banner

Moim rozmówcą jest Tadeusz Bratus, twórca lubianego w latach sześćdziesiątych, zespołu Taranty, nagrodzonego Srebrnym Pierścieniem Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu w 1969 roku. Zawodowy muzyk estradowy. Występował na scenach Niemiec, Austrii, Belgii, byłej Jugosławii, ZSRR oraz w tzw. „demoludach” czyli w NRD, Bułgarii i Czechosłowacji. Współzałożyciel „Nowej Grupy” Jacka Lecha, bliski partner estradowy Krystyny Maciejewskiej i Janusza Gniatkowskiego. Współpracował z Grażyną Łobaszewską, Kasią Sobczyk, Edytą Geppert, Andrzejem Zauchą, Bernardem Ładyszem, Jaremą Stępowskim, z Zofią i Zbigniewem Framerami, z Danutą Rinn oraz Bohdanem Czyżewskim. Tadeusz jest obecnie pracownikiem Miejskiego Ośrodka Kultury w Kędzierzynie Koźlu. To ceniony i lubiany nauczyciel i wychowawca młodych talentów w naszym mieście.

Z: Witam Tadziu. Porozmawiamy o początkach big beatu w Kędzierzynie i Koźlu.

T: Kłaniam się. Możemy porozmawiać, chociaż pamięć już nie ta.

Z: Pasja muzykowania. Skąd wzięła się u Ciebie?

T: Pochodzę z rodziny o muzycznych tradycjach. Mój tata był muzykiem. Nauczał gry na akordeonie. Ja i mój brat Wiesiek byliśmy uczniami szkoły muzycznej.

Z: Nie byliście jedynymi amatorami muzykowania w okolicy.

T: Tak. Mieszkaliśmy przy ul. Grunwaldzkiej w Kędzierzynie. Z grupką kolegów z okolicy postanowiliśmy założyć zespół big beatowy.

Z: Czy wszyscy byliście uczniami szkoły muzycznej?

T: W zespole jeszcze Zbyszek Staniś miał jakieś pojęcie o muzyce. Uczył się gry na akordeonie. Pozostali to zupełni amatorzy.

Z: Zbyszek był samoukiem?

T: Nie. Mój tata go uczył grać.

Z: Dbał o edukację muzyczną w rodzinie.

T: Wtedy tylko ja miałem ukończoną szkołę muzyczną.

Z: A Wiesiek?

T: Kiedy zakładaliśmy zespół Wiesiek jeszcze się uczył. Nie grał z nami. W Tarantach na początku grał Gustek Dobner, Janek Marondel, Zbyszek Staniś, Marek Królikowski, ja, Marian Bubak, który teraz jest prokuratorem w Brzegu, a śpiewała Krysia Garasińska Ciemniak oraz Teresa, ale nie pamiętam, Maliszewska lub Malinowska. Graliśmy w kędzierzyńskiej Spółdzielni Inwalidów im. Świerczewskiego. Mieliśmy tam miejsce do prób oraz troszeczkę sprzętu. Najpierw graliśmy na „wzmacniaczykach” własnej roboty, później władze spółdzielni kupiły nam wzamcniacze Luny. Już było fajnie. Krysia śpiewała „Ondraszka”, z repertuaru Sławki Mikołajczyk, występującej z Trubadurami.   Los sprawił, że później grałem ze Sławką zawodowo. Graliśmy utwory Czerwonych Gitar, Beatelsów i innych popularnych wtedy zespołów.

Z: Prawdziwa historia Tarantów zaczęła się po powrocie Wieśka z zagranicznych wojaży. W jaki sposób Wiesiek znalazł się w orkiestrze szwajcarskiego cyrku?

T: Wygrał casting.

Z: Czy wcześniej gdzieś już grał?

T: Nie, nigdzie nie grał. Wiesiek akurat skończył średnią szkołę muzyczną w klasie kontrabasu. Casting był chyba we Wrocławiu. Zgłosił się i wygrał ten casting. Grał tam rok czasu. Cyrk należał do rodziny Knie. To był najlepszy cyrk w Europie. Do dzisiaj myślę, że jest najlepszy.

