TARANTY – Wiesław Bratus, Tadeusz Bratus, Marek Królikowski, Karol Kulosa, Jan Marondel, Zbigniew Staniś. To skład legendy kędzierzyńsko-kozielskiego big beatu. Zespół prowadzony muzycznie przez Tadeusza Bratusa, kierowany organizacyjnie przez Bronisława Pałysa osiągnął w końcówce lat 60-tych ubiegłego wieku wiele znaczących sukcesów. Jednak przełomowym momentem w historii zespołu było zdobycie nagrody „Srebrnego pierścienia” podczas Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu w 1969 roku. Sukces ten stał się przepustką do kariery. Z dnia na dzień panowie stali się zawodowcami. Taranty-plakatGrupa istniała kilka lat realizując własny repertuar. Ówcześni menagerowie przekonali członków zespołu do współpracy estradowej z Januszem Gniatkowskim. Tym sposobem muzycy zespołu zostali akompaniatorami słynnego „Gniadego” i jego wspaniałej małżonki, również wspaniałej piosenkarki Krystyny Maciejewskiej.

24 lipca 2016 roku mija 5 rocznica jego śmierci.  Wiesław Bratus i Jan Marondel, być może, już występują wspólnie z Januszem na „Niebiańskich Estradach” umilając czas „Najwyższemu Panu”.

Jak dzisiaj wspominają wielkiego artystę byli członkowie zespołu: Tadeusz Bratus, Zbigniew Staniś i Marek Królikowski.


Marek Królikowski

Wspomnienia, wspomnienia im człowiek starszy tym bardziej do nich wraca. Ludzie, miejsca, zdarzenia  zapadają się gdzieś w głębi pamięci ale wystarczy jedno hasło i drzwi z „tamtym czasem się otwierają”. Dzisiaj to hasło brzmi Janusz Gniatkowski.

Marek-KrólikowskiZacznę jednak od innego hasła – „Taranty”, które dało mi możliwość poznać, współpracować, przyjaźnić się z Januszem.

Zespół po zdobyciu  „Srebrnego Pierścienia” na festiwalu w Kołobrzegu, wygraniu w Klubie  Kwadrat w Jeleniej Górze festiwalu Muzyki Młodzieżowej został wypatrzony i zaproszony przez Jerzego Kosińskiego do kontynuowania występów już nie jako amatorski zespół ale profesjonalna grupa zawodowa. Jerzy Kosiński to w ówczesnych czasach guru menadżerów – przy nim rozwinął się zespół  Czerwono – Czarni, rozpoczęli karierę: Halina Frąckowiak, Jacek Lech. Tutaj rozpoczyna się wspomnienie z hasłem Janusz Gniatkowski.

Wspólna praca, która trwała długie lata rozpoczęła się na Śląsku, w Chorzowie. Następnie był Kraków a potem już cała Polska. Byliśmy też na trzymiesięcznym tournee  po Związku Radzieckim – wspaniała publiczność. Wspaniałe wspomnienia zostały mi do dzisiaj.

Jak go pamiętam? – Na scenę wychodził przystojny, postawny, czarujący mężczyzna o wspaniałym głosie. Na widowni siedziały zasłuchane, zapatrzone, niejednokrotnie  zakochane fanki. Myślę, że panowie też byli pod wrażeniem występów Janusza.

Janusz był pogodnym człowiekiem, lojalnym, przyjacielskim. Potrafił jednocześnie przeciwstawić się jeżeli uważał, że ktoś postępuje nie tak jak powinien.

Jerzy Kosiński – wtedy duży autorytet – wpadł na pomysł, żeby Taranty zmieniły nazwę na „Sua Sponte”. Pewnie by to przeforsował ale przeciwstawił się temu właśnie Janusz, który uważał, że nie można zniszczyć dorobku, który zespół sobie wypracował jako grupa „Taranty”.

Talent, tembr głosu Janusza Gniatkowskiego docenił zespół światowej sławy z Francji  Paula Moriata i zaprosił go do współpracy. Jednak były to inne czasy i ówczesne władze nie pozwoliły mu na wyjazd z kraju.

W pamięci mam też wspaniałe występy Janusza z Krystyną Maciejewską. Krystyna – laureatka festiwalu w Opolu, obdarzona wspaniałym głosem, piękna kobieta, później żona Janusza.

Po półtora rocznej współpracy moje drogi z Januszem się rozeszły. On śpiewał dalej a ja zmieniłem sposób na życie.

