Nie można zaprzeczyć, że przeżycia i wrażenia z młodości, za którymi niekiedy tęsknimy i które zawsze porównujemy z tymi teraźniejszymi, mają potężny wpływ na nasze ciągle i bezwiednie powracające wspomnienia. Do tych wspomnień zaliczają się przeróżne aktywności, zdobywanie doświadczeń, jak również postacie, spośród których wiele odegrało jakąś mniej lub bardziej ważną rolę w naszym dalszym rozwoju.
Wspomnienia nakazują nam patrzeć wstecz i jakby zapraszają, aby iść ich drogą, mimo że ta droga była wtedy naszym poszukiwaniem ścieżek, po których pragnęliśmy kroczyć i osiągać sukcesy. Młode pokolenia nie domyślają się nawet, jak bardzo trudne i mozolne było torowanie każdej z tych ścieżek, aby do czegoś dojść, aby się w jakiś sposób wyróżnić wśród innych i aby pozostać na obranej drodze.
Z perspektywy lat widzimy, że niektóre z naszych dążeń wcale nie miały szans bytu i nie były warte ani poświęcenia, ani gonitwy za urojeniami, które niektórzy zaliczą chętnie do marzeń młodości. Powodem tego były warunki, w jakich dorastaliśmy. Wiedzieliśmy, że liczyły się nie tylko nasze uzdolnienia oraz nasza wola osiągania sukcesów, ale również możliwości finansowe do realizowania zamiarów. Ten problem z pewnością dotyczy każdego następnego pokolenia, mimo że techniczne możliwości realizacji wielu zamiarów w obecnych czasach zdecydowanie się poprawiły.
Ambicje muzykowania i osiągania własnych sukcesów „pchały” nas do heroicznego poświęcania każdej chwili na muzyczne próby zespołów, do których należeliśmy, albo do indywidualnego ćwiczenia swoich umiejętności, a potem do odbierania błogiego uczucia zadowolenia z następujących po sobie kroków w naszej działalności, związanych z często zauważalnym wzrostem naszych zdolności.
Niekiedy wracam pamięcią do chwil spędzonych w mieszkaniu młodego Krystiana (Krzysztofa) Bernarda, gdy pokazywał mi swoją wirtuozerię gry na gitarze przy okazji równoległego z magnetofonem ćwiczenia solówek Jimi Hendrixa z utworu „Hey Joe”. Mimo że było to w latach 70-tych, około 7 lat po zakończeniu mojego aktywnego muzykowania w zespole WEGATONY, mentalność i samozaparcie (lub wytrwałość) młodszych muzyków z naszego środowiska wcale się nie zmieniła. Uparte dążenie do sukcesów przyświecało każdemu, gdy chciał zostać kimś i udowodnić, przynajmniej sobie, że nie był gorszy od tych najlepszych.
Zbyszek, opisując pasję muzykowania chłopców z zespołu TARANTY, bardzo trafnie i zrozumiale oddaje obraz życia codziennego każdego z nas w latach 60-tych oraz tolerancji naszych rodziców, którzy zauważali zachodzące w nas zmiany wewnętrzne, ukazujące pozytywne tendencje naszych dążeń — dla siebie i dla innych. Przy tym opisie, Zbyszek wyraźnie daje nam wszystkim do zrozumienia, że wtedy, gdy aktywnie muzykowaliśmy, nie zdawaliśmy sobie w pełni sprawy z tego, jak ważna była dla innych pasja naszych działalności. Rzeczywiście, te wspomnienia po wielu latach prowadzą do wzruszeń, które są odzwierciedleniem naszego ciągłego zaangażowania z przeszłością oraz z wielką tęsknotą.
Wiele innych rzeczy miało dla nas również wielką wartość, jednak niektórzy z nas wstydzą się o nich mówić, aby nie być ukazanym wobec innych w „fałszywym” świetle. Fałszywy wstyd prowadzi do fałszowania rzeczywistości (!) Mam tutaj na myśli tę rzeczywistość z przeszłości oraz tę dzisiejszą.
