perkusista

Część 1

W wojskowych mundurach

Pobór do wojska dokonał się w kwietniu 1971 roku. Przydział: J.W. Nr xxxx, miejscowość Kostrzyn. Takie powołanie w roku 1971 otrzymało wielu młodych mężczyzn. Nas, również nie ominęło. Pisząc „Nas” mam na uwadze; siebie – Grzegorz D. z miejscowości Nowa Sól, Jerzy S. ze Słubic, Karol Kulosa z Kędzierzyna Koźle (Karol trafił do Jednostki po zaliczenie egzaminu w półrocznej Szkole Podoficerskie w Koźlu), był w stopniu starszego szeregowca i Lech P. z Katowic, również po egzaminie w Szkole Podoficerskiej ale w stopniu kaprala. Niedługo po przysiędze, zostaliśmy wyznaczeni rozkazami swoich zwierzchników do zawiązania garnizonowego zespołu muzycznego. Teren działań: Kasyno Oficerskie i Dom Żołnierza. Na pierwszym spotkaniu organizacyjnym, które miało miejsce w Domu Żołnierza, czwórka została sobie przedstawiona. Prezentacji dokonał kierownik w stopniu chorążego. Ochrzciliśmy Go pseudonimem „WALET” a to z powodu sporego podobieństwa do karcianego waleta pik. W czwartki macie tutaj żołnierze próby zespołu, w soboty gracie dancing dla oficerów w Kasynie a w niedziele zabawy dla żołnierzy, tutaj w Domu Żołnierza.

Umiecie grać? Takie pytanie też padło. Umiemy obywatelu chorąży. Macie tutaj aparaturę i instrumenty podłączycie się i pokażecie co potraficie. Każdy z Nas grał w cywilu, a to w szkolnym lub na jakichś przypadkowych chałturkach. Jak się okazało, największe doświadczenie miał Karol – perkusista, który zdążył nam opowiedzieć nieco o swojej pracy estradowej. Leszek – saksofonista, też grał w gwiazdkowych restauracjach w Katowicach, Ja – gitara, gitara basowa i wokal i Jurek – gitara i wokal, szybko uzgodniliśmy popularny wówczas kawałek i … zagraliśmy. Walet wysłuchał, lekko się uśmiechnął, potem uścisnął nasze dłonie i to tak, abyśmy stanęli jak najbliżej Jego nosa i powiedział – no to do roboty, za 2 tygodnie rozpoczynacie!

Nie wiedział i nigdy się nie dowiedział, że my idąc do Domu Żołnierza ukrywamy w stercie drobnych kamyczków leżącej na przeciwległej ulicy, kilka butelek wina owocowego! Robiliśmy tak co próbę ale wypijaliśmy zawartość dopiero po próbie lub wówczas kiedy miał wolne.

Dlaczego? Otóż dlatego aby podając rękę na powitanie i na pożegnanie, Walet nie mógł wyczuć charakterystycznego zapachu „jabolka”. Jak się okazało niedługo po rozpoczęciu współpracy z Panem chorążym, również dlatego, że stawaliśmy się bardzo źli na to, że po każdej imprezie musieliśmy nosić całą aparaturę raz z Kasyna do Domu Żołnierza a następnego dnia w drugim kierunku, bo jednostka miała tylko jeden komplet. No to było nam szczególnie nie na rękę a złość nie mijała po zjedzeniu kolacji tylko po „jabolku”. Z Kasyna do Domu Żołnierza to jakiś kilometr albo dwa i to przez miasto! Bagatela!!

No, ale cóż? Trzy dni wolności na siedem dni tygodnia i cały czas w służbie dla Ojczyzny! To nie było mało!! I jak tu nie grać?!