Do dzisiaj wspominam Janusza jako wspaniałego człowieka – sympatycznego, bezpośredniego, wesołego otwartego na ludzi. Potrafił godzinami po koncercie rozmawiać ze swoimi fanami.

Szkoda, że nie ma go już wśród nas.

Marek Królikowski


Piosenkarz wszechczasów- Tak zapamiętał Janusza Gniatkowskiego

Zbigniew Staniś

Już jako małe pacholęcie pilnie słuchałem popularnej muzyki radiowej, telewizorów wtedy jeszcze nie było. W naszym małym radyjku marki Pionier, które znajdowało się w naszym mieszkaniu, panował kult słuchania radia przez moich rodziców. Słuchałem i ja bardzo chętnie  przykucnąwszy obok nich słuchałem z zapartym tchem dźwięków wydobywających się  z małego głośniczka. Szczególnie uwielbiałem znakomitą Kapelę Dzierżanowskiego, słuchałem też popularnych ówczesnych piosenkarzy.

Zbyszek-śpiewaRodzice słuchali popularnego słuchowiska „Matysiakowie” czy audycji radiowej „Podwieczorek przy mikrofonie”, który prowadził słynny ówczesny konferansjer Zenon Wiktorczyk. Ja natomiast siedziałem przy radiu w oczekiwaniu na moje ulubione piosenki jak „Mexicana”, „Piosenka kubańska”, Apasjonata”, „Indonezja”, „Bella, bella donna”, Błękitny mały kwiat” i wiele innych. Te akurat należały do mojego stałego repertuaru.

To moi rodzice zwrócili mi uwagę na znanego, znakomitego polskiego piosenkarza Janusza Gniatkowskiego, za którym szalały tłumy wielbicielek, jak również ta brzydsza płeć – czyli panowie.

Jego piosenki od razu przypadły mi do gustu. Po prostu, lubiłem ich słuchać i tyle. Gość miał głos znakomity. Brzmiał cudownie. Jego delikatnie przerysowana spółgłoska „r” czy miękkie „ł”, tak mi zapadły w pamięci, że do dnia dzisiejszego dnia mam je cały czas w głowie.

Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że przyjdzie mi wspólnie grać z takim gigantem estrady jakim był pan Janusz Gniatkowski, to zapewne bym go wyśmiał.

Jednak tak się zdarzyło, że przyszedł taki czas, że udało mi się spotkać z panem Januszem osobiście.  Jako członek kędzierzyńskiego zespołu „TARANTY”, jako laureaci festiwalu muzycznego w Jeleniej Górze w 1969r. zostaliśmy zaangażowani przez managera warszawskiego Jerzego Kosińskiego do udziału we wspólnej trasie koncertowej właśnie z Januszem Gniatkowskim i jego żoną Krystyną Maciejewską.

Zespół „TARANTY” wyjechał na kilkumiesięczną trasę koncertową z gwiazdami polskiej estrady. Było to dla młodych chłopaków z małego miasteczka  coś niebywałego, długo też całe miasto o tym mówiło. W programie wystąpiła również  młoda wokalistka Irena Gałązka vel Rena Gray.

Kiedy do naszego miasta przyjechał osobiście pan Janusz wraz z małżonką, to dopiero była sensacja. Właśnie w listopadzie 1969 r. w Powiatowym Domu Kultury w Koźlu odbywaliśmy próby w celu przygotowania programu na wspólną trasę koncertową. Tam to właśnie zderzyły się  moje dziecięce wspomnienia z rzeczywistością, że to TEN którego słuchałem tylko  w radiu, przed wielu laty, teraz stoi obok mnie. W czasie kilkugodzinnych przejazdów na kolejny koncert, przysłuchiwałem się pilnie jego uwagom na temat życia estradowego, które w późniejszej swojej pracy zawodowej wykorzystałem. To ON też powiedział mi, że na zachrypnięte gardło najlepiej jest jeść suszone śliwki. Niby drobnostka, ale jaka cenna uwaga. Wiele takich było. Pan Janusz był i pozostanie dla mnie, i myślę, że nie tylko, niedościgłym wzorem prawdziwego giganta piosenki polskiej i giganta estrady.

Kiedy nas już zapewne nie będzie, pozostaną po NIM jego cudowne piosenki, niezapomniane piosenki. Nikt nie zaprzeczy, że to był znakomity piosenkarz!!

Zbigniew Staniś


 

Wspomnienie Tadeusza Bratusa.

