W Chemiku grają!
Jeszcze kilka pociągnięć maszynką do golenia z nową żyletką Rawa-Lux, trochę płynu po goleniu i można się ubierać. Za ścianką działową słychać jak spływa woda do muszli, to starszy brat Waldka, Jurek skończył swoje posiedzenie. Wychodząc trzasnął drzwiami i woła. Idziesz już, bo ja nie będę czekał. Umówiłem się z kuzynką Irki Bogackiej. Tej z Moniuszki. Idziesz? Waldek szybko wychodzi z łazienki. Wkłada świeżą koszulę i bracia wychodzą na ulicę. Jest wczesne przedpołudnie. Sobota w środku lata. Trzeba się pośpieszyć bo do Chemika jest kawałek drogi, a dzisiaj wielkie wydarzenie. Gitariada. Po drodze mijają znajome domy i ogródki. Chłopcy grają w palanta na sąsiednim podwórku, lecz Waldek i Jurek już z tych głupot wyrośli. Teraz maja inne zainteresowania. W Kędzierzynie powstało kilka świetnych zespołów. Dzisiaj wystąpią wszystkie w Chemiku. Będą też zespoły z Kłodnicy, Azotów, z Koźla Portu i chyba z Koźla z PeDeKu. Jurek z wypiekami na twarzy opowiada o nowych gitarach WEGAK. Wiesz – mówi – te gitary mają jakieś takie długie gryfy, a te walizeczki, sama Ameryka, nie jakieś tam szmaciane pokrowce. Zresztą na tych gitarach mogą grac tylko prawdziwi muzycy, a nie jakieś amatorstwo. Co znaczy – prawdziwi muzycy? No jak to co? Heniek Pella, Lusiek Niemas, Bronek Łoś, Może jeszcze ktoś, ale to już Taranty. Zresztą nie wiem kto dzisiaj będzie występował, odpowiada Jurek. Po kilku minutach szybkiego marszu Waldek ociera się o brudną balustradę pod wiaduktem. Cholera, kiedy to pomalują? To jest granica dzieląca Pogorzelec z tzw. Miastem. Teraz już są na Świerczewskiego. Musimy wstąpić na dworzec. Tam czekają chłopaki. Mnóstwo ludzi na stacji. Jedni przyjechali, inni wybierają się w podróż mimo że jest sobota. Bracia wpadają na stację. Cześć, cześć. Są prawie wszyscy znajomi. Niektórzy przyjechali z Koźla. To są koledzy Jurka z Technikum Żeglugi. Niby normalni chłopcy, lecz nie. Oni są królami świata, bo mają marynarskie mundury z naszywkami pokazującymi do której klasy chodzą. Na razie mają tylko po dwie, ale to wystarczy by pozostali mieli mniejsze szanse u dziewczyn. Trudno. Waldek z podziwem patrzy na starszych kolegów, jest przecież młodszy o 2 lata i dopiero pójdzie do i I kl liceum. Tak kazał tata i tak musi być, a przecież wszyscy jego koledzy poszli do kolejówki, a Janek Łyczko z Krasińskiego poszedł do Korzonka i będzie mechanikiem samochodowym. Kumpel Jasiu Rostalski, pocieszał Waldka – nie martw się, w ogólniaku są fajne dziewczyny. Jurek klepnął młodszego brata i przynaglił do wyjścia. Cała, głośna grupa wyszła na ulicę i poszli w kierunku Chemika. Jeszcze po drodze Biedronka, ale nikt nie wchodził, tylko kilka osób wybiegło z kawiarni i dołączyli do wszystkich. No, nareszcie jesteśmy, odezwał się Jurek. To na razie, muszę zobaczyć czy nasze Wegatony już są. Od zaplecza było widać jak wchodzą do budynku, Lusiek