Część 2

Praktyka

Grzegorz-Dz-rok-1971

Grzegorz-Dz-rok-1971

Zespół przyjął nazwę „PEDANCI”. Na czwartkowych próbach dobieraliśmy repertuar muzyczny. Dla bywalców Kasyna Oficerskiego graliśmy utwory raczej w klimacie dancingowym, aby dostojni oficerowie mogli kołysać biodrami swoimi i swoich partnerek w rytm muzyki. Chociaż, kiedy organizmy tancerzy stopniowo wypełniały się alkoholem a uderzenie gorąca szło od głowy do nóg i w przeciwną stronę, musieliśmy reagować. Wtedy „Alibaba” wprawiał ich w taki ruch na parkiecie, że głowa mała aby to pojąć. Ale pamiętam, że taki grany przez Nasz zespół, pląsacz „Mam chusteczkę haftowaną” również działał na panów oficerów bardzo terapeutycznie, mało tego, ten utwór był swoistym barometrem bo pokazywał wzajemny, naturalny stan sprawności fizycznej tańczących. Jeśli nie było potknięć, to po twiście było już wiadomym czy szybkim krokiem do baru czy do stolika tancerze zmierzali. Do stolika „orkiestry” też żwawiej i częściej podchodziła kelnerka. No, ta hojność oficerów była przez Nas dobrze odbierana.

W Domu Żołnierza graliśmy utwory dla Naszego rocznika. Tutaj, bardzo dobrze przyjmowane były utwory naszych polskich wykonawców; Czerwonych Gitar, Breakout, Niebiesko Czarni, Czesława Niemena, ABC i innych. Mieliśmy poklask i to było dla Nas zapłatą.

jerzy-s-rok-1971

Jerzy S rok 1971

Dużo rozmawialiśmy o muzyce. W wolnym od zajęć czasie, chodziłem z Karolem do kantyny na herbatę i herbatniki Petit Beurre, które lubiliśmy nasączać herbatą a później zjadać tą papkę łyżeczką. Słuchaliśmy tam radia a właściwie muzyki jaką nadawano w radio. Czasem, w audycji Wojciecha Manna słyszeliśmy zachodnich wykonawców: Jimi Hendrixa, Deep Purple, Led Zeppelin, Cream z Erykiem Claptonem, Carlosa Santanę. Karol często wystukiwał palcami rytm, pokazywał, że wie o co chodzi.

Karol okazał się świetnym, fachowym i dobrze rozegranym perkusistą. Panował nad składem i dobrze wykorzystywał sprzęt. Duże wyczucie rytmu, ekspresja, dynamika, te cechy Jego gry sprawiały, że utwory miały właściwy klimat. To On zazwyczaj rozpoczynał prezentowany kawałek, nadając mu tempo. Czuć w Nim było artystę dużego formatu. Często, przy stoliku omawialiśmy następną wiązankę utworów. Każdy z Nas pochodził z innego rejonu kraju, nawet nieco odmienne style wykonawcze prezentowaliśmy. Dla Karola, takie miałem odczucie, żaden temat muzyczny nie był obcy. To tak, jakby On to wszystko już przeszedł. To praca w estradzie dawała mu przewagę nad pozostałymi. Trochę inaczej było z Leszkiem – saksofonistą. Ten, kiedy nie znał utworu, zapraszał któregoś z nas do toalety lub holu i prosił aby mu zaintonować fragment albo refren,   chwilę poćwiczył aby zapanować nad linią melodyczną i … graliśmy kolejny kawałek z powodzeniem. Byliśmy zdani na siebie i swoje umiejętności. Nie było reżysera dźwięku, który w razie krytycznej sytuacji mógł wejść np. z zapowiedzią, komunikatem czy uruchomić klaki. Graliśmy na żywo i bez wspomagania.

W składzie „PEDANTÓW” grałem około roku. Później poddałem się operacji w wojskowym szpitalu w Poznaniu a stamtąd po kilku miesiącach przeniesiony zostałem do cywila. To była połowa roku 1972. Na moje miejsce wskoczył Marcel.

Część 3 - ostatnia

Współcześnie

Od czasu zakończenia służby, rozstania się z Karolem i pozostałymi członkami garnizonowego zespołu muzycznego „PEDANCI” z Kostrzyna, upłynęło ponad 45 lat !!