GniatkowscyWszystko wzięło swój początek wraz z powstaniem grupy Taranty. Z grupą uzdolnionych kolegów udało nam się wyróżnić nieco w tłumie powstających wtedy zespołów gitarowych. Nie bez znaczenia była nasza współpraca z Bronkiem Pałysem. Jego talent organizatorski spowodował, iż zainteresował się naszą grupą Janusz Gniatkowski. Było to wkrótce po sukcesie kołobrzeskim. Grupa nasza powoli wykruszała się, nie mogąc udźwignąć trudów tras koncertowych. W pewnym momencie zostałem sam z tego składu.  Występowałem z Januszem Gniatkowskim ponad 30 lat. Początkowo grałem w zespole towarzyszącym mu na gitarze, potem na instrumentach klawiszowych, Był taki okres w naszej aktywności artystycznej, że występowaliśmy w trójkę: Janusz, jego żona Krystyna i ja. Mieliśmy wiele koncertów w kraju i za granicą, głównie w krajach Beneluxu. Wspominam „Gniadego”, jak mogę najczulej. Dzieliła nas spora różnica wieku, więc traktowałem go z wielkim szacunkiem, jak ojca, a on mnie jak syna.  Był dla mnie kimś najbliższym, nie tylko przyjacielem czy kolegą, ale kimś bardzo bliskim, jak ktoś z rodziny. Zawsze perfekcyjnie przygotowany, profesjonalista w każdym calu. Jako szef naszej grupy artystycznej traktował nas po przyjacielsku. Praca z nim była ogromną przyjemnością. Wymagał od nas tylko jednego. Abyśmy podczas koncertu byli „normalni”. Bezgranicznie zakochany w swej żonie Krystynie. Nazywał ją pieszczotliwie „Małą”. Znakomity gawędziarz i dusza towarzystwa. Posiadał ogromną łatwość operowania żartami i anegdotami. Żonglował nimi bez końca. Posiadał niespotykaną wrażliwość muzyczną. Pamiętam wspólny spacer ulicami ukraińskiego miasteczka. Gdzieś w bocznej uliczce usłyszał piosenkę, którą śpiewali chłopcy przy akompaniamencie gitar. Urzekła go ta melodia. Postanowił włączyć ją do swego repertuaru. Słowa napisała Krystyna, a ja przygotowałem jej aranż. Była to „Czerwona ruta”. Do dziś mam sentyment do tej piosenki.
T-BratusJanusz wykazywał się także zdolnościami kulinarnymi. Popisem kulinarnym było masło czosnkowe z dodatkiem przecieru pomidorowego. Pychota. Smak pajdy chleba z januszowym masełkiem mam w ustach do dzisiaj.

Wiadomość o wypadku któremu uległ bardzo mnie poruszyła. Mieliśmy wiele planów. Niestety życie płata wiele niespodzianek. Tym razem nasze plany musieliśmy odłożyć na później. Niestety, okazało się że odłożyliśmy je na zawsze.

Dziękuję, że los postawił na mojej drodze tak wspaniałego człowieka jakim był Janusz Gniatkowski.

Tadeusz Bratus

 


Grzegorz Fuławka wspomina swoje spotkanie z Januszem Gniatkowskim.

fuławkaTeż mam swoje wspomnienia o Januszu Gniatkowskim, choć widywałem go bardzo rzadko – jedynie gdy z Tarantami gościł w Koźlu czy w Kędzierzynie. Natomiast bardzo dobrze pamiętam jego piosenki z czasów dzieciństwa, gdy jako mały szkrab śpiewałem wraz z nim, słysząc jego piosenki płynące z tzw. „kołchoźnika”, który w latach pięćdziesiątych był niemal obowiązkowym i często spotykanym meblem w każdym domu. Oczywiście wtedy jako dzieciak śpiewałem w duecie z Januszem Gniatkowskim jedynie słysząc jego płynący głos z kołchoźnika. Natomiast w czasie gdy mogłem go słuchać wraz z TARANTAMI na scenie, stało się coś, co do dzisiaj wspominam wręcz z pewnym niedowierzaniem i wielką satysfakcją.