kiwa na przywitanie, Franek taszczy jakieś bębny i widać jak kilku chłopców niesie jakieś szare, płaskie walizki. Ty, Waldek, patrz. To są Wegaki. No dobra, dobra, zobaczymy jak będą grali. Powoli wszyscy zebrani wchodzą do budynku. Chemik, to piękny Dom Kultury. Duży hol, kawiarnia, lecz dzisiaj nikt nie myśli o kawie. I tak piło się przeważnie wodę sodową. Wewnątrz całe towarzystwo się miesza. Mnóstwo znajomych, dziewczyny w mini spódniczkach, zwiewne sukienki, pachnące, po prostu młode. Chłopaki czyści, niektórzy pod krawatami, marynarki na ramionach lub w ręku. Tłum się rozstępuje i słychać z wielu stron, dzień dobry, dzień dobry. To przechodzą Panowie, Jan Szkaradek i Alfred Willim. To oni będą decydować kto dzisiaj zostanie wyróżniony. Drzwi do Sali widowiskowej otwiera Pani i wszyscy wchodzą zająć miejsca. Foteliki są niewielkie, ale tapicerowane, nie jak w kinie Junak na Matejki. Waldek już dawno rozdzielił się z Jurkiem. Ten przecież ma znajomości. Jego koledzy, Lusiek, Franek i inni nie pozwolą by kumpel z klasy siedział w ostatnim rzędzie. Waldek z kilkoma chłopakami ze swojej ulicy zajął miejsce gdzieś w środku sali. Po lewej stronie jeszcze są dwa miejsca wolne. Już tam miał się wgramolić Andrzej Sikorski, lecz ubiegły go dwie dziewczyny. Jedna znajoma, Baśka Szczerska z NDM –u. Druga , jakaś nowa. Lecz Waldek nie zwraca szczególnej uwagi na jakieś obce dziewuchy. Wzrok utkwiony w opuszczoną kurtynę. Co jakiś czas odchyla się rąbek, i ze sceny ciekawskie oczy spoglądają na widownię i jakiś artysta szuka swoich znajomych, sam będąc niewidzialny. Ze sceny dobiegają dźwięki strojonych gitar, jakiś werbel, próba mikrofonu. Raz, raz, raz, próba mikrofonu. Chłopaki poznają głos prowadzącego. Oczywiście wszystko rozpocznie, Pan Szkaradek. Jeszcze chwila i światła przygasają, kurtyna się rozsuwa. Na scenie w centralnym miejscu piękna złota perkusja, to chyba TROVA z PeDeKu. Stoją kolumny i wzmacniacze. Ten sprzęt jest jakiś inny niż używany powszechnie. Ty, co to za głośniki, pyta Waldek kolegi z prawej strony. To ty nie wiesz? To jest nowy sprzęt – Grębosz. Teraz mogą nasi muzycy pograć na sprzęcie światowej klasy. No, no, super. Zalega cisza i wychodzi konferansjer. Pan Szkaradek wygląda świetnie. Sylwetką bardziej przypomina nauczyciela w-efu, niż Ka-owca. Wszyscy czekają co powie. Witamy serdecznie wszystkich przybyłych, zagaja, a w szczególności przybyłych artystów. Dzisiaj na Gitariadzie zaprezentują się zespoły z Kędzierzyna i okolic. Następuje prezentacja. Na pierwszy ogień – Wegatony, dalej Taranty, Harnasie, z Azotów TaBoKrzy (od pierwszych liter członków), Kontury, Pro Arte i Katarzynki z Kłodnicy, Klub Fabryczny z Blachowni, Otroki. Wielkie brawa i cała sala milknie w oczekiwaniu na pierwszy występ. Rozpoczyna się Gitariada.
Waldemar Więckiewicz
Ciąg dalszy wspomnień Waldka na temat kędzierzyńkiej Gitariady w 1966 r.