Prawie pół wieku nic o Karolu nie słyszałem. Gdzie się podziewa, gdzie mieszka czy pracuje, czy ma rodzinę, czy porzucił perkusję???. Co jakiś czas, „wchodząc” na strony internetowe, wpisywałem w wyszukiwarkę Jego nazwisko ale skutek był zawsze ten sam – „wyników nie znaleziono dla tej nazwy użytkownika”.

Kilka dni temu, z końcem listopada 2016 „wszedłem” na stronę Facebook-a, gdzie swój profil ma mieszkająca od ponad 10 lat w Szkocji Nasza (moja i żony), córka Marta. Lubię zaglądać na stronę, gdzie muzycy ogłaszają sprzedaż swoich „gratów”. Przejrzałem oferty, bo sam chcę coś jeszcze sprzedać (na początku listopada sprzedałem jedną z czterech gitar elektrycznych) i jakoś tak wpisując wyraz „muzyka” wyświetliły mi się opcjonalnie strony zawierające to słowo. Kliknąłem na: retromuzyka.pl. Na jednym z publikowanych zdjęć dostrzegłem Karola, tak, nie mogłem się mylić – to był Karol Kulosa !!!

edek-karol-i-klaudio

Edek,-Karol-i-Klaudio

W komentarzu, na stronie retromuzyka.pl zawarłem prośbę o skontaktowanie mnie z Karolem. Odezwał się administrator strony Pan Zbigniew Kowalski, który wskazał Pana Jana Olejnika jako tego, który o Karolu wiedział najwięcej. Jeszcze tego samego dnia 27.11. 2016 rozmawiałem z Karolem telefonicznie. Jak się okazało, Karol od 1981 roku mieszka w Niemczech. Co kilka lat przyjeżdża do swojego rodzinnego Kędzierzyna Koźle by spotkać się ze swoimi rówieśnikami, powspominać, posłuchać muzyki na corocznych imprezach organizowanych w mieście.

Odbyliśmy kilka prywatnych rozmów ale na rozmowę przed mikrofonem, nie udało mi się namówić Karola.

Ja, (autor tekstu), po sporej przerwie wróciłem do muzyki za sprawą kolegi z zespołu, z którym grałem w latach młodości. Kilka lat temu, 12 marca, w prezencie imieninowym dostałem od Niego komplet strun do gitary. Byłem jeszcze w posiadaniu czechosłowackiej gitary Jolana Tornado, którą dwa lata temu zamieniłem na współczesnego, lutniczego Telecastera. Od tamtej chwili, stopniowo ale konsekwentnie budowałem swoje studio muzyczne w domu.

Od kilku lat tworzę i nagrywam własną muzykę, korzystając z istniejących na rynku muzycznym, dostępnych rozwiązań technicznych, między innymi komputerowych. Bo dzisiaj, jak wielu jest wiadomym, możliwości tworzenia muzyki są ogromne . Gram i tworzę muzykę instrumentalną pod nazwą „ONESELF Band „. Instrumentem wiodącym jest gitara elektryczna. Kilka utworów z wybranych albumów udostępniam administratorowi portalu retromuzyka.pl do wykorzystania według własnego uznania. Brakuje mi jednak perkusisty, bo w nagraniach wykorzystuję gotowe ścieżki zawierające sekcje rytmiczne.

Gdyby udało mi się nakłonić do współpracy uzdolnionego perkusistę, nagrań można byłoby dokonywać np. z wykorzystaniem łącz internetowych. To jest dzisiaj możliwe ale czy uda się realizacja przedsięwzięcia? Sam, nie udzielę takiej odpowiedzi.

Mogę za to podziękować Panu Janowi Olejnikowi oraz administratorowi strony retromuzyka.pl za umożliwienie nawiązania kontaktu z Karolem.

Autor (G Dz )


miasto

Opublikowano dnia: 16.12.2016 | przez: procomgra | Kategoria: Artykuły, Biografie, Historia, Wspomnienia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

TŁUMACZENIE Google»

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Zamknij