Było to chyba w 1970 roku gdy TARANTY już jako zawodowcy grali „Sylwestra” w Powiatowym Domu Kultury w Koźlu – słynnym wówczas PDK’u. Wraz z TARANTAMI był też Janusz Gniatkowski oraz Krystyna Maciejewska. A że zabawa sylwestrowa, to dosyć długie i często męczące granie, szczególnie dla piosenkarzy, wówczas aby nieco odciążyć solistów zawodowych, kierownik zespołu Bronisław Pałys – również mnie dołączył do śpiewających solistów. Z zasobów strojów PDK mnie ubrano w jasny garnitur, w którym specjalnie nie odróżniałem się od ubiorów TARANTÓW. Dosyć często występowałem w takim garniturze także z TARANTAMI, gdy mieli różne występy okolicznościowe w Kędzierzynie czy w Koźlu.

Ale wracając do tego pamiętnego dla mnie „Sylwestra”, to aby odciążyć znanych piosenkarzy czy Zbyszka Stanisia, który też śpiewał sporo utworów jako solista, śpiewałem różne utwory, które Taranty miały doskonale opanowane.

Gdy zacząłem śpiewać piosenkę „Cała sala śpiewa z nami” – stała się rzecz dla mnie niezwykła. Otóż na scenę wszedł Janusz Gniatkowski i wraz ze mną zaczął śpiewać ten utwór. Natychmiast porozumieliśmy się bez słów i śpiewaliśmy tę piosenkę albo przemienne, albo razem na głosy. Było to dla mnie tyleż zaskakujące, co wręcz szokujące wydarzenie, gdyż jakby spełniły się moje dziecięce marzenia o wspólnym śpiewaniem z Januszem Gniatkowskim. Tyle że teraz było to prawdziwe śpiewanie, przed prawdziwą publicznością – jak to się mówi na żywo ze znaną gwiazdą polskiej piosenki. Dobrze, że mnie wtedy nie zatkało i trema nie odebrała mi głosu. Ale nawet gdyby tak się stało, to wcale bym się nie zdziwił, gdyż okoliczności tego niezwykłego dla mnie występu całkowicie by to uzasadniały.

Grzegorz Fuławka – członek zespołu KONTURY

PS.
Wówczas wykonywano sporo zdjęć z tego niebywałego „Sylwestra”. Szkoda, że do dzisiaj nie natknąłem się na żadne z tamtych archiwalnych fotek, gdyż miałbym wspaniałą pamiątkę z tamtych czasów.


Moje wspomnienie o Januszu Gniatkowskim.

Z-KrystynąTakże i ja miałem zaszczyt poznać osobiście Janusza Gniatkowskiego. Było to wiele lat temu. Tadeusz Bratus z powodów rodzinnych musiał zawiesić swoją artystyczną działalność. Tymczasem jedna z tras koncertowych pana Janusza zahaczyła o Kędzierzyn-Koźle. Koncert odbywał się w kędzierzyńskiej hali sportowej. Uczestniczyłem w tym wydarzeniu właśnie w towarzystwie Tadzia. Wielkim przeżyciem było przedstawienie mojej osoby Januszowi Gniatkowskiemu. Zapamiętałem kilka obrazków z tego występu. Wykonawcom towarzyszyła grupa muzyczna „Bene Nati”. W składzie zespołu był brat Krystyny Maciejewskiej Zbigniew. Pamiętam pochodzącego z Austrii jodłującego piosenkarza, Rolanda Pitta. Najbardziej utkwiła mi jednak w pamięci para głównych wykonawców. Filigranowa, czarującej urody Krystyna Maciejewska oraz wysoki, postawny pan dysponujący niezwykłym głosem, Janusz Gniatkowski. Mimo, że w tym czasie byłem zafascynowany muzyką rockową to ze zdziwieniem stwierdziłem, iż piosenki przez nich wykonywane nie są mi obce. Przepiękna „Apassionata”, „Bella Donna” czy „Kapelusz staromodny”, to tylko kilka, które wspominam. Wielkich przebojów Janusz Gniatkowski miał całą masę.  W moim domu rodzinnym radio było głównym źródłem rozrywki. Głos tego pana rozbrzmiewał w nim często.

Po latach uważam, że piosenki Janusza Gniatkowskiego są ponadczasowe. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości to zapraszam na coroczny Festiwal Piosenek Janusza Gniatkowskiego  do pod częstochowskiego Poraja. Zobaczycie na własne oczy i usłyszycie na własne uszy, jakim uwielbieniem cieszy się postać Janusza. Ja byłem tam trzykrotnie i będę tam jeszcze nie jeden raz.