Z: Po skończeniu kontraktu przywiózł ze sobą znakomitą wówczas aparaturę firmy Dynacord, nowoczesne organy, mikrofony. Mając taki sprzęt staliście się innym zespołem.

T: Wtedy już Gustka zastąpił Karol Kulosa, którego „rąbnęliśmy” z Harnasi. Wiesiek dołączył z organami a ja zacząłem tworzyć własne utwory. Zaczęliśmy się liczyć w środowisku. Zwrócono na nas uwagę i mogliśmy występować na zawodowej scenie.

Z: Marek Królikowski wspominał o Tadeuszu Woźniakowskim, który był pełen podziwu dla Twojego talentu. Mieliście bardzo mało czasu aby przygotować jego repertuar. A jednak poradziłeś sobie.

T: Wtedy Tadeusz Woźniakowski przygotowywał program na trasę koncertową. Występowaliśmy z Elką Wojnowską, Kaziem Kowalskim bodajże. Już nie pamiętam. To było tak dawno, ale był to program w którym więcej osób śpiewało. Nina Urbano, Krystyna Maciejewska i Janusz Gniatkowski. Jeszcze ktoś śpiewał ale nie pamiętam.

Z: Może Rena Gray.

T: No tak. Rena Gray. Rena Gray to pseudonim. Prawdziwe nazwisko to Irena Gałązka. Irena wyjechała potem do Ameryki. Długo tam przebywała. Teraz chyba jest w Polsce. Nie mam z nią żadnego kontaktu. Ale dziewczyna świetnie śpiewała. Pamiętam że była taka malutka i fantastycznie śpiewała.

Z: Jak długo trwała współpraca zespołu z estradą jako Taranty?

T: Jako Taranty graliśmy od roku 68 do 71, trzy lata. Później część kolegów odeszła. Janek Marondel i Zbyszek Staniś, potem Marek Królikowski wrócili do Kędzierzyna. Karola Kulosę wzięli do wojska. Bronek Pałys, który był naszym opiekunem miał zadecydować, Karol albo ja. Wybrał Karola. Wtedy przyszedł Heniek Maruszczyk na perkusję. Za Marka przyszedł inny basista. Przestaliśmy wtedy występować jako Taranty.

Z: Mary był amatorem? Gdzie wtedy grał?

T: Mary, bo tak nazywano Heńka Maruszczyka, Nie był takim amatorem. Wprawdzie grał w knajpach, ale wcześniej był członkiem Heliosów jeszcze przed przyjściem do zespołu Edwarda Hulewicza. Heliosi z Hulewiczem wylansowali przebój „Obietnice”. Nie było już wtedy z nimi, ani Waldka Ziemkowskiego, ani Marego.

Z: Śledząc różne zapiski o karierze Waldemara Ziemkowskiego, bo Waldek współtworzył Heliosów…,

T: Tak. To prawda.

Z:   …znalazłem wzmiankę, że w momencie związania się z Hulewiczem, Waldek opuścił ten zespół.

T: Wydaje mi się, że w pierwszych nagraniach Heliosów z Hulewiczem Mary brał jeszcze udział, natomiast Waldek po rozstaniu, zaczął grać na statkach.

Z: Waldek Ziemkowski mieszka teraz w Szwecji i mocno angażuje się miejscowej poloni w Goteborgu, prowadząc własną orkiestrę. Zmieniając na przemian drugą orkiestrę, której szefuje Andrzej Nebeski. Przeglądając internet, znalazłem adres e-mail klubu polonijnego. Napisałem do nich że pragnę nawiązać kontakt z Waldemarem Ziemkowski. Jakież było moje zaskoczenie, gdy po tygodniu odebrałem telefon ze Szwecji. Dzwonił Waldemar Ziemkowski. To była przemiła rozmowa w trakcie której próbowałem go przekonać do udziału w Gitariadzie, którą przygotowywał wtedy Mirek Nowakowski. Chętnie podjął temat, snując na gorąco plan stworzenia okazjonalnego składu z zaprzyjaźnionymi muzykami z kraju. Potem jednak nie miałem z nim kontaktu i ten plan upadł.