Na widowni lekki szmerek, który powoli narasta w owacje. Wychodzą kolejno na scenę gladiatorzy dzisiejszego koncertu. Franek, lekko pochylony przechodzi do perkusji. Niby coś tam jeszcze poprawia, przesuwa stołeczek i siada za bębnami. Z fantazją kręci w palcach pałeczką i i wszystkim się to bardzo podoba. Wiesiek, który siedzi z prawej strony Waldka, trącił go w ramię i mówi. – Patrz – jak ta pałka zaraz mu wyleci i wpadnie na widownię. – Chyba żartujesz. Ty jeszcze nie znasz Franka możliwości. Zobaczysz jak odwali solówkę na bębnach, to Ci się te loczki wyprostują. Odpowiada Waldek. Na jego słowa, dziewczyna która się właśnie przysiadła z lewej strony, lekko się uśmiecha i kiwa głową na znak że podziela Waldka zdanie. Wychodzą kolejni muzycy. Kłania się Bronek Łoś, podłączył kabel do wzmacniacza, coś tam poprawia, kręci gałkami, za nim skupiony Heniek Pella. Na oklaski widowni, Heniek odpowiada kilkoma uderzeniami o struny basówy. Niesie się niski, mocny dzwięk. Na koniec wybiega Lusiek Niemas, Gitarę trzyma gryfem do góry, aby miał dobry dostęp do mikrofonu. Widownia milknie i rozlegają się pierwsze akordy. Po chwili znowu brawa, bo wszyscy znają już piosenkę którą śpiewa Lusiek.
..Gdzieś na prerii pośród skał , w mieście które każdy znał…
Merylou pokochał Jon, ….
Grają wspaniale, widownia jest zachwycona, co przejawia się gromkimi brawami. Lusiek nachylił się do Heńka, coś sobie powiedzieli i rozpoczyna się drugi utwór. Tym razem jest to znany przebój Rolingstonsów. Oczywiście słowa są własne, bo tak wypada. Śpiewają wszyscy o wypadzie na ryby.
…a Franek z boku siedzi i piosenkę śpiewa, jak miło i przyjemnie było na tych rybach. Zarzuć jak najdalej wędkę swą, bo tam duże ryby są…
Większość z przybyłych zna ten tekst i śpiewają z Wegatonami, trochę im pomagając, ale więcej przeszkadzając. Po zakończeniu występu, przy ogromnej wrzawie Chłopcy schodzą ze sceny. Waldek nachylił się do swojej sąsiadki, jeszcze nieznajomej i szeptem do ucha, – to są moi kumple. No to Ci zazdroszczę, odpowiada. Chłopak lepiej się przyjrzał koleżance i pomyślał – dobrze że Andrzej tutaj nie usiadł. Baśka się uśmiechnęła i pokazuje na scenę. Tam wychodzi następny zespół. Pan Jan zapowiada: przed Wami rewelacja z osiedla Azoty – Tabokrzy. Fajnie ubrani, i mają opanowane kroki. W jednym rytmie się poruszają i robi to pozytywne wrażenie. Grają dynamicznie i głośno. W pewnym momencie gitarzysta solowy wychodzi przed wszystkich i ku zaskoczeniu widowni przerzucił sobie gitarę na szyję i gra nie widząc strun. Solówka wspaniała. Publiczność nagrodziła tę ewolucję gromkimi brawami i okrzykami. Tabokrzy w chwale zeszli ze sceny. Następny zespół znowu znajomy. Chłopaki z Grunwaldzkiej ze swoimi niebieskimi gitarami. Jedna tylko gitara się wyróżnia. To prześliczna czerwona Jolana. Widać że Zbyszek Staniś jest dumny ze swojego instrumentu i śpiewanie wychodzi mu rewelacyjnie .Zbyszek to świetny wokalista. Drobny Tadziu Bratus stoi trochę na uboczy, lecz widać że to on dzierży pałeczkę i wszystko ma pod kontrolą. Grają wspaniale, publika jest zachwycona. Wykonują instrumentalnie, zaaranżowany przez Tadzia „Marsz Turecki”, Amadeusza Mozarta. Trochę klasyki nie zawadzi. Rewelacja. Gdy rozpoczynają piosenkę o Wicie Stwoszu, widownia przycicha i wszyscy się wsłuchują w tekst. Zbyszek śpiewa z doskonałą dykcją i wie jak przekazać słowa Mistrza Konstantego młodej publiczności. Wielu na tej sali po raz pierwszy słyszało cokolwiek poety. Refren – synku niebo się chmurzy, zasłonię Cię od burzy, łatwo jest zapamiętać. Niektórzy po koncercie zaczęli szukać w domach, lub u przyjaciół poezji Gałczyńskiego.