Zbigniew Kowalski



miasto_noca

TARANTY - Wiesław Bratus, Tadeusz Bratus, Marek Królikowski, Karol Kulosa, Jan Marondel, Zbigniew Staniś. To skład legendy kędzierzyńsko-kozielskiego big beatu. Zespół prowadzony muzycznie przez Tadeusza Bratusa, kierowany organizacyjnie przez Bronisława Pałysa osiągnął w końcówce lat 60-tych ubiegłego wieku wiele znaczących sukcesów. Jednak przełomowym momentem w historii zespołu było zdobycie nagrody „Srebrnego pierścienia” podczas Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu w 1969 roku. Sukces ten stał się przepustką do kariery. Z dnia na dzień panowie stali się zawodowcami. Taranty-plakatGrupa istniała kilka lat realizując własny repertuar. Ówcześni menagerowie przekonali członków zespołu do współpracy estradowej z Januszem Gniatkowskim. Tym sposobem muzycy zespołu zostali akompaniatorami słynnego „Gniadego” i jego wspaniałej małżonki, również wspaniałej piosenkarki Krystyny Maciejewskiej. 24 lipca 2016 roku mija 5 rocznica jego śmierci. Wiesław Bratus i Jan Marondel, być może, już występują wspólnie z Januszem na „Niebiańskich Estradach” umilając czas „Najwyższemu Panu”. Jak dzisiaj wspominają wielkiego artystę byli członkowie zespołu: Tadeusz Bratus, Zbigniew Staniś i Marek Królikowski.

Marek Królikowski

Wspomnienia, wspomnienia im człowiek starszy tym bardziej do nich wraca. Ludzie, miejsca, zdarzenia zapadają się gdzieś w głębi pamięci ale wystarczy jedno hasło i drzwi z „tamtym czasem się otwierają”. Dzisiaj to hasło brzmi Janusz Gniatkowski. Marek-KrólikowskiZacznę jednak od innego hasła - „Taranty”, które dało mi możliwość poznać, współpracować, przyjaźnić się z Januszem. Zespół po zdobyciu „Srebrnego Pierścienia” na festiwalu w Kołobrzegu, wygraniu w Klubie Kwadrat w Jeleniej Górze festiwalu Muzyki Młodzieżowej został wypatrzony i zaproszony przez Jerzego Kosińskiego do kontynuowania występów już nie jako amatorski zespół ale profesjonalna grupa zawodowa. Jerzy Kosiński to w ówczesnych czasach guru menadżerów - przy nim rozwinął się zespół Czerwono – Czarni, rozpoczęli karierę: Halina Frąckowiak, Jacek Lech. Tutaj rozpoczyna się wspomnienie z hasłem Janusz Gniatkowski. Wspólna praca, która trwała długie lata rozpoczęła się na Śląsku, w Chorzowie. Następnie był Kraków a potem już cała Polska. Byliśmy też na trzymiesięcznym tournee po Związku Radzieckim – wspaniała publiczność. Wspaniałe wspomnienia zostały mi do dzisiaj. Jak go pamiętam? - Na scenę wychodził przystojny, postawny, czarujący mężczyzna o wspaniałym głosie. Na widowni siedziały zasłuchane, zapatrzone, niejednokrotnie zakochane fanki. Myślę, że panowie też byli pod wrażeniem występów Janusza. Janusz był pogodnym człowiekiem, lojalnym, przyjacielskim. Potrafił jednocześnie przeciwstawić się jeżeli uważał, że ktoś postępuje nie tak jak powinien. Jerzy Kosiński – wtedy duży autorytet – wpadł na pomysł, żeby Taranty zmieniły nazwę na „Sua Sponte”. Pewnie by to przeforsował ale przeciwstawił się temu właśnie Janusz, który uważał, że nie można zniszczyć dorobku, który zespół sobie wypracował jako grupa „Taranty”. Talent, tembr głosu Janusza Gniatkowskiego docenił zespół światowej sławy z Francji Paula Moriata i zaprosił go do współpracy. Jednak były to inne czasy i ówczesne władze nie pozwoliły mu na wyjazd z kraju. W pamięci mam też wspaniałe występy Janusza z Krystyną Maciejewską. Krystyna – laureatka festiwalu w Opolu, obdarzona wspaniałym głosem, piękna kobieta, później żona Janusza. Po półtora rocznej współpracy moje drogi z Januszem się rozeszły. On śpiewał dalej a ja zmieniłem sposób na życie. Do dzisiaj wspominam Janusza jako wspaniałego człowieka – sympatycznego, bezpośredniego, wesołego otwartego na ludzi. Potrafił godzinami po koncercie rozmawiać ze swoimi fanami. Szkoda, że nie ma go już wśród nas. Marek Królikowski
Piosenkarz wszechczasów- Tak zapamiętał Janusza Gniatkowskiego

