Muzyka zwana Mocnym uderzeniem lub jak niektórzy nazywają big-beatem, pasjonowała mnie od najmłodszych lat. Trudno uwierzyć. W roku 1964, mając zaledwie lat, 10 czterokrotnie wystawałem w kilkugodzinnych kolejkach, aby nabyć bilet wstępu do olkuskiego kina „Orzeł” na projekcję filmu pt. „The Beatles”. Co to były za przeżycia. Jakie doznania. Moja fascynacja big-beatem trwa do dzisiejszego dnia. To już prawie pół wieku. Byłem świadkiem tych szalonych lat sześćdziesiątych. Pasja muzykowania ogarnęła wiele młodych dziewcząt i chłopców. Każdy miał swoich idoli. Dziewczęta chciały naśladować Karin Stanek, Kasię Sobczyk czy Adę Rusowicz. Chłopcy chcieli iść w ślady Michaja Burano, Wojciecha Kordy, Czesława Wydrzyckiego, Wojciecha Gąssowskiego czy Stanisława Guzka. Jak grzyby po deszczu powstawały kolorowe zespoły. Najlepsze zespoły koncertowały po całym kraju. To były zawsze wielkie wydarzenia. Pamiętam, jak rodzice nie pozwolili mi iść na koncert Czerwono-Czarnych, który odbywał się w pod olkuskim Bolesławiu. Z jaką uwagą słuchałem później relacji mojego starszego brata, który miał szczęście tam być. Pamiętam, że największe wrażenie zrobił na nim Ryszard Poznakowski, brawurowo wykonujący utwór instrumentalny „Lot trzmiela”. Jak ja mu zazdrościłem.
Z uwagi na brak telewizora w naszym domu, naszym oknem, a raczej uchem na świat był radioodbiornik. Taki z zielonym, magicznym okiem. Całą rodziną słuchaliśmy audycji takich jak „Podwieczorek przy mikrofonie”, transmitowany co niedzielę (chyba) z kawiarni „Stolica” w Warszawie. Późnym wieczorem obowiązkowo słuchaliśmy „Rewii piosenek” prowadzonej przez Lucjana Kydryńskiego. W niedziele o godz. 15:00 Irena Dziedzic prowadziła program „Piosenka przez telefon”. Tam usłyszałem pierwszy raz „Wala twist”. Wprawdzie piosenkę wylansowały wcześniej FILIPINKI, to jednak Karin Stanek, bo to jej wersję wysłuchałem w radio, zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie. Jakie to było dynamicznie, nie jakieś tam tralalala dziewcząt ze szczecińskiego zespołu wokalnego. Jakie to było nowoczesne. Prawdziwe „Mocne uderzenie”. Pokazywały się nowe gwiazdy piosenki młodzieżowej. Zaczął królować Piotr Szczepanik, z jego pięknymi lirycznymi piosenkami. Moja siostra kupiła taką płytę „czwórkę” (wydanie z czterema nagraniami) z piosenkami: „Niedomówienia”, „Przyszła dziś do mnie nostalgia” i jeszcze dwie inne, których nie pamiętam. Co to był za skarb. Problemem jednak było jej wysłuchanie, ponieważ nie mieliśmy gramofonu. Ile trzeba było mieć samozaparcia, aby iść na drugi koniec Olkusza, do koleżanki siostry, aby krążek z wielkim namaszczeniem położyć na talerz adapteru i rozkoszować się talentem Piotra Szczepanika. Pod koniec lat 60 tych, przenieśliśmy się do Kędzierzyna. Popatrzyłem na mapę kraju. To tak niedaleko Opola. Festiwale na wyciągnięcie ręki. Co za radość. Niestety, wówczas 40 km to była olbrzymia odległość. Na szczęście rodzice kupili telewizor. TOSCA – wspaniałe urządzenie. Z całą rodziną zaliczaliśmy wszystkie programy muzyczne. Nie opuszczaliśmy niczego. Wszystkie festiwale. Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze, Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu, Festiwal Sopocki a przede wszystkim Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu. W tamtych latach były to transmisje na żywo. Koncerty kończyły się o świcie. Co roku objawiały się wielkie indywidualności. Ewa Demarczyk, Katarzyna Sobczyk, Czesław Niemen, Czerwone Gitary, Trubadurzy, No To Co, Blues and Rock Wojciecha Skowrońskiego. Skaldowie i wiele wiele innych. Cóż to były za czasy. Audycja „Telewizyjna Giełda Piosenki” to taka swoista lista przebojów. Odbywała się co tydzień. Podawano kilka propozycji piosenek, na które widzowie mogli głosować wysyłając kartki pocztowe. „Nie przynoś mi kwiatów dziewczyno” utwór w wykonaniu Trubadurów przez kilka tygodni nie schodził z pierwszego miejsca. Twórcy ”TGP” zmuszeni byli zmienić regulamin programu. Jedna piosenka mogła tylko przez trzy tygodnie zajmować czołową pozycję. Podczas festiwalu artyści odwiedzali opolskie miejscowości. Koncerty odbywały się najczęściej w hali sportowej. Pamiętam koncert, chyba zespołu GENERAL. Troszkę się opóźniał. Publiczność stawała się coraz bardziej niecierpliwa. Nagle ktoś zaintonował piosenkę SKALDÓW pt „Wiosna”. Wypełniona po brzegi widownia podchwyciła piosenkę. Spontaniczne wykonanie zapamiętałem do dzisiejszego dnia. Niebiesko Czarni wydali bardzo nowoczesny album o nazwie TWARZE. Kolorowa okładka bardzo korespondowała z ówczesnym nurtem DZIECI KWIATÓW. Bardzo mi się podobał ten album. Zawierał bardzo nowoczesne kompozycje grupy. Mój serdeczny kolega z lat szkoły podstawowej Zygmunt Pieluch, projektant graficzny strony www.retromuzyka.pl już wtedy okazywał swoje zdolności plastyczne. W jego pokoju wszędzie było widać jego prace. On także fascynował się tym okresem. Projektował własne wizje plakatów muzycznych. Pamiętam portrety Jimi Hendrixa, Jenis Joplin, Eltona Johna, ELP i innych modnych zachodnich kapel. Poprosiłem Zygmunta o wykonanie plakietek z podobizną Ady i Wojtka. Plakietki wyglądały rewelacyjnie. Z dumą nosiłem je w klapie marynarki, demonstrując swoją miłość do N-C. Szkoda, że się nie zachowały. Byłyby fajną pamiątką.
Nie zawsze dysponowaliśmy kasą. Podczas koncertu grupy BEMIBEK udało mi się załapać do grupy kolegów, których zadaniem była pomoc przy transporcie pianina z D.K Lech do hali. Bez instrumentu koncert by się nie odbył. Za pomoc podziękowano nam miejscem w loży VIP. Udało się. Po koncercie mieliśmy także okazję spotkać muzyków, porozmawiać z nimi i zdobyć autografy. Latem 1969 roku w muszli koncertowej w parku nad Odrą w Koźlu odbywała się uroczysta sesja Wojewódzkiej Rady Narodowej. W części artystycznej wystąpiła Grupa No To Co. Jak tam dojechać, skoro brakuje forsy. „Gdy Ci czasem forsy brak i kłopoty zegną kark, to licz do stu…” Odliczyłem do stu. („Licz do Stu”. Piosenka Czerwonych Gitar) i… Po godzinnym marszu z satysfakcją delektowałem się muzyką skiflową tego zespołu.
W pamięci także utkwił mi wspólny koncert węgierskiej grupy Locomotiv GT oraz No To Co. W czasie zmiany zespołów muzycy grupy No To Co zeszli ze sceny zostawiając przy perkusji Aleksandra Kaweckiego, który przez kilka minut popisywał się solowymi umiejętnościami. Po chwili dołączył do niego József Laux, perkusista i lider węgierskiego zespołu. Został on właściwie wwieziony na ręcznym wózeczku, służącym do przewożenia obciążeń sztangi dla ciężarowców. Laux w rękach trzymał flagę polską i węgierska. Wiadomo „Polak Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki”. Gest ten spowodował ogromny aplauz. W trakcie gry zmienił on Kaweckiego, by po chwili Locomotiv GT w już pełnym składzie zaprezentował się kędzierzyńskiej publiczności.