Skupione słuchanie nagrań innych zespołów na płytach, a z czasem na taśmach magnetofonowych było dla nas zawsze wielkim, trudnym do opisania przeżyciem, gdy te nagrania prowadziły nas do wzruszeń i były często drogowskazem do dalszych poszukiwań naszych własnych interpretacji. Fascynacja muzyką, która towarzyszyła nam na co dzień, nie była zdobyta łatwo, ponieważ muzyka nie docierała do nas w taki sposób, jaki zapewnia młodym ludziom otrzymywanie jej dzisiaj „na tacy” — dzięki mediom. Ta gigantyczna różnica wskazuje, że my, starsi, mamy głębsze i całkiem inaczej zdefiniowane i utrwalone uczucia do muzyki niż młodsi od nas. Znając trudności tworzenia każdego dźwięku, który profiluje piękno i barwę melodii, możemy śmiało mówić o świadomym docenianiu jego wartości. Ta wartość dźwięku w wykonaniu instrumentalnym lub wokalnym nie jest rozpoznawana przez młodych ludzi, jeżeli nie zajmują się muzyką. Starsze pokolenia „czuły” muzykę o wiele lepiej, ponieważ miały ją na ustach i nuciły lub śpiewały ją przy każdej okazji, a młodsze pokolenia są bardziej „ubogie”, ponieważ posługują się przeważnie urządzeniami elektronicznymi do „nucenia lub śpiewania”. Zróżnicowany odbiór muzyki w różnych pokoleniach kształtuje ocenę jej znaczenia dla przeciętnego słuchacza, który dzisiaj odbiera tę muzykę „automatycznie”, nie zważając na jej wartość. Przykładem tego może być tutaj oglądanie przeróżnych programów w tv, szczególnie dla dzieci, oraz filmów, którym towarzyszy muzyka, „dopasowując” odbiór i wrażenia nieświadomego o tym widza do pokazywanych scen. Ta podświadoma reakcja na muzykę, powtarzana każdego dnia, znieczula społeczeństwa na całym świecie w ich rozwoju kulturowym. Dlatego coraz mniej ludzi zajmuje sie prawdziwym muzykowaniem. To wydaje mi się bardzo smutne…
Często, słuchając tylko z ciekawości pseudomuzyków, odczuwamy (a przynajmniej ja odczuwam) wielki niesmak, gdy profanacja melodii, pięknego słowa i wzruszeń staje się dla młodszych pokoleń powodem do podziwu. Przy tej okazji muszę dodać, że na jednym z nagrań wideo na stronie Retromuzyki zauważyłem wśród publiczności K-K „cielęce” oczy i pisk wielu żeńskich nastolatków, które były podniecone odbieraniem szczekającej muzyki „rap” (odłam „Hip-Hop”). Być może się mylę, że to muzyka miała wpływ na ich podniecenie. To mogły być ubogie wizualne efekty…
Zatrzymywanie się w przeszłości nie jest wskazane dla kogokolwiek, jednak wykorzystywanie nabytych doświadczeń prowadzi do podnoszenia wartości kultury naszego istnienia na Ziemi, jak również istnienia nowych pokoleń. Wykorzystujmy te doświadczenia w każdej formie, wiedząc, że służą tylko dobrym celom. A wspomnienia, które często wywołują płacz, żal za czymś „minionym” i przede wszystkim nostalgię za zadowoleniem, umożliwią wzajemną pomoc — starszych i młodszych.
Ludwig
Opublikowano dnia: 21.09.2014 | przez: procomgra | Kategoria: Bez kategorii
Drogi Luśku. Mocno dziękuję za artykuł „Nostalgia za zadowoleniem”. Przeczytałem kilka razy. Chciałbym coś dodać od siebie. Jeszcze jakiś problem rozwinąć, lecz pozostało mi tylko uchylić kapelusza. W swoim rozważaniu zawarłeś wszystko to, co chcielibyśmy (nasze roczniki), przekazać młodym
. Wypada mi tylko życzyć dzisiejszym dwudziestolatkom, aby za czterdzieści lat mogli zorganizować taką „Gitariadę Retro”, jaka już trzykrotnie odbyła się w Kędzierzynie. Jak wyglądała pierwsza Gitariada, opisuję w opowiadaniu, pod takim właśnie tytułem. „Gitariada”. Tylko my wiemy, (twoi koledzy), ile godzin w samotności spędziłeś, aby nauczyć się, wyćwiczyć, czy obojętnie jak to nazwać, właściwej dykcji, angielskiego tekstu, odpowiednich chwytów, aby osiągnąć sukces. To nic, że tylko na scenie lokalnej, ale – sukces. Minęło prawie pięćdziesiąt lat, a wszyscy starzy mieszkańcy Kędzierzyna, i nie tylko, wiedzą kto to był Lusiek (nie Ludwig) Niemas. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam. Waldek Więckiewicz.