Zbigniew Staniś

Już jako małe pacholęcie pilnie słuchałem popularnej muzyki radiowej, telewizorów wtedy jeszcze nie było. W naszym małym radyjku marki Pionier, które znajdowało się w naszym mieszkaniu, panował kult słuchania radia przez moich rodziców. Słuchałem i ja bardzo chętnie przykucnąwszy obok nich słuchałem z zapartym tchem dźwięków wydobywających się z małego głośniczka. Szczególnie uwielbiałem znakomitą Kapelę Dzierżanowskiego, słuchałem też popularnych ówczesnych piosenkarzy. Zbyszek-śpiewaRodzice słuchali popularnego słuchowiska "Matysiakowie" czy audycji radiowej "Podwieczorek przy mikrofonie", który prowadził słynny ówczesny konferansjer Zenon Wiktorczyk. Ja natomiast siedziałem przy radiu w oczekiwaniu na moje ulubione piosenki jak "Mexicana", "Piosenka kubańska", Apasjonata", "Indonezja", "Bella, bella donna", Błękitny mały kwiat" i wiele innych. Te akurat należały do mojego stałego repertuaru. To moi rodzice zwrócili mi uwagę na znanego, znakomitego polskiego piosenkarza Janusza Gniatkowskiego, za którym szalały tłumy wielbicielek, jak również ta brzydsza płeć - czyli panowie. Jego piosenki od razu przypadły mi do gustu. Po prostu, lubiłem ich słuchać i tyle. Gość miał głos znakomity. Brzmiał cudownie. Jego delikatnie przerysowana spółgłoska "r" czy miękkie "ł", tak mi zapadły w pamięci, że do dnia dzisiejszego dnia mam je cały czas w głowie. Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że przyjdzie mi wspólnie grać z takim gigantem estrady jakim był pan Janusz Gniatkowski, to zapewne bym go wyśmiał. Jednak tak się zdarzyło, że przyszedł taki czas, że udało mi się spotkać z panem Januszem osobiście. Jako członek kędzierzyńskiego zespołu "TARANTY", jako laureaci festiwalu muzycznego w Jeleniej Górze w 1969r. zostaliśmy zaangażowani przez managera warszawskiego Jerzego Kosińskiego do udziału we wspólnej trasie koncertowej właśnie z Januszem Gniatkowskim i jego żoną Krystyną Maciejewską. Zespół "TARANTY" wyjechał na kilkumiesięczną trasę koncertową z gwiazdami polskiej estrady. Było to dla młodych chłopaków z małego miasteczka coś niebywałego, długo też całe miasto o tym mówiło. W programie wystąpiła również młoda wokalistka Irena Gałązka vel Rena Gray. Kiedy do naszego miasta przyjechał osobiście pan Janusz wraz z małżonką, to dopiero była sensacja. Właśnie w listopadzie 1969 r. w Powiatowym Domu Kultury w Koźlu odbywaliśmy próby w celu przygotowania programu na wspólną trasę koncertową. Tam to właśnie zderzyły się moje dziecięce wspomnienia z rzeczywistością, że to TEN którego słuchałem tylko w radiu, przed wielu laty, teraz stoi obok mnie. W czasie kilkugodzinnych przejazdów na kolejny koncert, przysłuchiwałem się pilnie jego uwagom na temat życia estradowego, które w późniejszej swojej pracy zawodowej wykorzystałem. To ON też powiedział mi, że na zachrypnięte gardło najlepiej jest jeść suszone śliwki. Niby drobnostka, ale jaka cenna uwaga. Wiele takich było. Pan Janusz był i pozostanie dla mnie, i myślę, że nie tylko, niedościgłym wzorem prawdziwego giganta piosenki polskiej i giganta estrady. Kiedy nas już zapewne nie będzie, pozostaną po NIM jego cudowne piosenki, niezapomniane piosenki. Nikt nie zaprzeczy, że to był znakomity piosenkarz!! Zbigniew Staniś

Wspomnienie Tadeusza Bratusa.