Kończyła się dekada lat 80-tych. W lipcu 1986 roku Franciszek Walicki zorganizował 25 urodziny polskiego big-beatu. W operze Leśnej w Sopocie wystąpiła cała czołówka tego nurtu. Koncert został zarejestrowany na podwójnym albumie Polskich Nagrań pod tytułem „Czy nas jeszcze pamiętasz – OLD ROCK MEETING” Ożyły wspomnienia. Przyszło mi wówczas do głowy, aby podobny koncert zorganizować w naszym mieście, Kędzierzynie-Koźlu. Mieliśmy przecież swoje lokalne gwiazdy: VEGATONY, TARANTY, KONTURY, HARNASIE, SZKWAŁY, PEX 75 i jeszcze kilka innych.
Podzieliłem się tym pomysłem ze Zbyszkiem Stanisiem – kierownikiem Osiedlowego Domu Kultury KOMES. Spodobała mu się ta idea. Będąc we Wrocławiu, spotkałem się p. Bronisławem Pałysem. Chciałem przekonać go, aby zechciał poprowadzić ten koncert. Jemu także pomysł spotkania po latach kędzierzyńsko-kozielskich muzyków przypadł do gustu. Udało mi się doprowadzić do pierwszego spotkania naszych dinozaurów. W D.K. Komes spotkali się: Zbigniew Staniś, Wiesław Bratus, Jan Marondel, Bronisław Łoś, Urszula Adamczyk „Bystra” i jeszcze kilka innych osób, których nazwisk nie pamiętam. Zaprosiłem na spotkanie także Gustka Dobnera. Spotkanie miało charakter aż za bardzo towarzyski. Było bardzo miło. Tak miło, że planowana impreza po prostu się „rozcieńczyła”. Problemem był jak zawsze brak kasy, a może i ja nie miałem pojęcia jak się do tego zabrać. Cały plan umarł śmiercią naturalną. Chociaż nie do końca, bo myśl o wspólnym koncercie siedziała mi w głowie nadal. Wszak nadchodziła 50 rocznica urodzin „Mocnego uderzenia”. Trzy lata temu kędzierzyński działacz, były wokalista wielu lokalnych formacji Mirosław Nowakowski podjął próbę reaktywowania tego pomysłu. Udało mu się przekonać władze miasta oraz lokalnych byłych aktywnych jeszcze muzyków. Nareszcie bratnia dusza. Postanowiłem włączyć się do organizacji projektu. Mój plan to prezentacja mojej kolekcji fotografii związanych z kędzierzyńskim big-beatem. Mirek przyjął moją propozycję przedstawienia jej podczas II edycji GITARIADY 40. Obok sceny ustawiono duży ekran. Zebrana publiczność z wielkim zainteresowaniem przypominała sobie czasy swej młodości. To dla mnie duża satysfakcja, że pomysł się spodobał. 55 rocznica urodzin big-beatu to wspaniała okazja do uczczenia postaci naszej młodości.
Ze względu na to że w ciągu ostatnich lat zebrałem wiele wiadomości i materiałów fotograficznych, razem z Zygmuntem postanowiliśmy zrobić coś więcej. Tak zrodziła się idea stworzenia strony internetowej poświęconej retrospekcji sceny muzycznej Kędzierzyna – Koźla i dawnej polskiej muzyki młodzieżowej. www.retromuzyka.pl to portal, który pozwala aktorom tamtych dni odnowić stare przyjaźnie i wspomnienia. Mamy powody do dumy. Teresa Iwaniszewska–Haremza, Krystyna Konarska, Leonard Kaczanowski, Krzysztof Bernard, Henryk Pella, Marek Raduli to kędzierzynianie. Muzycy rozsiani po całym świecie wracają do swoich korzeni. Waldemar Ziemkowski ze Szwecji, Gienek Latusek, Ludwig Niemas z USA, Edek Kubiński, Janek Olejnik z Niemiec i jeszcze parę innych nazwisk – znów są razem. I to jest naszym sukcesem.
Swój sukces odniósł także Mirek. Doprowadził swój projekt do szczęśliwej realizacji. Impreza spotkała się z dużym zainteresowaniem mieszkańców miasta. Projekt pod nazwą GITARIADA 40 wszedł już do kalendarza corocznych imprez. W sierpniu tego roku odbędzie się już III edycja GITARIADY 40. Czy znów stanie się wydarzeniem?
Opublikowano dnia: 03.04.2014 | przez: procomgra | Kategoria: Artykuły