Taranty uwiodły całą publiczność. Długo się jeszcze mówiło o ich występie.
Kurtyna się zasuwa i Pan Jan ogłasza przerwę. Powoli sala pustoszeje. Chłopcy wychodzą na zewnątrz na papierosa. Większość pali a i dziewczyny nie są gorsze. Częstują się nawzajem Klubowymi albo Mocnymi. Kto ma Sporty, to sam wyciąga papierosa z paczki, nie chwaląc się specjalnie przed kolegami. W holu i na zewnątrz Chemika tworzą się grupy dyskusyjne. Jedni są zachwyceni, inni mniej. Zawsze się znajdzie jakiś malkontent. Przy drzwiach wejściowych Jurek rozmawia z Luśkiem. Dołączył do nich Franek i Heniek. No chłopaki, Taranty pokazały klasę – odzywa się Heniek. No tak, ale my też zagraliśmy dobrze, dogaduje Franek. Panowie, o czym gadka? Byliście wspaniali,
Jurek nie spuszcza z tonu. Taranty, wiadomo, zespól klasowy, ale wy – Wegatony to inny styl grania. W takiej atmosferze rozmawia większość uczestników Gitariady. Na widowni prawie pusto, tylko kilka siedzeń jest zajętych. Waldek został bo nieznajoma z lewej strony też nie wychodziła. Dlaczego nie idziesz na papierosa, zagadnęła. Chłopak czuje w sobie jak się rumieni i zaczyna go coś palić za uszami, ale udaje obojętność i odpowiada, że właściwie to pali mało. Nie chce się przyznać że nie ma papierosów i że miałby kłopoty gdyby go zobaczył starszy brat. Przygląda się dziewczynie i nagle odkrywa że ta koleżanka Baśki z NDM-u to śliczna dziewczyna. Teraz dopiero dostrzega jej duże migdałowe oczy, mały nosek i ładną buzie. Coraz bardziej czuje się niepewnie. Powiedz jak się Tobie podoba Gitariada. Pyta Waldek. Jest super. Nawet nie wiedziałam że w naszym mieście są takie dobre zespoły. To jeszcze nie koniec – odpowiada Waldek. Jeszcze będą grali Harnasie. Na pewno się Tobie spodobają. Ich niewinną i trochę sztywną rozmowę przerywa dzwonek oznajmiający koniec przerwy. Towarzystwo zaczyna zajmować miejsca na widowni. Po chwili światła przygasają i Pan Jan Szkaradek zapowiada rewelacyjny zespół z Kłodnicy. A teraz przed państwem kwintesencja wdzięku i urody – Katarzynki. Wielkie brawa i okrzyki. Wchodzi na scenę 6 dziewcząt w ładnych sukieneczkach z kołnierzykami i krawacikami w kratkę. Są trochę stremowane tak wielką publicznością, ale życzliwa atmosfera na widowni dodaje zespołowi animuszu. Akompaniują chłopcy z zespołu Pro Arte. Ernest Nowak wszystko starannie dopracował. Żadnej wpadki i występ podobał się bardzo. Dziewczyny z Katarzynek zyskały w tym dniu wielu wielbicieli. Waldek był pod wrażeniem występu zespołu i z zamyślenia wyrwało go lekkie muśnięcie ciepłej dłoni po swoim przedramieniu. O, przepraszam, ale te foteliki nie są za wygodne – usłyszał koleżankę siedzącą obok. Trudno mu było już się skupić na występach. Dopiero jak