GniatkowscyWszystko wzięło swój początek wraz z powstaniem grupy Taranty. Z grupą uzdolnionych kolegów udało nam się wyróżnić nieco w tłumie powstających wtedy zespołów gitarowych. Nie bez znaczenia była nasza współpraca z Bronkiem Pałysem. Jego talent organizatorski spowodował, iż zainteresował się naszą grupą Janusz Gniatkowski. Było to wkrótce po sukcesie kołobrzeskim. Grupa nasza powoli wykruszała się, nie mogąc udźwignąć trudów tras koncertowych. W pewnym momencie zostałem sam z tego składu. Występowałem z Januszem Gniatkowskim ponad 30 lat. Początkowo grałem w zespole towarzyszącym mu na gitarze, potem na instrumentach klawiszowych, Był taki okres w naszej aktywności artystycznej, że występowaliśmy w trójkę: Janusz, jego żona Krystyna i ja. Mieliśmy wiele koncertów w kraju i za granicą, głównie w krajach Beneluxu. Wspominam „Gniadego”, jak mogę najczulej. Dzieliła nas spora różnica wieku, więc traktowałem go z wielkim szacunkiem, jak ojca, a on mnie jak syna. Był dla mnie kimś najbliższym, nie tylko przyjacielem czy kolegą, ale kimś bardzo bliskim, jak ktoś z rodziny. Zawsze perfekcyjnie przygotowany, profesjonalista w każdym calu. Jako szef naszej grupy artystycznej traktował nas po przyjacielsku. Praca z nim była ogromną przyjemnością. Wymagał od nas tylko jednego. Abyśmy podczas koncertu byli „normalni”. Bezgranicznie zakochany w swej żonie Krystynie. Nazywał ją pieszczotliwie „Małą”. Znakomity gawędziarz i dusza towarzystwa. Posiadał ogromną łatwość operowania żartami i anegdotami. Żonglował nimi bez końca. Posiadał niespotykaną wrażliwość muzyczną. Pamiętam wspólny spacer ulicami ukraińskiego miasteczka. Gdzieś w bocznej uliczce usłyszał piosenkę, którą śpiewali chłopcy przy akompaniamencie gitar. Urzekła go ta melodia. Postanowił włączyć ją do swego repertuaru. Słowa napisała Krystyna, a ja przygotowałem jej aranż. Była to „Czerwona ruta”. Do dziś mam sentyment do tej piosenki. T-BratusJanusz wykazywał się także zdolnościami kulinarnymi. Popisem kulinarnym było masło czosnkowe z dodatkiem przecieru pomidorowego. Pychota. Smak pajdy chleba z januszowym masełkiem mam w ustach do dzisiaj. Wiadomość o wypadku któremu uległ bardzo mnie poruszyła. Mieliśmy wiele planów. Niestety życie płata wiele niespodzianek. Tym razem nasze plany musieliśmy odłożyć na później. Niestety, okazało się że odłożyliśmy je na zawsze. Dziękuję, że los postawił na mojej drodze tak wspaniałego człowieka jakim był Janusz Gniatkowski. Tadeusz Bratus

Grzegorz Fuławka wspomina swoje spotkanie z Januszem Gniatkowskim.

