Od lata 1980 roku trwał w Polsce niewyobrażalny wcześniej czas euforii. Jesienią 1980 został zarejestrowany Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, pierwszy od zakończenia II wojny światowej niezależny ruch związkowy. Ze względu na powstały klimat społeczny często mówiło się o karnawale „Solidarności”. Już to wieloznaczne sformułowanie mówiło, że w Polsce zachodzą ogromne zmiany. Nie przeoczyli ich także aktorzy zewnętrzni – i ci na Zachodzie i ci na Wschodzie. Niezadowolenie władzy nie wróżyło uczestnikom karnawału niczego dobrego, ale póki co można było cieszyć się namiastką wolności.
Stan wojenny, wprowadzony 13 grudnia 1981 r., brutalnie przerwał tę atmosferę. Jego ogłoszenie przyjęto boleśnie nie tylko w kraju, ale również poza jego granicami. Na Zachodzie pozostała rzesza ludzi związanych z „Solidarnością”, którym nagle odcięto drogę powrotną. Poza granicami kraju przebywało ok. 160 tys. obywateli PRL, którzy tym samym znaleźli się w sytuacji przymusowej emigracji – powrót do kraju nie wchodził w grę. Ważnym miejscem stał się Wiedeń, gdzie docierały jeszcze ostatnie pociągi z Polski, których pasażerowie zdawali gorące relacje z tego jak wygląda sytuacja. W samej Austrii powstały przejściowe obozy dla uchodźców, którzy sukcesywnie rozjeżdżali się po świecie powiększając szeregi emigracji polskiej przede wszystkim we Włoszech, w USA, czy Australii. Dla nich wszystkich działalność opozycji w kraju niosła nadzieję zmian. Stan wojenny nadzieję tę niweczył, tłumiąc tym powiew wolności. Wprawił w stan osłupienia wielu młodych Polaków przebywających w tym czasie za granicą.
Wśród nich młode małżeństwo państwa Haremzów. Nikt nie jest w stanie zrozumieć jak trudne decyzje stanęły przed nimi. Doszli do wniosku, że nie ma dla nich miejsca w ojczyźnie. Trzeba szukać nowego. Tułając się po Europie trafili do Austrii. Do Götzendorf (okolice Wiednia), malutkiej miejscowości w prowincji Nieder Osterreich. Były to koszary wojskowe częściowo oddane emigrantom. W salach po kilkanaście osób spotykały się osoby w różnym wieku, z różnych rejonów Polski, o zróżnicowanym pochodzeniu społecznym. Wszystkich łączyły marzenia o lepszym życiu. Rzeczywistość obozowa była jednak trudna i nie każdy mógł się do niej przystosować. Niektórzy wracali, inni zostawali i wspomagając się używkami wegetowali w oczekiwaniu na lepsze życie. Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, stosunek okolicznych mieszkańców do Polaków był przychylny, jednak po pewnym czasie można było odczuć dystans i dyskretną kontrolę (na przykład podczas zakupów w okolicznych sklepach). Wiązało się to ze wzrostem przestępczych zachowań w okolicy obozów.
Życie obozowe było dość monotonne. Typowy dzień zaczynał się od śniadania, po którym zapoznawano się z listami na interview do ambasady USA, Kanady lub Australii. Udając się na rozmowę należało przygotować i udokumentować, historię o prześladowaniu w Polsce. Dzień wizyty w ambasadzie traktowany był jako świąteczny, starano się zadbać o schludny wygląd, często zaniedbywany na co dzień i zakładano najlepsze ubrania. Udającemu się do ambasady towarzyszyły uczucia zdenerwowania, ale też nadziei, inni natomiast z zazdrością patrzyli na tych, którzy zaproszenie dostali wcześniej.
Państwo Teresa i Grzegorz Haremzowie należeli do tych, którym się udało. Zgodnie uznali, że to Australia będzie ich nową ojczyzną. Nie chcieli trzaskać drzwiami. Postanowili w cywilizowany sposób pożegnać się z przyjaciółmi oraz polską publicznością, urządzając uroczysty i wyjątkowy jak na tamte warunki koncert. Naocznym świadkiem tego pożegnania był polski dziennikarz Radia Wolna Europa p. Tadeusz Mieleszko.