zapowiedziano zespół Harnasie, Waldek i cała widownia się ożywili. Harnasie występowali na końcu z racji tego że traktowano ich jak gospodarzy Gitariady. Byli przecież z Chemika. Super zespół. Wychodząc na scenę już dostawali owacje. Bracia Janek i Marian Olejnikowie to trzon zespołu, Wychodzi z nimi Jasiu Markiewicz. Wszyscy wiedza że Jasiu świetnie śpiewa, lecz nie wiadomo co przygotowali na dzisiejszy występ. Na końcu za perkusją zasiada przystojny Karol Kulosa. Rozpoczynają swój występ świetnym protest-songiem. Jasiu Markiewicz śpiewa że …włosy Twe i włosy me, żywym ogniem palą się…
Wielkie brawa bo w końcu ta piosenka jest bardzo na czasie. Harnasie prezentują się świetnie i dosyć swobodnie czują się na scenie. Widać że są w swoim żywiole. Zespół rozpoczyna nową znaną piosenkę z repertuaru Kasi Sobczyk i na scenę wychodzi lubiana przez wszystkich Terenia Kwiatkowska. Jest tajemnicą Poliszynela to, że coś ją łączy z Marianem.
Terenia mocnym głosem rozpoczyna – Gdzie jesteś mały Książe, gdzie… i nagle, niespodziewanie, gdzieś z tylnego rzędu słychać głośne – tutaj! Sala w śmiech i widać jak Terenia się lekko zmieszała, ale szybkie spojrzenie na zespół ją uspokaja i piosenkę dośpiewała już do końca. Otrzymała za wykonanie tej piosenki wielkie brawa i znalazło się wielu facetów którzy zazdrościli Marianowi. Po całym incydencie Wiesiek do Waldka. Zawsze znajdzie się jakiś głupek który chce się pokazać. No tak, tylko pokazał się ze złej strony. Waldek, a Ty co tak się przesuwasz na lewą stronę, uważaj abyś nie spadł z fotelika, zakpił Wiesiek. Już Ty się nie martw i teraz zostaw mnie samego, bo muszę się bliżej zapoznać z Ta babką. Waldek zaraz po zakończeniu koncertu, ośmielił się bardziej do nieznajomej. Ja mam na imię Waldek i fajnie było Cię spotkać. Ja jestem Grażyna i może się jeszcze zobaczymy. Po tych słowach wyszli z Sali i z Chemika. Waldek sam już poszedł do domu. Na Pogorzelec był kawałek do przejścia, a miał o czym rozmyślać. Co było w tym dniu ważniejsze? To że poznał Grażynę, czy to że odbyła się Gitariada? Przechodząc pod wiaduktem nawet łoskot przejeżdżającego parowozu nie zakłócił mu myśli. Wtedy jeszcze nie wiedział że ta Gitariada z 66 roku przejdzie do historii muzyki w Kędzierzynie. Nie wiedział że ta Gitariada i ten parowóz staną się kultowymi po latach. Myślał co będzie jeszcze dzisiaj. O 17:00 w Chemiku jest wieczorek taneczny na którym będą grali Harnasie. Czy Ona przyjdzie?
Ps. Przepraszam za wszystkie nieścisłości. Pamięć już zawodzi a moim jedynym celem jest przekazać klimat tamtych wydarzeń.
Waldek Więckiewicz.
Opublikowano dnia: 22.04.2014 | przez: procomgra | Kategoria: Artykuły, Historia, Historie kędzierzyńsko-kozielskie, Wspomnienia