T: To ciekawe co mówisz. Ja mam kontakt z córką jego siostry.

Z: Może uda mi się z nią porozmawiać. Ja planuję stworzenie portalu, poświęconego historii muzycznej naszego miasta. Interesują mnie wspomnienia z tamtego okresu, Z tego powodu jest też ta nasza rozmowa w dniu dzisiejszym. Z pewnością wrócę jeszcze do kontaktu z Waldkiem. Chcę stworzyć coś w rodzaju platformy kontaktowej, aby pobudzić inne osoby do wspomnień stwarzając możliwość odnowienia towarzyskich kontaktów po latach. Czas ucieka, a szkoda aby tamte lata poszły w niepamięć. Tylu fajnych kolegów już odeszło.

T: No pewno. Wiesiu Kaczmarek…

Z: Twój brat Wiesiek.

T: A skąd to Twoje zainteresowanie muzyczną historią Kędzierzyna?

Z: Mój brat Wojtek był gitarzystą amatorem. W Olkuszu skąd przyjechaliśmy do Kędzierzyna w roku 1967 grał w big beatowym zespole jakich wiele powstawało w tym czasie w kraju. Byłem świadkiem tych spotkań muzycznych pasjonatów. Bardzo przeżywałem brak zgody rodziców na udział w występie Czerwono Czarnych. Do dzisiaj pamiętam zeszyty z wycinkami z gazet, które zawierały wszystko co związane było z big beatem, a które prowadziła moja siostra. Jaka szkoda że one gdzieś się zawieruszyły. Tam była cała historia tamtych lat. To z nich czerpałem wiedzę.

T: Dzisiaj wszystko się pozmieniało.

Z: Pamiętam Twoją gitarę, którą przechowywałeś u nas w domu, a którą ja odbierałem od Ciebie zawsze po dancingu w Chemiku. Duma mnie wtedy rozpierała. Rysiek Chajec twierdził, że to była gitara Jurka Krzemińskiego.

T: To była gitara marki MUSIMA. Ja ją kupiłem już nie pamiętam gdzie. Natomiast dwunastostrunową gitarę od Jurka otrzymałem w prezencie kiedy z nim pogrywałem. Podobała mu się moja gra na tym instrumencie. To była bardzo fajna gitara. Została gdzieś w Rosji.

Z: Pamiętasz utwór za który otrzymaliście nagrodę Srebrnego Pierścienia w Festiwalu Piosenki Żołnierskiej?

T: Tak. To był protest song. Tytuł jeśli dobre pamiętam brzmiał „Nie zapomnij”.

Z: Szukam w sieci, jakiejkolwiek informacji o nagrodach i wyróżnieniach tego festiwalu. Nie mogę nic znaleźć.

T: „Złoty Pierścień” zdobyła Dana Lerska za utwór „Wrzosy”. To był rok 1969. Ja dostałem drugie miejsce z Tarantami. Po festiwalu pojechaliśmy do Warszawy. Fajnie by było gdyby ten zespół się utrzymał. Nie wiem czemu nie chcieli.

Z: Potem była historia z Heniem Pellą.

T: Z Jackiem i Kasią Gaertner zakładalismy „Nową Grupę”. W tym czasie otrzymałem telegram od Heńka Zomerskiego z zaproszeniem do Czerwono Czarnych. Telegram ten przekazałem Krystianowi Bernardowi. Został przyjęty do Czerwono Czarnych, a ja pojechałem w trasę z Lechem. W zespole Jacka byłem kierownikiem zespołu. Basistą był Andrzej Raduszewski. Nie pamiętam z jakiego powodu ale Andrzej odszedł z zespołu. Na jego miejsce w trybie pilnym sprowadziłem z Kędzierzyna Heńka Pellę. Heniek i Krystian dotychczas grali w amatorskich zespołach. Obaj związali się na dłużej z pracą zawodowego muzyka.

