To już rok jak wystąpiłem w Kędzierzynie-Koźlu. Ten rok pozwolił mi zatrzeć niemiłe wspomnienia związane z występem podczas popularnej imprezy zwanej Gitariada 40. Miałem wówczas wiele zastrzeżeń co do jej organizacji. Czas goi rany. Z rezerwą przyjąłem zaproszenie na kolejną edycję tego wydarzenia w tym roku. Organizatorzy przepraszali, że wtedy to taki wypadek przy pracy, że tym razem wszystko będzie lepiej i żebym zapomniał tym co było przed rokiem. W przekonaniu, że czeka mnie piękna przygoda, że dane mi będzie odbyć cudowną muzyczną podróż w minione czasy nie tylko mojej młodości, postanowiłem przyjechać nieco wcześniej aby zapoznać się z miejscem mojego występu. W kędzierzyńskim Parku Pojednania pojawiłem się kilkanaście minut po godzinie siedemnastej. Chciałem przywitać się z organizatorem, pomysłodawcą wydarzenia. Niestety, nie miał on dla mnie czasu. Zauważyłem, że jednak coś nie gra chociaż impreza dopiero się zaczęła. Odebrałem to jako pewnego rodzaju ostrzeżenie. Mirek biegał jak poparzony, by po chwili znów pojawić się przy mnie. Miał jakiś kłopot z kolejnym wykonawcą, który miał właśnie wchodzić na scenę. Nie dograno godziny występu tego wykonawcy. Pierwszemu zespołowi kończył się przygotowany repertuar, naciągał swój czas. Mirek na gorąco chciał ratować ten bałagan organizacyjny. Spytał mnie czy jestem gotowy by załatać dziurę programową. Jak sobie to wyobrażasz? Ja mam przygotowany profesjonalny występ. Nie jestem w stanie na pstryknięcie palcem zainstalować się na estradzie. Poza tym miałem wystąpić w finale dzisiejszego koncertu. Mirek moje stanowisko skwitował niezbyt grzecznie. „A więc nie jesteś gotowy”. Nie kryłem swego zdenerwowania. A więc nic jednak się nie zmieniło. Amatorszczyzna organizatora znów dała o sobie znać. Byłem ogromnie zaskoczony. Mirek potraktował mnie jakbym przybył na imprezę z sąsiedniej ulicy. Chciałem zobaczyć kulisy estrady ale nie wpuszczono mnie. Nie posiadałem identyfikatora uczestnika imprezy. Wzburzony poszedłem ochłonąć nieco do kawiarni przy DK Chemik. Może uda się spotkać któregoś z dawnych przyjaciół i porozmawiać w oczekiwaniu na swoją kolej. Zamówiłem filiżankę kawy. Nie zdążyłem nawet zrobić jednego łyka, ponownie pojawił się obok „pomysłodawca”. Szukają Cię. Chcą z Tobą zrobić wywiad. Odpowiedziałem, że dopiję kawę i zaraz będę. Burknąwszy pod nosem „Tylko nie unoś się honorem” oddalił się w stronę sceny. Na wywiad jednak czekałem kolejnych kilka chwil. Rozmowa z redaktorem była bardzo miła. Wydawało się że wszystko wraca do normy. Po tej przyjemnej rozmowie ponownie natknąłem się na Mirka. Poprosiłem go o identyfikator, ponieważ chciałem zapoznać się z warunkami panującymi na estradzie. Spytałem także o możliwość zjedzenia jakiegoś posiłku, byłem już troszeczkę głodny. Ponownie usłyszałem niegrzeczne „ Nie zawracaj mi teraz głowy. Widzisz przecież że wszystko się wali”. Przecierałem oczy ze zdumienia. W końcu nie mój problem, pocieszałem się. Po jakimś czasie otrzymałem wreszcie „wisiorek” o który tak się upominałem. Mogłem wejść na zaplecze sceny. Chwilę później usłyszałem: Ernest. Chodź. Pani Prezydent chce Cię poznać. To była bardzo miła chwila. Odebrałem to jako wielki zaszczyt. Sympatyczna rozmowa trwała bardzo krótko, bo zbiegło się kilku fotografów i trzeba było pozować do zdjęć, po za tym właśnie nadszedł moment wyróżnień. Pani Prezydent oraz dyrektor MOK, zaprosili na scenę organizatorów Gitariady aby wręczyć im wyróżnienia za ogromny wkład oraz wspaniałą profesjonalną organizację imprezy. Stałem osłupiały zastanawiając się, gdzie oni dostrzegli ten profesjonalizm. Kolejni wykonawcy pojawiali się na scenie. Powoli nadchodziła kolej na mój występ. Niezwłocznie, przy pomocy mieszkającego nieopodal przyjaciela, przygotowywałem swój sprzęt do prezentacji mojego programu. Zależało mi bardzo aby jak najbardziej skrócić czas instalowania się na scenie. Nadszedł czas wyjścia na scenę. Zapomniałem na chwilkę o dokuczającym głodzie oraz tym co mnie spotkało. Instalowanie kontrolera oraz ekranu trwało krótką chwilę. Usłyszałem w głośnikach swój głos. Można zaczynać. Ale co to? W głośnikach piski, sprzężenia. Co się stało? Dźwiękowcy wpadli w panikę. Na widowni gwizd. Moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Robiłem wszystko co mogłem aby nie zawalić przynajmniej swojego występu. Tłumaczenia panów nagłaśniających imprezę spowodowało, iż to mnie uznano za winnego tej sytuacji. Że to niby ja nie potrafię obsłużyć własnego