrusik. Marta Kotowska. Edward Lubaszenko, Randia, Teresa Tutinas. Ewa Sadowska. Mirosław (Miki) Obłoński, Katarzyna Sobczyk, Wiesława Bator, Elżbieta Baranowska, Wiesława Glinkowska, Irena Kiziuk (Karel). Mirosława Kubasińska. Elżbieta Marciniak, Wojciech Młynarski, Jerzy Prazmowski. Zofia Szumer, Barbara Wiśniewska, Bogdana Zagórska. Poza tymi wyróżnienia zespołowe uzyskały: Warszawska Estrada Wojskowa, znakomity kabaret piosenki „To Tu’” wraz ze swym twórcą i kierownikiem Tadeuszem Chyłą, Alibabki, Niebiesko-Czarni wraz z Czesławem Wydrzyckim (Niemnem) oraz grupy Śląskiej Estrady Wojskowej.
Na drugi festiwal przybyło do Opola stu pięćdziesięciu dziennikarzy reprezentujących dzienniki, czasopisma i rozgłośnie radiowe z całego kraju oraz Telewizją i Polską Kronikę Filmową, a także przedstawiciele prasy radzieckiej i czechosłowackiej,

Opole-64-Karin-Stanek Opole-64-Katarzyna-Sobczyk

Polskie Radio nagrało w czasie koncertów festiwalowych sto trzydzieści osiem kilometrów taśmy magnetofonowej i utrwaliło pełny przebieg festiwalu
Polska Telewizja transmitowała koncert laureatów, który wszedł do historii festiwali opolskich pod nazwą: koncert z deszczem.
Po festiwalu Bogdan Węsierski pisał wesoło w ,,Expressie Wieczornym”, będąc jeszcze w opolskim nastroju: Fajnie było. Łazuka śpiewała, jury usypiało ta zmęczenia, prezes Sokorski dostał nagrodę gwoździa (prywatna nagroda festiwalowa, rokrocznie fundowana przez spółkę autorską występującą pod pseudonimem Jan Gwóźdź). radio przysłało tyłu dźwiękowców, te od razu nawałiły mikrofony i głośniki. Filipinki demonstrowały się jak na rewii mody. dyrektor Fiszer (przewodniczący komisji artystycznej drugiego festiwalu) grał na Perełmanie (mowa tu o człowieku, a nie o tajemniczym instrumencie). Kalina Jędrusik wystąpiła w roli miniaturowego demona zmysłów. Chyła nabrał pełno wody do gitary. Kydryński śmiał się ze wszystkiego, a Ewa Demarczyk, cała skórkowa i paryska, słała publiczności błyskawice swoich spojrzeń. Fajnie było. Nie zatykając uszu wysłuchaliśmy pięciuset piosenek. To sukces I

Jerzy Grygolunas – „FESTIWALE OPOLSKIE” – Instytut Wydawniczy Nasza Księgarnia – Warszawa 1971 – Fragment książki