Z: Natrafiłem na ciekawy artykuł w Gazecie Kościańskiej o Heniu.

T: Tak, bo on tam gdzieś mieszkał.

Z: On mieszkał w Śmiglu. Artykuł, to wspomnienie córki po śmierci ojca. Jest tam także mowa o przyjaźni Heńka i Krystiana. Mieli wiele planów muzycznych. Heniek cieszył się w swoim miejscu zamieszkania dużym poważaniem. Stworzył tam popularny festiwal piosenki pod nazwą MUZOL.

T: Oni byli od lat przyjaciółmi, więc mieli wiele planów.

Z: Krystian zaczynał karierę w kędzierzyńskim zespole Otroki. Potem było Towarzystwo Wzajemnej Adoracji.

T: Tak, tak. W Otrokach. Skąd znasz zespół Otroki?

Z: Pamiętam występ na „górce” koło PDK w Koźlu. Zabrał mnie tam kiedyś mój brat Wojtek. Pamiętam nawet co śpiewali. Przebojem była piosenka Czerwonych Gitar o nieszczęśliwym malarzu. Śpiewał Janusz Markiewicz grający na perkusji.

T: W Otrokach grał jeszcze … Nowicki Wirek. Nie pamiętam czy w Otrokach, czy w innym zespole.

Z: Na pewno w innym, ponieważ Wirek był wtedy młodym chłopakiem. To było w roku chyba 1969.

T: Taranty już wtedy wybyły z Koźla. W 1968 roku Janusz Gniatkowski przyjechał do nas, bo o nas słyszał. W 1969 roku pojechaliśmy na festiwal Piosenki Żołnierskiej do Kołobrzegu, a po festiwalu dołączyliśmy do zespołu Janusza Gniatkowskiego.

Z: Wirek był uczniem w ZSŻŚ w Koźlu. Byliśmy w jednej klasie. To był okres, kiedy obecny budynek szkoły przechodził gruntowny remont. My mieliśmy zajęcia w Liceum Pielęgniarski na ul. Anny. Obecnie tam jest Urząd Pracy. Ten budynek był także w fatalnym stanie. W trosce o nasze bezpieczeństwo władze miasta przeniosły nasze zajęcia do Szkół Budowlanych, na ul. Skarbową. Lekcje odbywały się po południu. Ponieważ po południu zaplanowane były także próby zespołów w PDK (naprzeciw tejże szkoły), to Wirek nie mógł uczestniczyć w zajęciach szkolnych. Dla niego ważniejsza była muzyka. Przez otwarte okna klasy słuchaliśmy gry Wirka i jego zespołu.

T: Wirek to był bardzo zdolny muzyk. Szkoda, że tak pokierował swoim życiem. Ja mam kumpli z czasów kiedy grałem z Wodeckim, o których informowała mnie moja dawna kierowniczka, że teraz leżą pod płotem. Znakomici muzycy. Pod płotem, dziennie pijani. Tak bywa.

Z: Wróćmy do Marego (Heńka Maruszczyka).

T: Mary potem pojechał z nami do Rosji. Graliśmy kilka miesięcy, nie pamiętam sześć, osiem. Z taką rewią międzynarodową. Potem opuścił nas. Zaczął grać nad morzem w jakiś knajpach do czasu aż kiedyś przewoził perkusję pociągiem i zapomniał jej odebrać z wagonu. Już jej nie odnalazł. Nie szukał jej. Zakończył karierę zawodowego muzyka.