Oto fragmenty tego wydarzenia wyemitowane przez Radio Wolna Europa, które zachowały się na taśmie mangetofonowej pieczołowicie przechowywanej w archiwum rodziny p. Iwaniszewskich.
Śpiewaliśmy to wszyscy razem
…Może kiedyś w drzwi zapukam
I wejdę do ciebie
Czy mnie spytasz, po co przyszłam
Czy ty jeszcze nie wiesz?Wczoraj ptaki odleciały
Dzisiaj liście zbrązowiały
Jutro, co będzie jutro?…
Piosenka jakby przewidziana na taką właśnie okoliczność dalekich odlotów. Pożegnanie Teresy Haremzy, która w miesiącach tak intensywnie przeżywanych przez cały naród nadziei rozpoczętych w sierpniu osiemdziesiątego roku była dzięki swej popularności i repertuarowi już niejako częścią polskiego krajobrazu. Pożegnanie z publicznością polską, którą są w tym wypadku młodzi przeważnie uchodźcy w obozie w Götzendorfie, w pobliżu Wiednia, oczekujący na możność wywędrowania do Stanów Zjednoczonych, Kanady i innych dalekich krajów. Podczas, gdy również Ona, artystka, która symbolizuje dla nich tyle, jest już na krótko tylko przed odlotem na stałe do Australii. Jakiż skrót sytuacyjny kolejnego polskiego dramatu. Sala niewielka. Normalnie służy do nauczania języków obcych ale i tak jest największa w całym obozie, przejmującym część koszar ustąpioną przez wojsko austriackie. Miejsc na sali gdyby się chciało siedzieć w sposób cywilizowany, najwyżej na dwieście osób. A tu, kiedy Teresa Haremza i występujący wraz z nią aktor austriacki Martin Auer.
oraz akompaniująca im na gitarze Judith Rauscher gotowi są już do występu, wdziera się przez rozwarte nagle drzwi ludzki potok złaknionych tego spotkania. Łomot przesuwanych krzeseł. Okrzyki: „Koszykarze – do tyłu” w obawie by wybujali wzrostem nie przesłaniali widoku a nawet wołania jak to: „na kolana”.
Świeczki ustawione ciasnym półkolem na podłodze u stóp artystów stanowią światła rampy na tej skromnej obozowej sali. Następne półkole to siedzący ciasno na podłodze, za nimi również zwarte rzędy siedzących dopiero co przysuniętych możliwie najbardziej do przodu krzesłach a tylne rzędy to już stojący na krzesłach i stołach z głowami nieomal opierających się o sufit. I oto nad tą zatłoczoną tak, że trudno by było komukolwiek się wcisnąć, salą szybować zaczyna pieśń, która otwierała już tyle programów Teresy Haremzy wznosząc się na jej czystym wspaniale wymodelowanym głosie bez akompaniamentu „Pieśń o orle”.
…Widziałam ja orła na niebie
Gdzie obłok się biały kolebie
Do ludzi wołał, że wolność to słońce
Że nie ma końca i nie wie, co brzeg…
I oto po tym koncercie w obozie, z którego jechaliśmy roztrzęsioną i zagraconą furgonetką, jesteśmy w przelotnym, uchodźczym mieszkanku państwa Haremzów, w starej przybudówce nie mniej leciwego domu, przy zacisznej firmie Angasse w dwunastej dzielnicy Wiednia. Poetycka rudera, bardzo ciepło, kanapki i herbata. Bajeczny, kolorowy plakat z „Kolędy nocki” na ścianie. Dzieło męża pani Teresy, Grzegorza Haremzy, świetnego artysty fotografa.
– Jak Pani doszła do piosenki i co piosenka dla Pani oznacza? W jakim stopniu pozwala Pani wypowiedzieć się?