sprzętu. Puściły mi nerwy. Przydźwięki, tzw. sprzężenia zwrotne w głośnikach chciałem przemilczeć, ale zastanawiało mnie DLACZEGO TAK SIĘ DZIEJE?? Skoro tyle zespołów grało i nagłośnienie było super. Za każdym razem po zmianie zespołu, czysty dźwięk i żadnych sprzężeń. Po 15 minutach takich przydźwięków, zapytałem CZY TO ROBICIE SPECJALNIE??I NIE MOZNA UREGULOWAC NAGLOSNIENIA?? BY TAK NIE SPRZEGALO?? Nie mogłem pozwolić aby to mnie obwiniano za zaistniałą sytuację. Jeden z tych panów z obsługi powiedział, że sterowanie im się wyłącza. Co??? Właśnie teraz??? Cos tu nie gra? W końcu poradzono sobie z tym problemem. Prawdopodobnie sprzężenie powodował nie wyłączony mikrofon nagłaśniający zestaw perkusyjny zespołów występujących przede mną. Dla widzów oczywiście powodem tego bałaganu była moja nie umiejętność radzenia sobie ze swoim sprzętem. Uporano się w końcu z problemem. Zacząłem właściwy występ. Zabawa nabierała tempa .Już było prawie miło, gdy po 30 minutach zjawia się pan z ochrony z pytaniem o zezwolenie na prowadzenie imprezy. Moje „zezowate szczęście” jednak nie opuszcza mnie. Co? Ja mam mieć zezwolenie? Przecież to impreza organizowana przez UM oraz Miejski Ośrodek Kultury. Zaczęto gorączkowo szukać organizatorów. Niestety po występie zespołu występującego przede mną wszyscy zaczęli już świętować swój sukces wraz z wykonawcami oraz innymi osobami, kręcącymi się w czasie imprezy przed sceną z nieodłącznym piwem w ręce. Otrzymałem od panów policjantów polecenia zakończenia mojego programu, pomimo moich tłumaczeń, iż ustalone mam z organizatorem prowadzić występ do godz. O1:30. Była wówczas godzina 23:15. Około godziny 23:30 pojawiła się pani Hania Białas z informacją, że mogę grać do godz. 24:00. W tym czasie na scenie pojawili się jacyś podchmieleni młodzi ludzie, próbujący parodiować mój występ, ku uciesze nielicznie zgromadzonej również mocno podchmielonej publiczności. Wśród nich był jeden z wykonawców. Tu nastąpił kres mojej wytrzymałości. Mój występ dobiegł końca. Prysły moje marzenia o pięknym udziale w pięknej imprezie. Postanowiłem poskładać sprzęt. Zaniosłem do samochodu i poszedłem do Mirka by się pożegnać i podziękować za przyjęcie. W restauracji Atena było gwarno i nad wyraz wesoło. Organizatorzy i niektórzy wykonawcy i goście z zadowoleniem, w poczuciu dobrze wykonanej roboty, świętowali kolejny wielki sukces Gitariady 40 w roku 2016, tylko ja byłem głodny, zmęczony, zniechęcony i zawiedziony. Swój ostatni posiłek zjadłem w porze obiadowej w domu kolo 13-tej a później oprócz kawy o godzinie 17:20 …nic. Podszedłem do Mirka, który był wyraźnie zaskoczony moja obecnością ..już o tej porze, czyli krótko po północy. Kiedy wypomniałem mu, że nic się nie zmieniło od ubiegłego roku to dostał białej gorączki. Zaczął mnie przepraszać i zapewniać że zrobi z tym porządek, że to tak nie może być itd. Ale ja nadal byłem głodny. Zapytałem więc czy mógłbym cos z tego co zostało zjeść? Znalazło się nieco, ale było tego tak mało, że gubiło się na talerzu. Widząc to, kelnerka zaoferowała się, że przyniesie mi z kuchni trochę sałaty bo jest późno i nic więcej nie ma. Jedząc tę sałatę, słyszałem jak Mirek z szerokim uśmiechem na twarzy, mówi głośno do swych biesiadnych kompanów “widzicie jak mu smakuje, aż przyjemnie spojrzeć”. Szkoda, że nie dodał: a ja zapomniałem wręczyć mu „gitariadowy wisiorek”, zapomniałem zaprosić go na kolację, zapomniałem mu zapłacić, zapomniałem o prezencie oraz że zapomniałem mu podziękować za przyjęcie zaproszenia do udziału w tak świetnej imprezie jaką jest Gitariada 40.. Zjadłem ta sałatę i pożegnałem się, dziękując raz jeszcze za zaproszenie i umożliwienie spotkania z tymi, którzy mnie oczekiwali, pamiętali i zachowali piękne wspomnienia z dawnych lat świetności dyskotek. Mirek z chwilowym poczuciem winy wypłakiwał się, że „serce go boli, że jest mu bardzo przykro że mnie tak potraktowano“. Nie starałem się tego nawet słuchać, bo jak tu cokolwiek zrozumieć? Kto potraktował? Komu zależało by tak się stało? Panowie, którzy z taką radością przyjmowaliście wyróżnienia za swój profesjonalizm. Zastanówcie się coście zbudowali, a raczej coście zrujnowali. Może znajdzie się ktoś, kto wyciągnie konsekwencje za tak partacką robotę. Nie gniewam się na miasto. Spędziłem w nim piękne lata swojej młodości. Mam tu spore grono przyjaciół. Zawsze będę tu wracał z sentymentem. Jednak na Gitariadę (niekoniecznie 40), zawitam ponownie tylko wtedy, kiedy poprowadzą ją profesjonaliści.
VDJ Ernest