Z: Z Wieśkiem, twoim bratem, pracowałem w Spółdzielni Eltron na Kuźniczkach. Pamiętam jak razu pewnego przywieźliśmy z RSM-u, zespołowe organy, na których Wiesiek przygrywał podczas imprezy zakładowej z okazji Dnia Kobiet. Świetlica mieściła się na ostatnim piętrze dość wysokiego budynku. Na zewnątrz zamontowana była taka budowlana winda. Ze względu na wielkość tych organ, nie było innej możliwości dostarczenia jej na salę jak tylko za pomocą tej windy. Udało się. Impreza była nadzwyczaj udana jak na tamte czasy. Pamiętasz wyjazd na jakiś festiwal do Nysy z Grupą M5?

T: Pamiętam. Śpiewała z nami fajna dziewczyna, Halina Cholewka. Grupa M5 to amatorski zespół. Istniał przy Spółdzielczym Domu kultury RSM Chemik w Kędzierzynie.

Z: Wykonywaliście tam m.in. „Czarną rzeką”. Numer Wojtka Kowalskiego, z fajnym riffem podobnym jaki zastosował Tadeusz Nalepa w utworze „Poszła bym za tobą”.

T: Nie pamiętam tego utworu.

Z: Ten utwór Wojtek przywiózł z Olkusza. Grał w takim zespole, którego nazwę pamiętam do dzisiaj. BalKoSuTeSowie. Czyli: Baldy Wiesiek, Kowalski Wojtek, Sułek Jurek, Tepper Janusz i Sowula Adam. Nawet Wojtek o tym już nie pamięta. Pamiętam te olkuskie czasy. Pamiętam te prywatki w naszym domu przy Bambino, gitary na których troszkę „brzdękoliłem”. Czasy jak w serialu „Wojna domowa”. Pamiętam PRL-owskie imprezy z okazji, chyba 22 lipca, kiedy na przyczepie traktorowej zaadoptowanej na małą estradę występowaliście z Tarantami. To było w dzisiejszym Parku Pojednania, nie opodal, na schodach ZDK Chemik w tym samym czasie występowali Harnasie. Pamiętam piosenkę, którą wykonywaliście. To utwór the Beatles z polskim tekstem „Chcę trzymać Cię za rękę” (I Want To Hold your Hand).

T: Ja te teksty pisałem. Choć nie pamiętam tamtych rzeczy. Niedawno udzielaliśmy wywiadu dla TV. Przypominałem sobie niektóre rzeczy dopiero po czasie, jak Zbyszek i Bronek zaczęli mówić. To mi się otwierały komórki, bo ja nie pamiętam tych rzeczy w ogóle. Ja grałem z wieloma muzykami, wykonawców, tysiące utworów, naprawdę trudno pamiętać utwory Tarantów, jak to było czterdzieści parę lat temu. Nie ma takiej możliwości. A wiem, żebym usłyszał dwa takty i od razu zagram ci cały numer. Ale muszę mieć ten napęd. Dwa takty.

Z: Jesteś posiadaczem słuchu absolutnego. Sam mówiłeś, że dźwięk „A” masz w uchu.

T: To takie „skrzywienie zawodowe”. Drażni mnie każdy nieczysty dźwięk. Niedawno stroiłem pianino Ani Jellinek. Miałem przy sobie tylko klucz i piórko do gitary, a ani jedna struna nie stroiła. Wszystko było za nisko, i to dużo za nisko. Nastroiłem. Dwie godziny stroiłem całe 160 strun.

Z: Stroiłeś też pianino w moim domu. Pamiętam potem te wasze woogi boogi z Heńkiem Pellą na cztery ręce i ten rytm wystukiwany stopami.

T: To tak odległe czasy, że naprawdę nie pamiętam.

Z: Dla mnie jesteś postacią nr jeden. Od Ciebie wszystko się zaczęło.

T: Marek jest teraz postacią nr jeden. Ja tam sobie tylko kiedyś grałem…

Z: Który Marek?

T: Marek Raduli.

Z: Marek Raduli to czas współczesny. Ja mam na myśli początki. Lata sześćdziesiąte. Muzyka była Waszą pasją. Nikt wtedy nie myślał o karierze i wielkiej popularności. Traktowaliście to jako dobrą zabawę. Dzisiaj Marek poświęcił się muzyce. Poświęcił również swoje osobiste życie. Zawodowcy w większości mają swoje poważne problemy. Ty też miałeś.