– W jaki sposób doszłam do piosenki? Chyba bardzo typowo jak na piosenkarkę polską. W czasie studiów jako osoba śpiewająca brałam udział w Festiwalu Piosenkarzy Studenckich w Krakowie. Tam dostałam nagrodę, no i tak to się właśnie zaczęło. Później ścisłe związki ze swoim środowiskiem studenckim, a więc związki z twórcami piosenek. Zarówno kompozytorów jak i autorów tekstów. Coraz więcej przyjaciół, coraz więcej poznanych twórców. Coraz więcej pracy, więcej koncertów i powoli stało się to moim zawodem. Jeżeli chodzi o mnie i o moje śpiewanie. Co ono dla mnie oznacza? Jest na pewno ogromną moją potrzebą. W tej chwili sobie nie wyobrażam, że mogłabym nie śpiewać czyli musiałabym uprawiać swój wyuczony zawód czyli zawód psychologa. Śpiewanie jest tak wielką potrzebą, że w chwili obecnej gdybym nie śpiewała zrobiła bym to tylko i wyłącznie z konieczności. Wydaje mi się, że śpiewanie jest moim posłannictwem. Natura dała mi głos, który może przenosi pewne treści w ściśle określony sposób. Określone predyspozycje psychiczne powoduję, że mam do przekazania swojej publiczności, publiczności na moim koncercie pewne treści. Mając ścisły kontakt ze swoimi słuchaczami wiem, że moje śpiewanie jest im potrzebne, że daje im wiele doznań tutaj na emigracji podtrzymuje ich na duchu. Dodaje im wiary w walkę o znalezienie własnego, swojego nowego miejsca w nowym w sumie trudnym dla nas wszystkim świecie. Ja należałam do piosenkarek, które nie lubiły śpiewać piosenek o kwiatkach i o nieszczęśliwej miłości, tylko i wyłącznie. Interesowałam się piosenką literacką. Piosenką poruszającą problemy życia codziennego. Problemy, no polityczne również, biorąc udział w musicalu „Kolęda Nocka”.
Jak wynika z akt Centrum Informacji dla Polaków mieszczącego się w Wiedniu w Austrii przebywa dość pokaźna grupa polskich artystów. Wśród zarejestrowanych znajdują się aktorzy, piosenkarze, śpiewacy, muzycy, rzeźbiarze, malarze, którzy opuścili kraj w związku z sytuacją tam panującą. Wielu z nich, wspólnie z austriackimi kolegami wystąpiło już w akcjach solidarności z Solidarnością. Jedną z przebywających na terenie Wiednia artystek jest Teresa Haremza. Któż w Polsce nie znaj jej głosu i jej piosenek? Występowała w krakowskich Jaszczurach, w Warszawie, w Poznaniu, we Wrocławiu, Gdańsku, Gdyni. Dzisiaj porwała młodzież Wiednia swoim pięknym głosem, urodą i tematyką wykonywanych piosenek. Wiele z nich przełożono już na język niemiecki. O tematyce zakazanych piosenek pani Teresa tak mówiła w wywiadzie dla prasy: „Być może, rola piosenki taka jaką te piosenki spełniały była ogromna, dlatego piosenki te były bardzo popularne, były to przeboje, które wygrywały konkursy. Stały się symbolem. Były śpiewane nie tylko w grupach podziemnych ale we wszystkich warstwach społecznych. Miały znaczenie dla całego narodu. Od Bałtyku po Tatry. Od Nysy po Bóg.
Teresa Haremza pełna nadziei na nowe życie ale także pełna zadumy iż przyszło jej wędrować od kraju do kraju mimo iż ma własna ojczyznę, jak Maria w Kołysance, kolędzie – od mieszkania do mieszkania w tym mieście. Tę piosenkę bardzo sobie upodobała. Pochodzi ona z wystawianego jesienią roku 1980 w Gdyni musicalu pt. Kolęda Nocka. Teksty napisał znany poeta Ernest Bryll. Proszę posłuchajmy. „Po co tutaj stoisz i na domy patrzysz? Pokój mego dziecka chciałabym zobaczyć. A Ty dziecko spij…
Sporządził Zbigniew Kowalski –
na podstawie materiałów z prywatnego archiwum p. Leszka Iwaniszewskiego, brata Teresy Haremzy.
Opracowanie graficzne: Zygmunt Pieluch
Podziel się:
Opublikowano dnia: 22.01.2019 | przez: procomgra | Kategoria: Bez kategorii