fuławkaTeż mam swoje wspomnienia o Januszu Gniatkowskim, choć widywałem go bardzo rzadko – jedynie gdy z Tarantami gościł w Koźlu czy w Kędzierzynie. Natomiast bardzo dobrze pamiętam jego piosenki z czasów dzieciństwa, gdy jako mały szkrab śpiewałem wraz z nim, słysząc jego piosenki płynące z tzw. „kołchoźnika”, który w latach pięćdziesiątych był niemal obowiązkowym i często spotykanym meblem w każdym domu. Oczywiście wtedy jako dzieciak śpiewałem w duecie z Januszem Gniatkowskim jedynie słysząc jego płynący głos z kołchoźnika. Natomiast w czasie gdy mogłem go słuchać wraz z TARANTAMI na scenie, stało się coś, co do dzisiaj wspominam wręcz z pewnym niedowierzaniem i wielką satysfakcją. Było to chyba w 1970 roku gdy TARANTY już jako zawodowcy grali „Sylwestra” w Powiatowym Domu Kultury w Koźlu – słynnym wówczas PDK’u. Wraz z TARANTAMI był też Janusz Gniatkowski oraz Krystyna Maciejewska. A że zabawa sylwestrowa, to dosyć długie i często męczące granie, szczególnie dla piosenkarzy, wówczas aby nieco odciążyć solistów zawodowych, kierownik zespołu Bronisław Pałys - również mnie dołączył do śpiewających solistów. Z zasobów strojów PDK mnie ubrano w jasny garnitur, w którym specjalnie nie odróżniałem się od ubiorów TARANTÓW. Dosyć często występowałem w takim garniturze także z TARANTAMI, gdy mieli różne występy okolicznościowe w Kędzierzynie czy w Koźlu. Ale wracając do tego pamiętnego dla mnie „Sylwestra”, to aby odciążyć znanych piosenkarzy czy Zbyszka Stanisia, który też śpiewał sporo utworów jako solista, śpiewałem różne utwory, które Taranty miały doskonale opanowane. Gdy zacząłem śpiewać piosenkę „Cała sala śpiewa z nami” – stała się rzecz dla mnie niezwykła. Otóż na scenę wszedł Janusz Gniatkowski i wraz ze mną zaczął śpiewać ten utwór. Natychmiast porozumieliśmy się bez słów i śpiewaliśmy tę piosenkę albo przemienne, albo razem na głosy. Było to dla mnie tyleż zaskakujące, co wręcz szokujące wydarzenie, gdyż jakby spełniły się moje dziecięce marzenia o wspólnym śpiewaniem z Januszem Gniatkowskim. Tyle że teraz było to prawdziwe śpiewanie, przed prawdziwą publicznością – jak to się mówi na żywo ze znaną gwiazdą polskiej piosenki. Dobrze, że mnie wtedy nie zatkało i trema nie odebrała mi głosu. Ale nawet gdyby tak się stało, to wcale bym się nie zdziwił, gdyż okoliczności tego niezwykłego dla mnie występu całkowicie by to uzasadniały. Grzegorz Fuławka – członek zespołu KONTURY PS. Wówczas wykonywano sporo zdjęć z tego niebywałego „Sylwestra”. Szkoda, że do dzisiaj nie natknąłem się na żadne z tamtych archiwalnych fotek, gdyż miałbym wspaniałą pamiątkę z tamtych czasów.

Moje wspomnienie o Januszu Gniatkowskim.

Z-KrystynąTakże i ja miałem zaszczyt poznać osobiście Janusza Gniatkowskiego. Było to wiele lat temu. Tadeusz Bratus z powodów rodzinnych musiał zawiesić swoją artystyczną działalność. Tymczasem jedna z tras koncertowych pana Janusza zahaczyła o Kędzierzyn-Koźle. Koncert odbywał się w kędzierzyńskiej hali sportowej. Uczestniczyłem w tym wydarzeniu właśnie w towarzystwie Tadzia. Wielkim przeżyciem było przedstawienie mojej osoby Januszowi Gniatkowskiemu. Zapamiętałem kilka obrazków z tego występu. Wykonawcom towarzyszyła grupa muzyczna „Bene Nati”. W składzie zespołu był brat Krystyny Maciejewskiej Zbigniew. Pamiętam pochodzącego z Austrii jodłującego piosenkarza, Rolanda Pitta. Najbardziej utkwiła mi jednak w pamięci para głównych wykonawców. Filigranowa, czarującej urody Krystyna Maciejewska oraz wysoki, postawny pan dysponujący niezwykłym głosem, Janusz Gniatkowski. Mimo, że w tym czasie byłem zafascynowany muzyką rockową to ze zdziwieniem stwierdziłem, iż piosenki przez nich wykonywane nie są mi obce. Przepiękna „Apassionata”, „Bella Donna” czy „Kapelusz staromodny”, to tylko kilka, które wspominam. Wielkich przebojów Janusz Gniatkowski miał całą masę. W moim domu rodzinnym radio było głównym źródłem rozrywki. Głos tego pana rozbrzmiewał w nim często. Po latach uważam, że piosenki Janusza Gniatkowskiego są ponadczasowe. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości to zapraszam na coroczny Festiwal Piosenek Janusza Gniatkowskiego do pod częstochowskiego Poraja. Zobaczycie na własne oczy i usłyszycie na własne uszy, jakim uwielbieniem cieszy się postać Janusza. Ja byłem tam trzykrotnie i będę tam jeszcze nie jeden raz. Zbigniew Kowalski

miasto_noca
24 lipca 2016

Janusza Gniatkowskiego wspominają muzycy zespołu Taranty

3 kwietnia 2016

Śladami Teresy Iwaniszewskiej-Haremzy

8 marca 2016

„Powitanie” wojennego stanu

      12.XII.1981r. graliśmy koncert w miejscowości oddalonej od Kalisza o kilkadziesiąt kilometrów. Ponieważ następnego dnia mieliśmy występować w tej samej sali, wszystko zostało na […]
6 marca 2016

JÓZEF SKRZEK i TRALALINKI

TŁUMACZENIE Google»

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Zamknij