T: Pewno, straszne. Muzyk to jest taki zawód, że są różne problemy i rodzinne i zawodowe i życiowe. Wolny zawód to jest balansowanie na krawędzi.

Z: Marek to wybitna postać polskiego rocka.

T: Powiedziałem, to bardzo dobry muzyk.

Z: Poprzeczka poszła w górę. Oglądając programy typu „The Voice of Poland” widzę, że jego uczestnicy prezentują bardzo wysoki poziom.

T: Ta młodzież udowadnia, że ponad połowa polskich wykonawców w ogóle nie powinna stawać na scenie.

Z: Młodzi zdają sobie sprawę, że w dzisiejszym show biznesie zacząć trzeba od gruntownej edukacji. Wiele trzeba pracować nad emisją głosu i innych ważnych sprawach. Oni to robią. Nawet ja to dostrzegam, zwyczajny słuchacz wychowany na polskim big beacie.

T: No tak. Mamy zdolną młodzież. Wiem, bo na co dzień z nimi pracuję. Mamy wiele talentów w mieście, tylko że jak się nie jest „blisko” to się nie ma szans zaistnienia. Pamiętam jak jeszcze pogrywałem trochę z Jurkiem Grunwaldem z No To Co, to Jurek mówił: Tadziu jak chcesz cokolwiek zrobić, to musisz się do Warszawy przeprowadzić. Ja tak myślałem o tym, ale Ania nie chciała. Nie pojechałem. Wszyscy, którzy zmienili środowisko, Waldek Ziemkowski, Wojtek Wójcicki, Zbyszek Krebs, Marek – wszyscy błysnęli..

Z: Tą opinie potwierdza również Marek Raduli w rozmowie z Andrzejem Szopińskim z TVM.

T: Choćbyś był nawet najlepszym muzykiem, nic nie zrobisz w Kędzierzynie. Takie to jest środowisko.

Z: Istnieje taka opinia, że Kędzierzyn Koźle to kopalnia talentów.

T: Ludzie nas znają. Piszą o tym do mnie przecież znajomi z całego świata, z Ameryki, Kanady, z Niemiec, ze Szwecji. Koledzy z którymi kiedyś grałem. Tylko, że nigdy nie zrobisz kariery, jak będziesz mieszkał na prowincji. Przykre to, ale prawdziwe. Mnie się udało, bo trafiłem na Jacka Lecha. Dzięki niemu, a także dzięki chłopakom z ulicy Grunwaldzkiej, udało mi się jako pierwszemu wskoczyć na krajowe estrady. Teraz już są inni. Będą następni.

Z: Dziękuję Tadziu za miłą rozmowę.

7 październik 2013. Z Tadeuszem Bratusem rozmawiał Zbigniew Kowalski.


Fotografie z udziałem osób wymieninych w tekście wywiadu.

Odwiedźcie także inne fotoreportaże na naszej stronie np. w dziale „Co jest grane”

Opublikowano dnia: 04.05.2015 | przez: procomgra | Kategoria: Artykuły, Historia, Publikacje, Wspomnienia

2 Comments

  1. Marek Królikowski pisze:

    Świetny artykuł i podziwiam Was za świetną pamięć po tylu latach, Tadziu zawsze był najlepszy
    a Taranty wszystkie swoje sukcesy zawdzięczały tylko jemu, i tej wspaniałej aparaturze przywiezionej
    przez Wiesia

  2. aldi pisze:

    Rysiu Chajec wspomniany w wywiadzie, od 29 lat mieszka w Niemczech i jest rowniez muzykiem zawodowym. Uczy w szkole muzycznej w Bad Lauterberg i koncertuje w calych Niemczech. Zachwycil sie flamenco i jazzem, reprezentuje swoj styl a jego gitara wzrusza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

TŁUMACZENIE Google»

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Zamknij