PO DRUGIEJ STRONIE TĘCZY

Następne festiwale to już inna epoka. To czasy wnikliwej analizy, selekcji, udoskonalania form aranżu, wprowadzania piosenek na koncertach festiwalowych do wielkich zespołów muzycznych: Rachonia, Klimczuka i Debicha. To czasy nowej kadry konferansjerów, czasy wielkich uznanych gwiazd estrady, czasy znakomitych twórców piosenek, którzy udowodnili nam, że nie jesteśmy gorsi od innych, a bogactwo naszego folkloru i narodowej kultury muzycznej stanowi niewyczerpane źródła twórczych inspiracji. To okres przechodzenia tak zwanego u nas big-beatu w wyższe regiony nowoczesnej muzyki rytmicznej.
Dzisiaj, z historycznej już nieomal perspektywy, patrzymy pobłażliwie na czasy nie tak przecież dawno modnego hasła: gramy najgłośniej w Polsce
Historię polskiej muzyki młodzieżowej możemy podzielić na trzy okresy: pierwszy od Rhythm and Blues (1959 rok) do Opola 1963, drugi od Opola 1963 do Opola 1967 i trzeci od Opola 1968.
To przecież było tak niedawno: dziesięć lat temu powstał w Gdańsku pierwszy w Polsce zespół rock and rol!‘owy Rhythm and Blues, którego kierownikiem artystycznym był Leszek Bogdanowicz (grał na gitarze elektrycznej) — dzisiaj znakomity aranżer i kierownik muzyczny siódmego i ósmego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu – a kierownikiem programowym redaktor Franciszek Walicki (Jacek Grań), założyciel zespołów Czerwono-Czarni i Niebiesko-Czarni. Solistami zespołu Rhythm and Blues byli między Innymi: Michaj Burano i Bogusław Wyrobek. Oczywiście śpiewali w Języku angielskim, a kopiowali Ray Charlesa czy Ełvisa Presleya.
Rhythm and Blues, który objechał z koncertami prawie cały kraj, który otrzymał pierwszą nagrodę w kategorii zespołów rozrywkowych na Ogólnopolskim Konkursie Amatorskim Zespołów Jazzowych i Rozrywkowych, zorganizowanym w Warszawie przez „Sztandar Młodych”, został rozwiązany przy końcu 1959 roku. Jego kontynuację stanowił zespół Czerwono-Czarni, który powstał w 1960 roku, również w Gdańsku, a wsławił się ogólnopolską akcją „Czerwono-Czarni szukają młodych talentów”, szczególnie dynamicznie rozwijającą się po przejściu zespołu w 1961 roku do Estrady szczecińskiej. W akcji tej odkryto: Helenę Majdaniec, Karin Stanek, Katarzynę Sobczyk, Czesława Wydrzyckiego (Niemna) i Wojciecha Kordę.
W marcu 1962 roku, też w Gdańsku, został założony konkurencyjny zespól Niebiesko-Czarni. Stanął on po raz pierwszy do ostrej walki z dotychczasowymi jedynakami, Czerwono-Czarnymi, na pierwszym Festiwalu Młodych Talentów, który został zorganizowany w Szczecinie przez Jacka Nieżychowskiego, ówczesnego dyrektora Estrady, potem występującego (ten gruby) wraz z Chyłą i Grześkowiakiem w „Silnej Grupie pod Wezwaniem”
AlibabkiDługo królowała na polskich estradach Złota Dziesiątka, nagrodzona na szczecińskim festiwalu w 1962 i 1963 roku, między innymi: Helena Majdaniec, Katarzyna Sobczyk, Karin Stanek, Wojciech Gąsowski, Wojciech Korda i Czesław Wydrzycki (Niemen), a wraz z nimi dawny cygański solista Rhythm and Blues – Michaj Burano, później występujący we Włoszech jako Steve Luca, a dzisiaj odnoszący wielkie sukcesy na zachodzie Europy, jako John Mike Arllow. Nie było innych młodzieżowych solistów. Nie było innych zespołów muzyki bigbitowej… ł nagle poczęły się rodzić – Pięciolinie, Czerwone Gitary, Tajfuny, Polanie, Black-out (obecnie Breakout), Trubadurzy, Niemen i Akwarele, Stan Borys i Bizony. No To Co, Heliosi, ABC, a obok nich wokalne zespoły dziewczęce – Filipinki, Alibabki, Partita, Amazonki oraz Maryla Rodowicz ze swymi gitarzystami, a także przeszło dwa tysiące młodzieżowych zespołów amatorskich, wśród których z pewnością dojrzewają interesujące zespoły i talenty.
Długo było tylko mocne uderzenie… w końcu jednak zabrzmiała prawdziwie piękna, polska, nowoczesna muzyka rytmiczna.
W ciągu kilku ostatnich lat okazało się, ze jesteśmy (jak twierdzi na przykład Wojciech Giełżyński) największym w Europie mocarstwem kabaretowym. Kilka lat… to okres bardzo krótki. A rzeczywiście zaledwie kilka lat upłynęło od występów zręcznych kopistów gwiazd zachodu, nie posiadających ani własnego stylu, ani repertuaru (1962 rok), do międzynarodowych sukcesów Niemna (nagroda w 1965 na festiwalu w Rennes i trofeum na MIDEM w Cannes w 1968 oraz sukcesy w Italii w 1969 roku), Burana (nagroda na festiwalu w Rennes w 1966 oraz obecne sukcesy we Francji), Breakoutów (sukcesy w Holandii) i No To Co (trofeum na MIDEM w Cannes 1969).
Lata 1967-1969 to okres, w którym w Opolu zwyciężały piosenki o dużych wartościach treściowych i muzycznych, jak na przykład Te bomby lecą na nasz dom (Black-out), Po ten kwiat czerwony (No To Co). Biały krzyż (Czerwone Gitary) czy też Medytacje wiejskiego listonosza (Skaldowie), Kwiat jednej nocy (Alibabki) i Po drugiej stronie tęczy (Breakout).
Rok 1970 natomiast przyniósł klęskę zespołów gitarowych. Opole 70 zawiodło również pod względem organizacyjnym. Było wprawdzie kilka pięknych piosenek, spośród których trzeba wymienić chociażby takie, jak Jadą wozy kolorowe z pięknym, poetyckim tekstem Jerzego Ficowskiego czy mini-show Wojciecha Młynarskiego Ach, co to byt za ślub. Zabrakło jednak wielu znakomitych zespołów i wybitnych solistów. Niewątpliwie festiwal opolski przezywa kryzys, który daje się tez zauważyć na całym świecie. Nie decybele decydują dziś o istotnych wartościach piosenki i muzyki rytmicznej. Na pewno wchodzimy w no¬wy okres. Oby był to okres doskonałości! Tego należy życzyć Opolu 71.

Jerzy Grygolunas – „FESTIWALE OPOLSKIE” – Instytut Wydawniczy Nasza Księgarnia – Warszawa 1971 – Fragment książki.


Opublikowano dnia: 03.02.2015 | przez: procomgra | Kategoria: Bez kategorii

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

TŁUMACZENIE Google»

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Zamknij